Przejmujący dzwonek wyrwał mnie z krainy snu i fantazji. Półprzytomna próbowałam namacać telefon. Najpierw złapałam etui z okularami, następnie chwyciłam pilota, by w końcu uchyliwszy nieznacznie powieki zlokalizować komórkę. Jak się okazało po chwili, wszystkie te korowody wykonałam, w celu odebrania połączenia od telefonicznego akwizytora. Mało przyjaznym głosem podziękowałam, za chęć obdarowania mnie kolejnym suprehiperextra okazyjnym kredytem i rozłączyłam się, nie czekając na następne propozycje, które zapewne usłyszałabym od złotoustego interlokutora. Natychmiast podjęłam desperacką próbę kontynuacji "snu sprawiedliwego", niestety sen odpłynął, za to przebudziła się fizjologia, energicznie dopominając się o swoje prawa. Chcąc nie chcąc, zwlokłam się z wyrka i poczłapałam w kierunku łazienki. Po drodze rzuciłam niechętne spojrzenie w kierunku okna i zaraz tego pożałowałam. Tuz za szybami oddzielającymi mnie od świata zewnętrznego rozpościerał się szarosiny jesienny krajobraz... Wzruszyłam ramionami i postanowiłam udawać, że nic nie widziałam. Po dokonaniu porannych ablucji, przyszedł czas na poranną prasówkę. Czytałam kolejne tytuły, szukając czegokolwiek co by mię nastroiło optymistycznie do świata i codziennych obowiązków. Nagle mój wzrok przykuł tytuł niezwykle obiecujący - "Wizerunek kobiety idealnej". Odkąd zrzuciłam ponad 17 kg, stąpałam po tym ziemskim padole z przeświadczeniem, że od ideału dzieli mnie ledwo kroczek...
Wstęp pobieżnie przeleciałam wzrokiem, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do sedna artykułu. Nareszcie dostawszy się do meritum sprawy i mając akurat lustro pod ręką, dalejże porównywać się do tego ideału...
Punkt 1 - "jest piękna"
No tu nawet do zwierciadła zerkać nie musiałam. Przeca fakt żem piękna jest ogólnie znany. Nawet zdjęcia na bloggerze nie zamieszczałam, by nie wywołać fali kompleksów i depresji w sieci, wśród płci pięknej, tudzież nadmiernego zainteresowania u męskiej części...
Punkt 2 - "zadbana"
Przełknęłam ślinkę i nieśmiało zawadziłam spojrzeniem o lustro. Zobaczyłam wytarte za duże (!) dżinsy, ściągnięte paskiem za 8 zł, kupionym okazyjnie w sklepie "Wszystko po 5 zł". Obrazu dopełniała sprana bluza dresowa i przydeptane na maksa kapcie. Chrząknęłam znacząco, zagłębiając się na powrót w lekturze.
Punkt 3 - "Każdy szczegół jej powierzchowności dopracowany jest do perfekcji - strój, makijaż, fryzura"
Strój - patrz wyżej (można by przyjąć, że jest dopracowany...)
Makijaż - permanentny... brak jakiegokolwiek.
Fryzura - z rana "jakby piorun w miotłę strzelił", koło południa ulega metamorfozie w warkocz luźno spleciony, czasem w kok zwinięty.
Punkt 4 - "Jest kobietą sukcesu - robi oszałamiającą karierę; robi to co kocha, realizuje się, rozwija a przy okazji zarabia dużo pieniędzy"
Tu mię odrobinę zatchło, bowiem do tego punktu nijak się przypasować nie mogłam. Ni sukcesu, ni oszałamiającej kariery nijak znaleźć, w kolejach mojego żywota nie mogłam. Wprawdzie robię to co kocham (haftuję, szydełkuję), ale tak się jakoś złożyło, że przy okazji tego kosztownego jakby nie było hobby, nie zarobiłam nigdy złamanego grosza.
Punkt 5 - "imponujące życie zawodowe łączy z domowymi obowiązkami"
Tu rączęta załamawszy, rzewnymi łzami liczko me nadobne zrosiłam. Owszem zdarzyło mi się w życiu pracować poza domem, ale memu życiu zawodowemu daleko było do przydomka - "imponujące" i nijak tej "kariery" z domowymi obowiązkami połączyć nie mogłam. Zapominałam i zawalałam, kolejne "domowe obowiązki" na tyle często, by nie rzec nagminnie, aż w końcu zrezygnowałam ze "spełnienia zawodowego"...
Punkt 6 - ... o nie!
Dalej nie czytałam. Doszłam do wniosku, że dość się dowiedziałam. Gdyby ktoś chciał napisać artykuł pt. - "Kobieta (nie)idealna" - zapraszam do mnie ;) Posiadam niejasne wrażenie by nie rzec przeczucie, że do takiego artykułu posiadam odpowiedni potencjał.
Oto liści obiecanych ciąg dalszy... te chyba klonowe albo kasztanowe, a może nie?