wtorek, 31 grudnia 2013

Urodziny czyli gdzie dziewczyna z tamtych lat

  Dziś miałam urodziny. Na liczbę świeczek na torcie spuśćmy skromnie zasłonę milczenia. W końcu czym tu się chwalić? Zresztą zaniechałam kupowania świeczek na tort w momencie, kiedy ich koszt przewyższył cenę samego tortu. Większa frajda jest z ciasta niż z dmuchania... oczywiście świeczek. Rzeczony tort w dobie kryzysu poświątecznego musiałam sobie sporządzić sama, co jeszcze bardziej zdewaluowało jego wartość w moich oczach. Toteż i nastrój fety urodzinowej w porównaniu do lat ubiegłych wypadł jakoś blado.
  Szykując się do imprezy, udałam się do sypialni, gdzie przywdziawszy strój uroczysto-galowy, podjęłam postanowienie, spędzenia tego dnia  w jak najbardziej radosnym nastroju. Kiedy już zapomniawszy o trudach uskutecznienia urodzinowego poczęstunku, zmierzałam drobnym truchcikiem do łazienki, w przelocie rzuciłam spojrzenie w lustro. Wszystkie ABS-y i inne funkcje hamulcowe włączyły się naraz i stanęłam jak wryta... z lustra patrzyła na mnie obca osoba. Niby podobna do mnie ale jednak zupełnie inna. Gdzie się podziała ta wysoka, smukła dziewczyna z falą ciemnoblond włosów i uśmiechem ukazującym wszystkie 42 (!) zęby?! To co patrzyło na mnie z lustra nie było wysokie tylko lekko pochylone, smukłym tego nazwać mimo ogromnej dozy tolerancji też nazwać nie można. Ciemnoblond loki dawno posiwiały a uśmiech... no cóż zażalenia do dentysty, że na spółkę z NFZ-em odwalił fuszerkę. Przyglądałam się temu odbiciu jak zahipnotyzowana, próbując odnaleźć w tej obcej osobie siebie. Westchnęłam głęboko i powoli powłócząc nogami udałam się do łazienki, gdzie jeszcze przed chwilą zamierzałam ukończyć działalność rozpoczętą w sypialni, polegającą na zrobieniu się na bóstwo. Stanąwszy w najdalszym kącie łazienki ( a łazienkę posiadam na tyle dużą, że można ją spokojnie obdarzyć mianem pokoju kąpielowego) próbowałam się uczesać bez udziału lustra. Równie dobrze mogłabym próbować nawlec igłę po ciemku. Nieśmiało, boczkiem podeszłam do lustra i ostrożnie luknęłam ... z drugiej strony odpowiedziało mi spojrzenie pełne obawy co ujrzy. Poczułam się odrobinę pewniej. W sumie nie jest tak źle... jak się wyprostuję, wciągnę brzuch co z kolei uwypukli pewne znane kobiece atrybuty powyżej... to nawet całkiem, całkiem. Włosy, włosy wprawdzie siwe ale w odcieniu srebrzystym... jeszcze parę lat i będę mogła bez charakteryzacji grać Królowę Śniegu. Uśmiech, no tutaj gorzej, ale czy ja się muszę szczerzyć? W końcu od lat wszystkich fascynuje uśmiech Mony Lisy, choć ledwo unosi kąciki warg. W świetle powyższych przemyśleń, łypnęłam łaskawszym okiem na postać z drugiej strony lustra. I wtedy nagle zobaczyłam siebie z dawnych lat! Wiecie gdzie? W oczach... Śmiały się do mnie jak przed laty... więc jednak jestem, gdzieś głęboko w środku ale wciąż jestem taka sama. Radość przeogromna napełniła mą duszę i wezbrawszy ponad miarę znalazła ujście w radosnym chichocie, który bez żadnych ograniczeń wydostał się z mych karminowych usteczek. Według mnie śmiech, który napełnił łazienkę był z tych co to zwą perlistymi, ale nie wszyscy jak się okazało podzielali to przekonanie, bowiem po chwili usłyszałam dyskretne pukanie i zza drzwi padło pytanie - Wszystko w porządku? Stało się coś? Stało się, stało - pomyślałam - od nowa się pokochałam! Na głos odpowiedziałam - Nic się nie stało to tylko Lisia mnie rozśmiesza sztuczkami. Dokończyłam pospiesznie, kreowanie się na bóstwo, cały czas nucąc pod nosem -

Gdzie się podziały tamte prywatki niezapomniane,
gdzie te dziewczyny gdzie tamten świat.
Gdzie się podziały nasze wspomnienia,
tamtych szalonych, wspaniałych lat

Powiedzcie jak to jest, że mimo tego, że jestem delikatnie mówiąc baaardzo dojrzałą kobietą to w duszy ciągle jestem dziewczyną, która permanentnie zdziwionym spojrzeniem spogląda na absurdy i okrucieństwa tego świata, która wciąż ma nadzieję, że dobro zwycięża zło nie tylko w bajkach a każdy dobry uczynek wróci do nas po tysiąckroć... Nadzieja mi przyświeca czy tylko naiwność?

Zima w Bajkolandii... ;)))

Jak widać tam śnieg na Gwiazdkę zawsze pada ;)


Jutro pewnie nie zdążę, więc już dziś życzę wszystkim zaglądającym do mnie Szczęśliwego Nowego Roku!!!

Stary hafcik ale jak zwykle jeden z moich ulubionych...
 Kocisko zasnęło tuż przed północą ;)

Na zdjęciach poniżej uwieczniłam pracę mych utrudzonych rąk czyli tort urodzinowy, chętnym na słodkości a zdesperowanym zarazem radzę wydrukować w ramach poczęstunku ;))))




poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wigilia inaczej czyli okiem Lisi

      Obudził mnie niespotykany o tej porze ruch w domu. Przeciągnęłam się i zmieniłam boczek i już, już miałam zasnąć... kiedy usłyszałam hasło, które zawsze podrywa mnie na cztery łapy - SPACEREK !
Wystartowałam w tempie dzikim i w trymiga byłam przy drzwiach. Na podwórku wszystko było jak zwykle. Poszczekałam na psa sąsiadów, niech wie kto tu rządzi, przeliczyłam koty i znalazłam świeże tropy kuny. Wiało jakby miało łeb urwać, więc postanowiłam zakończyć wypad na podwórko i dałam znak Pańci, że czas najwyższy powrócić w pielesze domowe. Jak zwykle Pańcia ślamazarnie dreptała za mną i byłam pierwsza przy drzwiach. Liczyłam na krótką drzemkę przy śniadaniu Państwa ale dzisiejszy dzień był inny... no tak, niedawno znowu stargali ze strychu sztuczne drzewko i zawiesili na nim mnóstwo przedziwnych ozdóbek a ile było przy tym zamieszania! Choć przyznam się szczerze, że z biegiem lat coraz bardziej lubię patrzeć na takie świecące, ustrojone drzewko... kładę głowę na łapach i i wpatruję się, jak wszystko lśni i migocze... a przy okazji szybko zasypiam. Po tych przygotowaniach, domyśliłam się, że zbliżają się święta. Będzie wyżerka i oczywiście prezenty. Oni je co roku pakują i robią z tego wielką tajemnicę ale ja i mój nos raz dwa i wszystko wiemy. Nie zdradzam się z tym żeby im nie robić przykrości. Niech się cieszą... Szykowanie szło pełną parą i wykluła się we mnie nadzieja, że chwila moment a będzie już żarełko, kiedy Pan wyszedł... pobiegłam w te pędy na parapet żeby sprawdzić co będzie robić na podwórku i i z wrażenia aż zaskomlałam - Pan wsiadł do auta i poooojechał! Zostawił mnie i Pańcię same, cóż my poczniemy? Czułam się zaniepokojona, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, a Pańcia cały czas się kręciła, podśpiewując pod nosem kolędy. Zostałyśmy same a ona taka radosna jakby wygrała na loterii a już mi się wydawało, że rozumiem ludzi. Prawdę mówią stare psy, że pies całe życie się uczy i głupi umiera... Próbowałam jej zajrzeć w oczy ale nie jest łatwo, jak się ma dwadzieścia parę centymetrów wzrostu i to mierzone w kłębie. W końcu zauważyła, że się denerwuję i powiedziała mi gdzie pan pojechał - po Latorośl!  Od razu rzuciłam się na parapet, żeby czekać ich powrotu. Będę siedzieć, wiernie czekając jak Lassie, oglądałam kiedyś film o takim collie. Wszyscy myśleli, że śpię ale ja spod przymrużonych oczu obserwowałam poczynania tej psiej gwiazdy na ekranie. Siedziałam tak na tym parapecie i siedziałam, czekałam i czekałam... aż w końcu zasnęłam. Wstyd się przyznać ale przegapiłam ich wjazd na podwórko, najwyraźniej się starzeję. Moja kochana Pańcia pamiętała jednak o mnie i obudziła mnie zanim ktokolwiek zauważył moje faux pas. Ile było radości z przywitania z Latoroślą... skakałam, merdałam, popiskiwałam... z tej radości to aż biegałam w kółko jak nie przymierzając jakiś szczeniak.
  Potem była wieczerza wigilijna, choć ja najbardziej czekałam na to co będzie potem. Niecierpliwiłam się odrobinkę i wciąż zaglądałam na stół czy już skończyli jeść, ale czy to w tym domu ktoś ma na względzie potrzeby starego psa? Jedli pomału, rozmawiając i śmiejąc się, a ja czekałam... Oczy znowu zaczęły mi się kleić... nagle usłyszałam szuranie krzesłami. Przyjęłam pozycję baczność! Na wszystkie kości świata! Nareszcie się najedli i wszystko wskazywało na to, że zaraz udamy się do salonu. Poczułam się podekscytowana i dreptałam po całej kuchni, co chwila trącając ich nosem po łydkach. W końcu padło tak długo przeze mnie oczekiwane hasło - Idziemy do pokoju! Przy choince byłam pierwsza. Wszyscy byli w doskonałych humorach, ja też bo moje nozdrza drażniła cudna woń. Pod choinką było mnóstwo paczuszek. Na szczęście jednogłośnie zdecydowali, że ja dostanę swój prezent pierwsza. Zachęcali mnie żebym znalazła podarek przeznaczony dla mnie. O ludzka naiwności, wiedziałam który jest mój jak tylko weszłam do pokoju, ale nie chcąc ich rozczarować obwąchałam wszystkie zawiniątka i na koniec wskazałam nosem na ten przeznaczony dla mnie. Moi kochani Ludzie ucieszyli się z mojego występu i pozwolili mi zajrzeć do środka. Wyciągałam ze środka po kolei smakołyki i zabawki. Wszystko cudownie pachniało... część od razu pochowałam. Wiecie jak to jest - strzeżonego Pan Bóg strzeże. Ułożyłam się na mojej ulubionej pufie, spoglądając na choinkę i moje stado, pogryzałam sobie powoli świńskie ucho. Delektując się przysmakiem, słuchałam ich żartów i zachęt żebym do nich przemówiła w ten wigilijny wieczór. Głuptasy, przecież ja do nich mówię cały rok, wystarczy uważnie słuchać...






poniedziałek, 23 grudnia 2013

Święta tuż, tuż czyli fotorelacji z frontu prac ciąg dalszy

Minimum słów, maksimum zdjęć.

Oto moja choinka w sypialni, uwielbiam na nią patrzeć przed zaśnięciem.


To choinka kuchenna, malutka stoi sobie skromnie w kąciku.

Na dworzu plus dziesięć a u mnie w kuchni pada śnieg :))) Ten Mikołaj to bombonierka na ciasteczka.

Girlanda w pokoju, w którym najczęściej robótkuję. Tu powiesiłam ozdoby od Moniki z bloga  SZTUKOTEKA

Choinka z dużego salonu. Zwróćcie uwagę, że Lisia wpatruje się w nią zauroczona - czeka kiedy pojawią się prezenty. Co roku Mikołaj o niej pamięta, jako że jest to szalenie grzeczny piesek.


Pora na wypieki. Oto keks niestety już go ktoś wypróbował :)))

Pierniczki z lanego ciasta

Makowiec będzie miał jeszcze polewę czekoladową

Ulubiony Mikołaj Lisi.


 O jest jeszcze zdjęcie całego keksa przed degustacją.

Biszkopt na tort.

Stado ciasteczek kruchych, do wyboru do koloru.

Szarlotki w kształtach przeróżnych





Dobranocka czyli bajka nie tylko dla dzieci

   Opowiem Wam bajeczkę, jak kot palił fajeczkę... nie, to już chyba było.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami... nieee, to już na pewno było.

To może tak. Co roku w grudniu wszyscy, duzi i mali, czekają na święta. Czas płynie różnie - jednym wolno, innym szybko. Dzieci spoglądają na kalendarz z niecierpliwością a dorośli z obawą, czy zdążą ze wszystkim  na czas.
Kiedy pada śnieg, dzieci lepią bałwana, czasem jednego dużego,

a czasem dużo małych bałwanków.

Dzieci lubią zabawy na śniegu, więc kładą się i machają rączkami i nóżkami i wtedy na śniegu widać anioła


Tatusiowie idą do lasu, w którym rosną duże i małe choinki


Jedni wybierają ogromne choinki...



... a inni malutkie


Mamusie gotują potrawy z grzybami


i smażą rybę na kolację wigilijną

W końcu zapada zmrok i pojawia się pierwsza gwiazdka

Wszyscy zasiadają do wieczerzy a w tym czasie pod domy...

... zakrada się Mikołaj

Po chwili słychać dzwoneczki ...

... i dzieci biegną zobaczyć prezenty, koniki bujane...

... i misie

Wszyscy są bardzo szczęśliwi, aż serce rośnie



Zapada noc i niebo jest pełne gwiazd...

... nawet księżyc spogląda łaskawym okiem na świat

W ciszy nagle słychać - Wesołych Świąt!


I taka oto bajeczka powtarza się co roku ;)))





niedziela, 22 grudnia 2013

Niespodzianka czyli nieoczekiwany prezent

     Dostałam jeszcze jeden prezent :)))) od Kasi z Mój Dom Różany  Niespodzianka szalenie miła tym bardziej, że nieoczekiwana :) Piękna kartka robiona własnoręcznie przez Kasię oraz herbatka z czekoladką. Szkoda, że przez internet nie da się przesłać zapachów. Aromat herbatki jest boski!!!



Święta tuż, tuż czyli fotorelacja prosto z frontu

    Nie ma czasu na pisanie, więc trochę fotek. Dziś wystrój jutro wypieki :)))


Zima

Razem z bałwankiem przyszła zima do Lisi

Mini karuzela 

Dekoracja stołu

Okno w świątecznej odsłonie

Nowe firaneczki, na dole świeczki z ostrokrzewem...

... a na górze bombki :)

Choinka w salonie


Troszkę zbliżeń ;)