Mam słabość do zielonego i wcześniej czy później, próbuję wszystko co mi wpadnie w ręce rozmnożyć. Skutek bywa bardzo różny, czasem jest to plaga urodzaju a czasem klęska za klęską. Jako, że doszłam do wniosku, że mam za mało fiołków, postanowiłam powiększyć swój stan posiadania metodą tradycyjną ;))
Mini szklarenka zakupiona przed laty wraz z nasionami rzeżuchy bodajże w Lidlu.
Dolny rząd to fiołki, dwa już wypuściły nowe roślinki, trzeci na razie idzie w zaparte. W górnym rzędzie od lewej gasteria, grudnik i roślinka, której nazwy nie znamy (wydaje mi się, że i tak nie przeżyje, bo wygląda marniutko). Zobaczymy za tydzień dwa co z tego będzie.
Na powyższym zdjęciu uwieczniłam moje namowy storczyka by raczył się ukorzenić w nowym domu. Wychodzę z założenia, że swój rozum ma i wyczai, że mu podstawiamy chałupę pod spód;))
I to by było na tyle. Do zobaczyska!