Zerwałam się skoro świt, rześka jak skowronek. Radosnym truchcikiem podążyłam do łazienki, gdzie przelotnie zerknąwszy w lustro, upewniłam się, że wyglądam jak zwykle. Włos jedwabisty, oko błyszczące (nawet dwa), cera jak krew z mlekiem a biust jędrny. Zabrawszy się do porannych ćwiczeń, zrobiłam bez trudu salto w tył i ... obudziłam się !!!
Zwlokłam się z wyrka i pociągając nogami, powlokłam się do łazienki. Jedno spojrzenie w lustro upewniło mnie, że od wczoraj nic się nie zmieniło. No może kołtun był trochę większy i oczka odrobinkę podkrążone bardziej. Nic to, jak mawiał Wołodyjowski swojej Basieńce, nic to - drugi raz pomyślałam sobie, zrobię dzisiaj wolne od prac wszelakich, wypocznę to może pomoże ... a jak nie to lustro zamaluję, bruździć mi tu swołocz z samego rana będzie, jak nic drania zamaluję i swoje zdjęcie sprzed lat dziestu powieszę. Westchnęłam i mijając wyrzut sumienia w postaci rowerka treningowego, kolejny raz postanowiłam, że od jutra to już na pewno, że regularnie itd., itp. Udałam się do kuchni w celu spożycia posiłku porannego zwanego śniadaniem. Po przekroczeniu progu od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Śniadanie było gotowe. Coś wisiało w powietrzu. Długo czekać nie musiałam, szykował się wyjazd do miasta. Ja nie chcęęęę- wyjęczałam, ale mój Ślubny wiedział co robi, zaczął mnie przekonywać, podsuwać wizje odwiedzin pasmanteryjnych, roztaczać przed moimi oczyma zawrotne ilości sklepów, po których będę mogła myszkować dowoli ( o zwiedzaniu mówił spryciarz, o zakupach ani słowa). No i tak namawiał, tak przekonywał, że pod koniec śniadania miałam wrażenie, że ten wyjazd sama zaplanowałam i nie mogę się go już doczekać.
W mieście jak to w mieście. Było w skrócie tak:
Najpierw
powoli
jak żółw
ociężale
Ruszyłam
do sklepów
nie nudząc się
wcale.
I robiąc zakupy z tak wielkim mozołem
kręciłam się ciągle koło za kołem,
I biegu przyspieszam, i gnam coraz prędzej,
Do sklepu, marketu i shopu wciąż pędzę.
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost
Do sklepu, do sklepu, do sklepu przez most.
I nagle stanęłam, poczułam, że dość
Bo przecież ja tutaj to tylko gość.
Jak już zwolniłam i jeszcze pomyślałam przez chwilę, to z mej piersi wyrwało się żałosne - ja chcęęęę do domuuuu! Tu jest za dużo ludzi, za dużo aut, za dużo hałasu, w ogóle wszystkiego jest dużo za dużo. Ja chcęęęę do domuuuuu!!! W obawie przed zbiegowiskiem, zostałam szybciutko zapakowana do auta i odtransportowana w pielesze domowe. Zmęczona jestem potwornie, nawet siły nie miałam, żeby zdjęcia łupów pasmanteryjnych zrobić. Morał z dzisiejszego dnia jest w tytule a ja na razie nigdzie się nie wybieram. Będę robótkować w domu :)))
Jak widać na załączonym obrazku, lubię ptaszki. Oto kolejny - paw w altance. |
*wiersz nie jest mój, pozwoliłam sobie przerobić odrobinkę fragment wierszyka, wiecie jakiego?
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam Twoje teksty. Dzisiejszy żywcem wyrwany z mojej duszy, tylko piękniej ubrany. Jak dobrze, ze tu trafiłam!
OdpowiedzUsuńKłaniam się w pas w podziękowaniu:) Najwyraźniej duszyczki z jednej sztancy mamy :))) Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na przygody i z życia mego epizody :)))
UsuńWiemy , wiemy w domu najlepiej pozdrawiam Anulka
OdpowiedzUsuńWidzę, że jesteśmy w tym samym klubie wtajemniczonych w uroki domu :))) Pozdrawiam!
Usuńhahaahahha Ale sie uśmiałam :) oj tak , nie ma to jak domowe pielesze :)
OdpowiedzUsuńAno właśnie w domciu najlepiej :)))
UsuńŁał jaka wielka ptaszyna ,
OdpowiedzUsuńBardzo miło sie czyta twoje opowieści , czekam na więcej ,,
Taak, to największy ptak zrobiony przeze mnie, jednym słowem pawisko całą gębą :))) Postaram się coś naskrobać :) Pozdrawiam!
UsuńNie ma to jak przeczytanie Twojego postu z rana! Od razu mi lepiej i śmieję się w głos chociaż sama w domu jestem...tylko pies patrzy się na mnie wymownie...
OdpowiedzUsuńPiesek?! A jaki piesek? Duży czy mały? Może łyżew, albo mały biały dupelek? A może bulgot? Wiem, wiem na pewno jajnik! (to oczywiście z kabaretu Dudek :)) Piesek albo kotek to potrafi się spojrzeć wymownie, oj potrafi! Aż się człowiekowi czasem dziwnie robi :))) Pozdrawiam!
UsuńWiemy, wiemy, że to wierszyk wujka Julka.;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, ze ja też tak czasami mam. Jedni kryją się w pracy inni w zaciszu domowym.
Paw prze-cu-dny!!!:)))
Tak to dobry stary wujek Julek :))) Wygrałaś dożywotnią prenumeratę mojego bloga :))) Od dziś nie ma żadnych wykrętów, czytanie i oglądanie mojego bloga obowiązkowe :))) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńZosiu, jak zwykle felieton na poziomie mistrza Wiecha;) Uchichralam sie po pachy, i po cichu dodam, ze mam podobnie;) Jak sie ostatnio, nieopatrznie znalazlam na warszawskim Nowym Swiecie, to ciagle zadawlam sobie pytanie:"a co ja robie tuuu';)
OdpowiedzUsuńA paw dumy i blady;)) Sciskam:)
O, to Ty też lubisz Wiecha?! Ale gdzie mnie tam do Wiecha, nad wyraz łaskawa jesteś dla mnie :) Dzięki i ściskam Cię mocno :)))
UsuńUwielbiam Cię czytać i żałuję że trafiłam tu tak późno :) Ale skłaniam sie do przeczytania Cię od a do z :)
OdpowiedzUsuńTak od A do ZET ?! Ja nie wiem czy to bezpieczne w takiej dawce :))) Czytasz na własną odpowiedzialność. Skargi i zażalenia przyjmuję 30 lutego każdego roku :))) Pozdrawiam i zdrowia życzę !
UsuńStrasznie sie ciesze, ze zapisalam sie u mnie na Candy bo dzieki temu Cie znalazlam. Czyta sie wspaniale, jak opowiadanie . A ze ze mnie mol ksiazkowy to dla mnie jest miod dla duszy. Pozwol ,ze tu zostane juz na zawsze. Pozdrawiam ANia
OdpowiedzUsuńA widzisz to my tego samego gatunku jesteśmy, bo ja też mól książkowy i to tak od dzieciństwa. Cieszę się, że zostajesz :))) witam chlebem, solą i procentami :))) Pozdrawiam gorąco!
UsuńMiło,ze poznajemy w tłumie blogów Osoby ,które mają podobne spojrzenie, podobne podejście i z ich tekstów tryska humor, takie to ważne!!! Radujmy się każdą chwilą i narzekajmy ile wlezie jak mamy na to ochotę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pat
O to, to. Ja się całkowicie zgadzam z Tobą, jak w gronie przyjaciół, o wszystkim co nas gryzie, czasem ze śmiechem, czasem z łezką! Odnaleźć się w ludzkim oceanie to nie takie łatwe ale jednak możliwe jak widać:))) Pozdrawiam cieplutko!
UsuńPaw śliczny, a tekst o zakupach... no skąd ja to znam. Od pewnego czasu zakupy i wałęsanie się po sklepach też mnie męczy (może za wyjątkiem pasmanterii, gdzie powinien wisieć zakaz wstępu dla mojej osoby z powodu nadmiernego wykupu włoczki....hahaha)
OdpowiedzUsuńW mojej pasmanterii jak wchodzę to oblicze Pana Sprzedawcy rozjaśnia promienny uśmiech od ucha do ucha, zawsze się zastanawiałam dlaczego? A teraz podsunęłaś mi pomysł, że to może z moimi zakupami a raczej wykupami ma coś wspólnego :)))) Buźka!
UsuńRewelacyjny tekst, ale się uśmiałam! Chyba się cofnę do poprzednich postów, popieram Kasię!:))
OdpowiedzUsuńJa już wcześniej wspominałam, cofanie się do poprzednich postów tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność. Istnieje możliwość, że już wcześniej zakradł się tam wirus humoru:))) Ja też popieram Kasię a w czym? :) Pozdrawiam serdecznie !
UsuńW tym cofaniu się - ona pierwsza wyraziła chęć przeczytania twojego bloga od a do z.;))
UsuńKochana, Ty powinnaś te opowieści powielać i na papierze!!!
OdpowiedzUsuńMówię Ci, zrób to!
A jak kiedyś ktoś to jeszcze sfilmuje, to Oscar za scenariusz murowany!!!!!!!
Chyba napisałam z błędami, ale co tam! ;)
UsuńSiły przebicia nie posiadam odpowiedniej:) to się chyba do szołbiznesu nie nadaję:))) Błędami się nie przejmuj, jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce :))) Ja też strzelam byki ale najważniejsze, żeby to robic z takim wdziękiem jak Ty! ;)
Usuń