poniedziałek, 28 lipca 2014

Lawenda czyli historia od początku do końca

   Od jakiegoś już czasu noszę się z zamiarem uczynienia lawendowych zasłonek wraz z dodatkami do kuchni. Tkaninę odpowiednią już zakupiłam i w trakcie kompletowania dodatków jestem, znaczy się kupowania wstążek, tasiemek w odpowiednim kolorze i tym podobnych. Poczyniłam też hafciki w tym kierunku. Pochwalić się miałam zamiar ukończonym dziełem, ale widząc jak ten termin wciąż się przesuwa, nabrałam wątpliwości czy powinnam czekać... i tak bijąc się z myślami, wdepnęłam na blog Kasi - Retro Blue i.... !!! Zobaczyłam tak piękne zdjęcia lawendowych pól, że mi wprost mowę odebrało! Moje postanowienie pokazania gotowych prac lawendowych prysły jak bańka mydlana :))
Oto historia lawendy...

Najpierw są nasiona




Nasiona wysiewamy na polach...



... lub w donicach




Potem jest zbierana, wiązana ...




Z tej rosnącej na polach powstają mydełka, olejki, wody, perfumy... a wszystkie pachnące cudownie.






A ta rosnąca w donicach, wędruje do kolorowych i pachnących  zawieszek... :))



I to by było na tyle :-D

P.S.
Mimo, że war się leje z nieba to w trakcie robienia zdjęć słoneczko bawiło się ze mną w chowanego :) dlatego zdjęcia jedne pełne słońca a inne wręcz odwrotnie ;)

piątek, 25 lipca 2014

Służba zdrowia czyli serce pełne granatów ;)

   Zosieńce zachciało się badań kontrolnych a jak to mówią ludziska  (i wiedzą co mówią!) jak Bóg chce ukarać śmiertelnika to spełnia jego zachcianki. Tak też chciała Zosieńka badań,  to je ma... i kipi nimi teraz. Biega od gabinetu do gabinetu, odbijana przez kolejnych pracowników służby zdrowia niczym piłeczka pingpongowa. A w naszej służbie zdrowia jest jak w słynnym powiedzonku - miało być tak pięknie a jest jak zwykle czyli szaro, buro i ponuro. Owszem zdarzy się czasem jakaś iskiereczka, ale to chyba na zasadzie tego wyjątku co to potwierdza regułę.U jednego ze specjalistów zarejestrowano ją na maj przyszłego roku... i co pozostało Zosieńce jak czekać i umacniać w międzyczasie w sobie wiarę w cuda... że dożyje tej wizyty. Owszem zaproponowano jej wizytę prywatną, ale na wieść ile miałoby to kosztować, Zosieńka zrobiła się najpierw czerwona, potem purpurowa a kiedy doszła do pięknego odcienia fioletu, zdołała wysyczeć przez zaciśnięte zęby - "Prędzej skonam niźli dam się tak naciągnąć!". Odwiedzając kolejne gabinety lekarskie pilnie przyglądała się lekarzom i zastanawiała się gdzież podziały się te anioły w białych fartuchach mające nieść ulgę i pokrzepienie cierpiącym? Najwyraźniej wyginęły razem z mamutami. Wszędzie burczano na nią, przepychano ze zniecierpliwieniem, traktowano tak bezosobowo, że już chyba bardziej się nie dało... Jakąż naukę wyniosła ze swych wędrówek po gabinetach lekarskich, zabiegowych, laboratoryjnych, wziętych jakoby żywcem z Kafki? Ano, że teraz dużo wody w Odrze upłynie zanim znów zdecyduje się na tak karkołomny wyczyn, bowiem wiadomo nie od dziś, że aby się leczyć trzeba mieć zdrowie, a tego Zosieńka już za dużo nie ma i postanowiła te ostatki szanować jak się da.
   Uczuć miotających Zosieńką w trakcie tych wizyt możecie się domyślać, toteż po powrocie do domu, siadała w swoim fotelu lub na tarasie w zależności od pogody i nastroju i uparcie haftowała nowe serce. Działalność owa miała nieść ulgę, ale kłębiące się w niej uczucia żądały krwi! Co było zrobić wybrała serce z owocem. który sam w sobie nic bojowego nie miał oprócz nazwy ;))) Serce z granatami!





niedziela, 20 lipca 2014

Torebka czyli galimatias i serce z motocyklem

   Zosieńka z głuchym stęknięciem zlazła z rowerka i czepiając się ścian, doczłapała do fotela. Tam  padła bez sił... Mimo zmęczenia jej twarz rozjaśniał uśmiech. Polubiła ten rodzaj gimnastyki, w końcu w trakcie pedałowania się nie sprząta, a tej czynności jak już wiecie Zosieńka nie lubi. Kiedyś dzień w dzień z uporem maniaka zamiatała i sprzątała, teraz w tym czasie pedałowała. Wychodzi na to, że jeden nawyk zamieniła na inny. Najlepiej byłoby gdyby robiła jedno i drugie, to znaczy najpierw sprzątała a potem pedałowała albo vice versa, ale najwyraźniej mogła mieć tylko ograniczoną liczbę nawyków i kręcenie pedałami zastąpiło sprzątanie. Efekty tegoż pedalowania choć niezbyt oszałamiające to jednak były i to wystarczało by nakręcać kręcenie.
  Ostatnio Zosieńka odkryła, że ucho jej torebki wisi dosłownie na włosku. Wpatrywała się przerażona nie wiedząc co począć, bowiem jej budżet nie przewidywał w najbliższym czasie szaleństw w postaci zakupu torebki... ani drogiej ani taniej, po prostu żadnej. Jednak szczęśliwym trafem truchtając od lekarza do lekarza, wdepnęła do lumpeksu zwanego z angielska second handem. Czasu było mało, więc przelatywała przez ów sklep truchcikiem w biegu łapiąc zasłonkę za  2 złote i 40 groszy z przeznaczeniem na poduszki, dwie koszule dla Ślubnego za złotych polskich 10 oraz bluzkę dla siebie za oszałamiającą sumę złotych pięciu. Zapłaciła w biegu i już prawie będąc na zewnątrz ujrzała kątem oka torebkę. Nie za dużą nie za małą, do wszystkiego pasującą... wrzuciła ABS-y, zahamowała bezgłośnie w miejscu niczym UFO, zrobiła w tył zwrot. Chwyciwszy torebkę udała się w kierunku lady, gdzie ponad głowami innych klientek dowiedziała się, że upragniony przez nią towar został wyceniony na pięć złotych. Natychmiast przystąpiła do wymiany monety pięciozłotowej na owąż torebkę i po udanej transakcji pobiegła odwiedzać kolejnych lekarzy.

Po południu Ślubny nakłonił ją do wybebeszenia starej torebki. Niechętnie zabrała się do pracy, bowiem gdzieś na dnie jej duszy tkwiło przekonanie, że nie będzie to łatwe zadanie. Zaczęła wyjmować zawartość...
portfel
telefon
długopis z niebieskim wkładem
długopis z czarnym wkładem
notes
4 kartki format A 4 złożone na czworo
kosmetyczkę z utensyliami przydatnymi każdej kobiecie średnio raz w miesiącu
plaster na kółku
nożyczki coby ten plaster można było uciąć
plaster z opatrunkiem
plaster z opatrunkiem wodoodporny
tabletki przeciwbólowe
nici białe
nici khaki (?!)
nici czarne
igła by można było z tych nici w razie czego skorzystać
inhalator jako astmatyk nie ruszała się bez niego
plastikowe reklamówki duże sztuk 2
plastikowe reklamówki małe sztuk 3
torba na zakupy składana (z materiału) sztuk 1
chusteczki do nosa w ilości około 6
papier toaletowy (wszak nasze toalety publiczne nie zawsze są w niego wyposażone)
druczki na list polecony
adres do dziecięcia zapisany na kartce rozmiaru A 4 (ostatnio nie mogła go znaleźć)
pilniczek do paznokci
wizytówki-reklamówki sztuk kilkadziesiąt
trzy pełne czubate garści paragonów wszelakiej maści (wciąż wszędzie trąbią, żeby brać paragon przy kasie to brała)
listy zakupów niezliczone - najstarsza lista sprzed roku
karteczki z zapisanymi numerami telefonów, niestety bez adnotacji do kogo owe numery należą
zapasowe kluczyki do auta, choć prawa jazdy nie posiada i jeździ zawsze jako pasażer

Zosieńka na bebeszenie swojej torebki wybrała kanapę stojącą w kuchni, dlategóż Ślubny rozsiadł się wygodnie przy stole obserwując z rosnącym zaciekawieniem ciągle rosnącą stertę przedmiotów... a z torebki wyłaniały się wciąż nowe skarby

dwa komplety sztućców plastikowych zawinięte w serwetki papierowe
patyczki drewniane do jedzenia lodów
gumki recepturki
scyzoryk
grzebień
centymetr krawiecki
lista haftów do oprawienia z dokładnymi rozmiarami - a nóż, widelec trafiłyby się tanie ramki
lustereczko maleńkie pozwalające w każdej chwili sprawdzić stan powalającej przecież urody

i to chyba już wszystko, jeśli nawet jeszcze coś było to umknęło zosieńkowej pamięci bezpowrotnie...

Ślubny westchnął, złapał się za głowę i z okrzykiem - "Jaki galimatias!" - wybiegł z kuchni. Zosieńka zaś pozbywszy się starych paragonów, poczęła starannie i pieczołowicie upychać swoje niezbędne skarby do nowej torebki. Wieczorem kiedy czas złagodził szok, Ślubny orzekł, że z taką torebką to nawet trzecia wojna światowa niestraszna :)))


Na tym zdjęciu kolory najbardziej zbliżone do rzeczywistych :)




środa, 16 lipca 2014

Wiejskie serce z krową czyli żniwa w pełni

   Jak się ma kilka robótek zaczętych naraz a do tego uparcie się dąży do zostania drugim Szurkowskim czy jakim innym Szozdą (przypomnienie dla młodzieży - mistrzowie kolarstwa w zamierzchłych czasach), to nie ma czasu na nic :)) Dziś zdjęcia okolicy zbożowej. trza się było śpieszyć bo żniwa już w toku...   i serce, które mnie się najbardziej kojarzy ze wsią. Dlaczego? Bo gdzież indziej może mieszkać krówka? :)))













sobota, 12 lipca 2014

Ciastka haftowane czyli wytrwałość popłaca :)

   Dwa i pół miesiąca temu odstawiłam kupne słodycze, ponad miesiąc temu wyeliminowałam cukier używany do słodzenia. No i rzecz jasna zastosowałam ŻP czyli żryj połowę ;) I efekty są jak najbardziej miłe oku :) Dlatego dziś znowu ciasteczka haftowane, jako że przyjemność przy ich tworzeniu była ogromna a nijak w żadnej części ciała mi się nie odłożą ;)))
Kanwa 14 Tajlur zakupiona w Coricamo, mulina jak zwykle dobierana metoda prób i błędów :)









Pamiętacie, że zaczęłam większy haft? Mam z nim problem a właściwie nie tyle z nim co z własną oceną swojej pracy. Czy to oczy już nie te, mimo iż haftuję na tamborku, w okularach i używając lupy, widzę iż krzyżyki nie są takie jak być powinny. Mówiąc wprost są krzywe, nierówne... Irytuje mnie to i mam dylemat czy pirzgnąć ten hafcik w kąt, tudzież upchnąć do jakiejś mysiej dziury czy zacisnąć zęby i kontynuować?
Oceńcie efekt dotychczasowej pracy i SZCZERZE doradźcie, wiecie jak to jest kiedy człowiek po tygodniach dziubaniny nie jest zadowolony z efektu, ale może ja przesadzam... ??? No sama nie wiem...
















wtorek, 8 lipca 2014

Herbatka czyli zmiany i szydełkowe serwetki

Zosieńka z zadumą i żalem spoglądała na stojącą przed nią filiżankę parującej herbatki. Ukochany napój odkąd przestała go słodzić stracił dla niej całą swoją atrakcyjność. Podniosła do ust czarkę pełną aromatycznej esencji po to tylko by po raz kolejny przekonać się, że uwielbienie dla tego trunku prysło jak bańka mydlana. Najwyraźniej w życiu Zosieńki nadszedł czas zmian. Westchnęła głęboko i bez żalu wylała herbatę do zlewu, po czym sięgnęła po kolorowe pudełko z napisem "Green Tea". Otworzyła opakowanie, używając kuchennego noża,którego nie powstydziłby się nawet mistrz rzeźnicki i pełna nieufności powąchała zawartość. Mimo uprzedzeń jakich była pełna, zapach mile ją zaskoczył. Wrzuciła torebkę (Zosieńka była wygodnicka) do filiżanki i nastawiła wodę. Czekając aż woda dojdzie do stanu, w którym chętnie zmienia swój stan na lotny, pogrążyła się w rozmyślaniach. Wdzięcznie podparłszy wiotką rączyną zgrabną główkę, spoglądała na widok rozpościerający się za jej oknem. Miał wiele uroku, ale już nie dla niej. Wczoraj, po wielu miesiącach a szczerze mówiąc latach zapadła decyzja, która na nowo wywróci Zosieńkowe życie do góry nogami. Zosieńka wraz ze swoim osobistym Ślubnym podjęli decyzję o zmianie miejsca zamieszkania. Decyzja owa rodziła się w bólu i niezliczonych rozterkach, ale raz podjęta sprowadziła na nich niebotyczną ulgę. Byli mieszczuchami z krwi i kości i oboje postanowili w końcu przestać walczyć z własną naturą.
Kłęby pary wydobywającej się z wdzięcznie wygiętego dzióbka czajnika, przerwały Zosieńkową zadumę. Poderwała zgrabnie swoje 80 kilo żywej wagi i wyłączyła gaz. Zgodnie z instrukcją parzenia nowej herbatki, odczekała 7 minut by woda nieco ochłodziła się do temperatury 70-80 stopni i zalała nią nowy napitek. Po dłuższej chwili usadowiwszy się na swoim ulubionym fotelu,  z wielka obawa podnosiła do ust herbatkę. Im bliżej jej warg znajdowała się filiżanka, tym większy stawał się lęk, ze napój znajdujący się w niej okaże się gorszy od poprzedniego... Okazało się, że między ustami a brzegiem pucharu, mieszka nie tylko szczęście, ale także lęk i obawa... W końcu rzuciwszy się na główkę, wzięła duży łyk, gotowa pozbyć się go natychmiast... ale w ustach poczuła miły aromat. Każdy następny łyk okazywał się lepszy od poprzedniego.
Na zosieńkowej buźce zamieszkał uśmiech. Okazało się, że życie jednak jest sprawiedliwe - kiedy jedne drzwi się zamykają, natychmiast otwierają się inne. Zosieńka teraz ufnie spoglądała w przyszłość. Wiedziała, że chociaż przed nią miesiące poszukiwań i papierkowych załatwiań, to na końcu tej drogi będą na nią czekały otwarte drzwi. Drzwi prowadzące do przyszłości... Lepszej?  Gorszej? Na pewno innej....

Zosieńka pełna  optymizmu przedziergała wypełniającą ją nadzieję na lepsze jutro na takie oto z i e l o n e  serwetki :)))