czwartek, 29 października 2015

Zwykły niezwykły poranek czyli paczka od Danusi :))

Zosieńka szorowała zęby, oczekując na przesyłkę. Doba była dla niej zawsze za krótka, więc niczym Napoleon Zosieńka dwoiła się i troiła. Znużona oczekiwaniem na listonosza, postanowiła przywrócić równowagę kwasową w jamie ustnej. Szczotkowała z włosem i pod włos zęby, jakie los przy wydatnej pomocy stomatologa pozostawił w jej gębie, i rozmyślała o niezbadanych drogach, jakie tak oczekiwana przez nią przesyłka, musiała pokonać w drodze do niej... Rozbrzmiewający dzwonek do drzwi w kilka sekund podniósł jej ciśnienie, jednak pomna iż Ślubny jest na spacerze z Psicą (Ślubny uwielbiał robić kontrole dzwonka) zlekceważyła ten sygnał. Atoli po chwili dzwonek  ponownie rozbrzmiał, niczym dzwony w Notre Dame ogłaszające radosną nowinę - listonosz u bram! A dokładniej u furtki ;) Zosieńka upuściła szczoteczkę i kubek (dzięki Bogu, że nie szklany!) i pognała kurcgalopkiem do drzwi. Wychynęła i zakrzykła donośnym głosem - "Już idę".  Przypomniawszy sobie iż na pewno trza będzie coś kwitować, rzuciła się po okulary, po drodze przytomnie wyłączając gaz pod czajnikiem. Już była przy drzwiach, kiedy stanęła, rażona niczym piorunem myślą o niekompletnym uzębieniu. Przez moment stała w miejscu miotana wewnętrznym rozdarciem duszy... ponownie wychyliła się przez drzwi, huknęła donośnie, że zaraz idzie i pognała na powrót do łazienki, gdzie przyozdobiwszy się pełnym uzębieniem z ulgą odetchnęła. Zrobiła w tył zwrot i radosnym truchcikiem udała się do furtki, gdzie cierpliwie czekał Listonosz. Był to człowiek młody, zawsze uśmiechnięty i tak bardzo obowiązkowy, że współpraca z nim oznaczała zawsze czystą przyjemność. Zosieńka złożyła w wyznaczonym miejscu fantazyjny podpis i choć  kłębiły się w niej demony, żądające natychmiastowego rozpakowania dzierżonego w ręcach pakunku, grzecznie zamieniła z Listonoszem słów kilka na tematy ogólne. Pożegnawszy się z przedstawicielem poczty, wyrwała do domu niczym rącza sarenka. Postawiwszy z ogromną pieczołowitością na stole dopiero co odebraną przesyłkę, zerknęła na adres wypisany na szarym papierze. Zerknęła jeszcze raz...i jeszcze raz. Zosieńka zagryzła wargi (wszak miała czym) i smętnie pokiwała głową. Podając adres pomyliła własny kod, jakby nie było znany jej przecież od lat. Zosieńka odkąd przyszło jej żyć z komórką za pan brat, nie pamiętała nigdy własnego numeru, ale żeby osobisty od lat nie zmieniany adres pomylić! Przez chwilę rozważała czy by do własnego odzienia nie podoszywać tasiemek z adresem, ale porzuciła te rozważania targana ciekawością  o zawartość przesyłki. Jednak w życiu Zosieńki nigdy nic nie jest tak proste jakby się mogło wydawać. Pudełko było obwiązane sznurkiem. Niecierpliwa Zosieńka podpowiadała by użyć noża bądź nożyczek... ekologiczna i oszczędna Zosieńka oburzona na tamtą, nakazywała odzysk sznurka... Rozdarta Zosieńka przez moment się wahała a potem ulegając demonowi oszczędności i ekologicznego odzysku materiałów nadających się do powtórnego użycia, zaczęła mozolnie rozsupływać sznurek. Rozdłubawszy supełki i przeciąwszy papier, Zosieńka z ciśnieniem oscylującym wokół górnej granicy wydolności, zaczęła wypakowywać kolejne skarby... Z ogromną starannością by nie rzec pietyzmem układała kolejne rarytasy jakie ukazywały się jej oczętom. Każde cacko dokładnie oglądała a potem ze ściśniętym gardłem ze wzruszenia, odkładała na stół. Po chwili blat stołu zapełnił się unikalnymi przedmiotami, których maestria wykonania wprawiała ją w podziw. Zosieńka otarła oczy, udając, że to... że nic to... Poszła po chusteczkę, wydmuchała w nią elegancko nosek i jeszcze raz zaczęła oglądać... Potem wzięła aparat i robiła zdjęcia.
W nocy kiedy Ślubny spał snem sprawiedliwego, Zosieńka siedziała w kuchni i kolejny raz oglądała wszystkie cudeńka...

Wieczorem  przy komputerze okazało się, że zdjęcia nie wyszły. Wszystkie były poruszone... to zosieńkowe ręce nie strzymawszy emocji, które nią targały, nie były w stanie utrzymać aparatu. Sesja została powtórzona na następny dzień, by wszyscy mogli podziwiać prezenty jakie Zosieńka otrzymała od Danusi - spragnionych dalszego podziwiania jej fenomenalnych prac zapraszam na jej blog - Anstahe.

Oto schowek na przydasiowe skarby, których Zosieńka strzeże niczym oka w głowie.



Pojemniki na kawę i herbatę. Zosieńka ostatnio obtłukła róg takowego pojemnika, więc z niezwykłą radością  powitała nowe. Ślubnego ucieszył szczególnie pojemnik na kawę, Zosieńkę ten na herbatę... ;)

Cudnej urody podstawki, Zosieńka obejrzała szczególnie dokładnie, próbując podglądnąć mistrzowski warsztat.

Ta blaszka przyda się Zosieńce szczególnie....

.... choć powinna się na niej jeszcze znaleźć przypominajka a własnym adresie ;)))

Kociska... żywcem jakby Cichociemna :))

Zosieńka się z tym zgadza... kot dodaje smaczku i uczy... pokory ;)

Nic dodać nic ująć!

To sobie Zosieńka zawiesi na "oczach", co by się stresować niepotrzebnie  nie musiała ;))

Cyferki z kociskami... Zosieńka rozpływa się w zachwytach...

Wiem, wiem to sępolia a nie bazylia, ale powstrzymać się był ciężko, by nie wypróbować :)))

No i jak Zosieńka ma hołubić swą dysfunkcję motywacji, jak dostała tyle cudków?
Trza będzie to wszystko na wiosnę wysiać, żeby się nie zmarnowało ;))



Tę technikę, którą Danusia posługuje się po mistrzowsku, Zosieńka nieodmiennie podziwia...

... i dlatego jest głęboko wdzięczna za ten prezent!






Danusia dobra dusza jest i wiedząc co Zosience jest potrzebne do życia oprócz powietrza i odrobiny strawy, obdarowała Zosieńkę jej ulubionym kordonkiem. Pytanie się tłucze po zosieńkowej główce - skąd Danusia wiedziała, że Zosieńka ten właśnie kordonek, o tej grubości lubi najbardziej???

Tu Zosieńka będzie mogła się wyżyć dekupażowo! :))


Danusia pomyślała również o serwetkach, żeby Zosieńka miała nie tylko na czym ale także czym  wyżywać się dekupażowo ;)))


wtorek, 27 października 2015

Przebudzenie czyli jesienna aura w natarciu

Ślubny wszedł do sypialni. Stanął nad łóżkiem i przez chwilę przyglądał się Zosieńce. Spała, rytmicznie oddychając... żal było mu ją budzić. Westchnął i pocałował ją delikatnie w czoło. Zosieńka mruknęła coś niezrozumiale przez sen. Pogładził ją po czole. Zosieńka łypnęła jednym oczkiem. Jednym, bo drugie nadal spało. Ślubny z rozbawieniem obserwował kolejne stadia zosieńkowego przebudzania. Znał je od lat, ale wciąż go bawiły. Kiedyś na początku ich wspólnej drogi, dziwiło go jej siedzenie po nocy i późne wstawanie... teraz przywykł do tego tak bardzo, że nie wyobrażał sobie, że mogłoby być inaczej. Zamyślony nie zauważył, że Zosieńka na powrót udaje się do krainy Morfeusza. Odsłonił story, wpuszczając do pokoju światło dzienne. Słoneczko jak na zawołanie, wpadło do środka, igrając wesoło na meblach. Zosieńka przeciągnęła się i otworzyła drugie oko do kompletu. Dostała kolejnego buziaka a wraz z nim zaproszenie na śniadanie, które obok w pokoju już czekało na stoliku. Zosieńka powlokła się do łazienki, targana w drodze wewnętrzną wojną. Z jednej strony najchętniej wróciłaby do łóżka spać a z drugiej mile rozpoczęty dzionek, kusił słoneczkiem i smakowitym śniadankiem. Przy śniadaniu słuchając porannych wieści z podwórka, rozbudziła się całkowicie. Ślubny opowiadał jej o złotym dywanie, którym przez noc obdarzyła ich lipa, rosnąca nieopodal domu. Wzmagająca się ciekawość,z mobilizowała Zosieńkę do szybszego przełykania. Chęć obfocenia tego jesiennego zjawiska wygrała z resztkami senności.
Zosieńka po śniadaniu, zachęcana energicznie przez Ślubnego pomknęła na podwórko. Próbowała uwiecznić podwórkową jesień,  z takim sobie rezultatem. Kolejny raz żałowała, że Dorotka ( Weniger ist mehr - Mniej jest więcej) mieszka tak daleko. Zosieńka podziwiała jej umiejętność fotografowania i choć korzystając z jej rad nieco podszlifowała swój warsztat, to wiedziała, że daleko jej do zdjęć Dorotki.  Świadomość własnej niedoskonałości nie przeszkadzała jednak Zosieńce, w robieniu kolejnych zdjęć...

Na zdjęciach został uwieczniony skrzaci domek. Skrzacisko wprowadziło się jeszcze wiosną... Mieszka w lipie i sądząc po oknach rozbudowuje się w górę ;)))