Nie lubię lekarzy, nie żeby tak prywatnie. Prywatnie to ja ich nawet lubię i nic do nich nie mam. Jednak myśl o wizycie wydaje mi się niesłychanie i nieodmiennie antypatyczna. Staram się ich unikać jak mogę i jeden tylko Pan Bóg wie, ileż ja sposobów medycyny naturalnej takoż zwanej alternatywną wypróbowałam na sobie, włącznie z moją ulubioną autosugestią. Metoda tyleż prosta co i nieskuteczna ;), wystarczy powtarzać do znudzenia - jestem zdrowa, jestem zdrowa a jak nie pomoże przejść się koło szpitala. Coby sprawa była jasna moja niechęć rozciąga się także na znachorów, babki od zamawiania i inne szeptuchy. Na owej niechęci do zawodu lekarskiego wszelakiego autorytamentu, zaważył być może fakt z bardzo wczesnego dzieciństwa, kiedyż kiwając nade mną głowami, powątpiewano w moje możliwości dożycia pierwszego roku. Wrodzona przekora usłyszawszy te słowa, natychmiast zmobilizowała wszystkie siły witalne, mojego nader wtedy wątlutkiego organizmu i voila! Mało, że pierwszego ale nawet 48 dożyłam. :) Od tego czasu zasady współżycia między mną i lekarzami były jasne, oni mnie leczyli a ja starałam się to jakoś przeżyć. Tak więc w związku z ową animozją staram się usilnie omijać lekarzy, przychodnie i szpitale. Jednak niestety jak usłyszałam od jednego lekarza-optymisty - zdrowie to stan przejściowy między jedną chorobą a drugą. Toteż wcześniej czy później nadchodzi moment kiedy zdaję sobie sprawę, że wizyta jest nieunikniona.
Okularki do czytania i robótkowania noszę już od lat 3 z okładem, mniejsza o to ile tego okładu jest, ważne, że ostatnio jakby dziurka w igle zrobiła się mniejsza i literki w książce drobniejsze... Wykluwała się powoli we mnie myśl, że to nie wina oświetlenia tylko chyba , jednak... o matko i córko!!! trzeba do lekarza po nowe okulary! No i zaczęło się. Wieczorem twarde postanowienie, jutro zadzwonię i zarejestruję się. Rano miękłam i odkładałam myśl o telefonie na kiedy indziej. Zabawa w kotka i myszkę sama z sobą potrwała około 2 tygodni, aż w końcu w nagłym przypływie szaleńczej odwagi udało mi się zarejestrować. Dzień przed czyli wczorajszy przesiedziałam jak na szpilkach. Dziś wzięłam głębszy wdech i na tym wdechu udałam się do specjalisty od ócz po nowe patrzałki. Z duszą na ramieniu i szaleństwem w oku wpadłam do rejestracji po kartę... gdzie dowiedziałam się, że mogę spokojnie (!) wrócić do domu, bo lekarza nie ma i nie będzie. Błogość( która spłynęła natychmiast na mą duszę) przesłonił fakt, że na następną wizytę będę czekać znowu 2 tygodnie.
Dziwna myśl zalęgła się w mej głowie, czyżby lekarze zaczęli unikać mnie tak jak ja ich?!
W Robótkowie dziś zima i lato. Przedstawicielem zimy są maleńkie łyżwy, które mimo braku prawidłowych patrzałek udało mi się wydziubdziać, a lato prezentuje serwetka z motylami i przydasiowe kwiatki.
Oto maleńkie łyżwy... |
...na święta jak znalazł:) |
Pudełko zapałek, żeby unaocznić ich wielkość :) |
Każda para ma inaczej wykończoną cholewkę na górze. |
A mnie jest trochę szkoda lata... |
... jeszcze ostatni motylek w tym roku... |
jeszcze ostatnie kwiateczki ... |
... i ciągle jeszcze na niebiesko :) |
No i dobrze i niech unikają Cię dalej....Zdrowie to nasz cenny skarb..Bądźmy zdrowe!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kiedy ja non stop na lekach i czasem muszę uzupełnić braki :))) To niech mnie unikają ale recepty zostawiają :))) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńA może jakieś niekonwencjonalne leczenie?..może trzeba zrobić badanie na braki w organizmie?..ja np. robiłam ostatnio i mam niedobory d3 ...a może trzeba zmienić dietę..ja wciąż szukam w tej dziedzinie:).
UsuńZdrówka więc!!!
A kto lubi lekarzy???? Podpisuję pod tym postem...do czasu pójścia do lekarza (z musu)...
OdpowiedzUsuńTyciusie łyżwy przecudne!!!!!!!!!!! Jestem nimi zachwycona, podziwiam misterna pracę:)))
Są tacy co jak kichną to idą na tomografię :) Łyżwy wydziubdziałam z nerwów, że się nadenerwowałam, naczekałam i do okulisty i tak się nie dostałam. Poniosło mnie :) Dziękuję za miłe słowa o mnie u Ciebie :) Naprawdę tak myślisz?
UsuńUśmiałam się:) Ja też za nimi nie przepadam:)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne łyżwy!!!:)
Mnie w rejestracji było trochę mniej do śmiechu ;) Dzięki :)
UsuńTak to bywa z lekarzami. Moja mama jest na etapie, że niestety musi do nich chodzić i najbardziej wykańczające jest to, że długo się czeka na wizytę, a potem okazuje się, że lekarza nie ma. Sama noszę okulary i wiem, że o oczy trzeba dbać, więc w tym przypadku Twoja wizyta jest nieunikniona. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą całkowicie, wiem że muszę ale jak widać mam problem typu - żuraw i czapla :))) Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńPorcja ćwiczeń i humoru jako dodatek do kawusi i nie ma potrzeby chodzenia po lekarzach pozdrawiam Anulka
OdpowiedzUsuńOj, żeby to było takie proste. Niestety już od 15 lat, w najlepszym wypadku raz na kwartał mam "randewu" z lekarzem jak w banku :))) Pozdrawiam!
UsuńOjjjjjj... Jak trzeba to niestety wskazana jest wizyta u specjalistów....Chociaż czasami zanim człowiek pójdzie, to sam musi nieco języka zaciągnąć na temat swoich przypadłości w książkach, bądź internecie, żeby się nie dać zbyć byle czym panom doktorom, czy paniom (doktorkom?).
OdpowiedzUsuńWow! świetnie wyszły Ci te łyżwy! Wyśmienita dekoracja na czas świąt czy Adwentu.
No patrz! Przykleiłaś serwetki? To chyba kochana nadajemy na tych samych falach, bo Ja wczoraj też kleiłam, niedługo pokażę na blogu efekty.
Faktycznie, mam dokładnie takie same doświadczenia jak Ty, trzeba zawsze być dokładnie przygotowanym :))) Łyżwy powstały w napływie furii po niedoszłej wizycie, jak się przy nich skupiłam to mi trochę nerwy odpuściły i jak to Ślubny stwierdził, zwiększyły mu się szanse przeżycia :)))
UsuńNie kleiłam, przypinałam szpileczkami, dzięki temu zmieniam dekorację ile razy mnie fantazja ułańska poniesie ;) Aparat chyba zaczyna mi dogorywać, bo kolorki przekłamuje :) Czekam z niecierpliwością na efekty Twojego klejenia !
Z Twoimi oczami nie jest tak źle, skoro takie maleńkie cudeńka wyszydełkowałaś. Do lekarzy trzeba od czasu do czasu chodzić, ale tylko do dobrych, na innych szkoda czasu i zdrowia, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSkąd wiedzieć, który dobry? Każdy ma swoich fanów:))) Ja zawsze miałam sokoli wzrok ale od dwóch lat z okładem do czytania i robótkowania potrzebuję patrzałek :))) A ostatnio widzę, że nie widzę jak trzeba ;))) pozdrawiam serdecznie!
Usuń"Kocham" lekarzy podobnie jak i Ty :) Moim sercem zawładnęły łyżwy! :)
OdpowiedzUsuńMoim też, powiesiłam sobie je pod nosem i patrzę :))) Chyba nie wypada tak się chwalić, upss! ale takie fikuśne mi się zdają ;)
UsuńDo lekarza idę dopiero jak nie mam innego wyjścia i wypróbuję wcześniej wszystkie znane mi naturalne sposoby.
OdpowiedzUsuńŁyżwy bardzo pomysłowe- wyszły świetnie. Serwetka, też mi się bardzo podoba.
Życzę wiele zdrowia Dorota
Dzięki za życzenia zdrowia, tego nigdy nie za wiele :))) Cieszę się, że spodobały Ci się łyżwy a miały być najpierw buciki ;) Pozdrawiam gorąco!
Usuń