Muszę się Wam do czegoś przyznać - nie lubię myć okien. Jeszcze paru rzeczy też nie lubię ale przed tą czynnością wzdragam się na poziomie komórkowym. Dlatego w sobotę kiedy wybitnie nie miałam zacięcia do sprzątania, obiecałam sobie, że tę pańszczyznę odrobię we wtorek..Wtorek wydawał mi się nader odległy a obietnica złożona samej sobie pozwalała z czystym sumieniem leniuchować. Doświadczenie podpowiadało mi, że o tej porze roku pogodna aura trwa zwykle dwa dni, nie więcej, dlatego gdzieś na dnie duszy miałam nadzieję, że w związku z pogorszeniem się pogody moje mycie okien nie dojdzie do skutku. Sobota -ładna, niedziela - super. O myślę sobie nie jest dobrze, poniedziałek - dalej świetna pogoda. Doszłam do wniosku, że we wtorek na pewno się zbiesi. I co? Patrzcie jak to się zawsze można zawieść na pogodzie. Jakbym miała urządzać wystawne przyjęcie w ogrodzie to by lało jak z cebra, ale jak mam myć okna to słoneczko świeci jak nie przymierzając w jakiejś Grecji czy innych Italiach. Zaraz po przebudzeniu moje nadzieje na ulewny deszcz zostały rozwiane przez słoneczko, które wyrabiało 200% normy. Przodownik pracy znalazł się - pomyślałam sobie. Jednak zaraz wykiełkowała we mnie gwałtownie nadzieja na odsunięcie od siebie znienawidzonej czynności. Może jestem chora, w końcu sezon infekcji się zaczął. Wiem, bo czytałam w wiadomościach. Fachowcy tam siedzą, to wiedzą co piszą. Tylu ludzi choruje, może ja też. Wsłuchałam się w siebie... ślinkę przełknęłam - i nic, w oddech się wsłuchałam, chrząknęłam - i co? - NIC! Bezwstydnie zdrowa byłam. I co było robić, umyłam. Pewnie jutro będzie padać, czekało, aż umyję, żeby zachlapać.
Co by nie było mi nudno, wyszukałam w szafce w moim artystycznym nieładzie (czyt. bałaganie) zawieszkę na okno, którą popełniłam w zeszłym roku. Zdjęcie zrobiłam dopiero wieczorem, kiedy odpoczęłam po tej katorżniczej pracy. Kolory troszkę prześwietlone. W rzeczywistości żółty, pomarańczowy i zielony są takie pastelowo przydymione. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tylko taki opis tych barw mi się nasuwa. Praca nad zagadką się posuwa i może jutro będzie już gotowe. Jest czas jeszcze żeby pogłówkować.
Z ŻYCIA ZIELONYCH
Mój zamiokulkas postanowił zakwitnąć. Kwiat będzie oryginalny to już widać :) Będę na bieżąco zamieszczać jego postępy w kwitnięciu. Miejmy nadzieję, że będzie współpracować na sesjach zdjęciowych :)))
Tytułowa zawieszka. Ostatnie jesienne słoneczniki. |
Jestem sobie mały miś, grzeczny miś. |
Znam się z dziećmi nie od dziś :))) |
Zamiokulkas w całej krasie. |
Zobaczymy jak się popisze na następnej sesji. |
Ostatnio mnie obsmarowali, że przespałam porządki sobotnie. |
Proszę tutaj widać w całej krasie. Nie śpię - towarzyszę, chociaż mi się nudzi. |
Fajna zawieszka! Jestem ciekawa rozkwitu kwiatka:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:-)))
Jak tylko wychyli nosa to zaraz pójdzie na sesję, oczywiście zdjęciową :)
UsuńBuźka :-)))
Zawieszka na okno bardzo ładna. Podoba mi się pomysł z tą kuchnią na biało-granatowo. Fajnie ją urządziłaś. Motyw ptaków na serwetce szydełkowej z poprzednich wpisów jest świetny.
OdpowiedzUsuńCo do zwierzątek : ja mam 3 koty dwa czarne i jeden czarno-biały. Ubaw z nimi jest codziennie hahaha
Pozdrawiam serdecznie Dorota
Granat w kuchni jest odreagowaniem na panującą tam poprzednio czerwień i mam już plany czym odreaguję ten granat :-) Co do zwierzaków to nikt i nic nie jest w stanie zapewnić takiej rozrywki jak one :))) Pozdrawiam i serdecznie zapraszam jak najczęściej :-)
Usuń