Ostatni post potraktowałam po macoszemu (mam nadzieję, że mi to wybaczycie), bowiem po lekarzach się włóczyłam. Nie wiadomo kiedy i jak, ale zagnieździło się we mnie fanaberyjne pragnienie dokonania przeglądu własnego zdrowia. W związku z tym, że piszę te słowa możecie się domyślać, że przegląd przeszłam, może nie na szóstkę, ale do poruszania się po drogach życiowych zostałam dopuszczona. Jednak chwila grozy w czasie badań była... kiedy postanowiłam wejść na wagę! Wchodziłam na nią ze trzy razy pewna, że wynik który widzę, jest dowodem na złe działanie maszynerii. Niestety, waga działała prawidłowo, czego nie można było powiedzieć o mnie... o mało co spazmów nie dostałam. Wiedziałam, że przytyłam, ale żeby aż tyyyle! W duchu dziękowałam Bogu, że nie zważyłam się przed dwoma miesiącami, to by dopiero był szok. W ramach pociechy, żeby utrwalić nowe, zdrowe zasady żywieniowe, udałam się do pasmanterii, gdzie nabyłam dwie obręcze, kłębek kordonka i trzy mulinki. W domu okazało się, że jedna obręcz jest za mała a druga za duża. Kordonek nie pasuje do niczego a mulinki kupiłam nie te co trzeba. Zasiadłam w mym ulubionym fotelu i poczęłam z rozpaczą w oku wpatrywać się w świeżo zakupione towary - żeby sama sobie kupić tak nietrafiony prezent! Co tam, potrzebne kupię, kiedy indziej a tu mam pole do inwencji. Jedną obręcz już wykorzystałam, co do drugiej mam ściśle sprecyzowane plany a i jakiś kordonkowy zamysł się plącze po głowie.
W ramach zbijania nadprogramowych kilogramów, postanowiłam na rowerze jeździć. Radośnie potruchtałam do budynku gospodarczego, przedarłam się przez stuletnie pajęczyny, spłoszyłam kilka myszek i dobrnęłam do mojego roweru. Wyciągnąwszy go na dwór, przyjrzałam mu się krytycznym okiem. Sprzęt okazał się sprawny, jednak w związku z tym, że nie pamiętam kiedy go używałam ostatni raz, był delikatnie mówiąc mocno przykurzony. Myśl o myciu roweru wydała mi się taka jakaś mało atrakcyjna. Toteż udałam się do domu, gdzie taktownymi aluzjami, tudzież wymyślnymi intrygami, namówiłam Ślubnego żeby wypróbował nowe końcówki do węża ogrodowego. Jako przedmiot świetnie nadający się do wypróbowania tychże końcówek wskazałam paluszkiem rower, skromnie stojący na trawniku. Po godzinie dosiadłam błyszczącego bicykla i pognałam niczym torpeda. Wiatr rozwiewał mi włosy co najmniej jak w jakim hollywoodzkim filmie... nagle poczułam ból, promieniował z mięśni nóg. O matko i córko! Z każdym naciśnięciem pedałów było coraz gorzej, ale małe uparte bydlę, które siedzi we mnie pokazało rogi i postanowiło za mnie, że się nie poddam. Cóż mi pozostało, zacisnęłam zęby, te które mi jeszcze pozostały po częstych wizytach u dentysty i parłam do przodu. Do końca wsi, potem do lasu, potem z powrotem do wsi i do domu! Wiecie czego jestem ciekawa najbardziej? Czy jutro będę w stanie chodzić... Nic to, mam w domu jeszcze rowerek stacjonarny, do niego jakoś się doczołgam...
Promyczku, jak to mówią - mówisz, masz! :)) Oto serce kocie, wyhaftowane dawniej, ale jeszcze nie pokazywane :))
A jak już mowa o kotach, to spójrzcie poniżej, wygląda na pierwszy rzut oka jak zwykły obrazek, ot śpi sobie kocisko. Jednak zwróćcie uwagę, że owa kocia sypialnia znajduje się na... wystawie sklepu obuwniczego :)) Kot całkowicie, że tak powiem zadomowiony, na drzwiach znajdowała się jeszcze kartka z prośbą, żeby nie dokarmiać kota :))
I to kocie serducho jest u mnie! I Bardzo Ci Zosienko dziekuje! Cipela kapiel w slonej wodzie, powinna pomoc na bole miesni. A ja bede Ci mocno kibicowac w tym pedalowaniu;)
OdpowiedzUsuńHi, hi wystawowy kot-cudny. W Warszawie jeden taki, pracowal w ksiegarrni:)
Usciski:)
Jak się ma kibiców, to żadna trasa rowerowa mi niestraszna ;)) Cieszę się, że Ci się spodobało :)
UsuńTaak, kot wystawowy całą gębą ;))) Ze stoickim spokojem przyjmuje hołdy od rzeszy klientów zachwyconych jego gracją i dystyngowanym zachowaniem godnym królewskich rodów ;)))
Ściskam mocno!
Kocie serducho przepiękne! Trzymam kciuki za wytrwanie przy nowych nawykach żywieniowych (nie znoszę słowa "dieta"), wiem jakie to ciężkie.... A co do nietrafionych zakupów - nie martw się, przyjdzie pora na ich wykorzystanie:)
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię tego słowa, zmieniam po prostu styl... żywieniowy :)) Nietrafione zakupy już są w "ruchu". Teraz nawet się z tego cieszę, bo mam nowe pomysły i skupiam się na moich ulubionych robótkach :)
UsuńMnie po ostatnim choróbsku też na badania zebrało, póki co wyniki dobre, anemia nie powraca, zobaczymy jak dalej będzie. Ale muzę Ci się przyznać że trzymam się dzielnie, jedynymi słodkościami jakie zajadam to owoce, czy to zmieszane z jogurtem i musli maliny, czy truskawki, ostatnio dorzucam do takiego jogurtu też borówki, smaczne, na słodycze te prawdziwe później mnie nie ciągnie - więc przyjemne z pożytecznym. Na wagę nie zamierzam wchodzić do końca lipca i powiem Ci że będę z siebie dumna jak na koniec miesiąca będzie choć 3-4kg mnie mniej. Ten tydzień traktowałam bardziej jako "detox" od następnego planuje dołączyć ćwiczenia, zobaczymy... :D
OdpowiedzUsuńA jako miłośnik kotów - mówię - serducho jest przepiękne!
Cieszę się, że trzymasz się dzielnie! Ja na początku to myślałam, że będę płakać jak przechodziłam obok półek ze słodyczami... jednak sezon letni z owocami pomógł mi bardzo. Ja też nie lubię się ważyć, ale u lekarza mus był skorzystać z tego wynalazku :)) Może i dobrze, bo dzięki temu uświadomiłam sobie rozmiar problemu, który sobie sama sprawiłam ;)
UsuńCieszę się, że serce Ci się spodobało :)))
Super wystawa sklepowa:)
OdpowiedzUsuńCo do rozpaczy to doskonale Cię rozumiem. Też tak czasem mam i stwierdzam, że sama siebie nie widzę chyba ale rowerek to dobra rzecz i też mój muszę nieco odkurzyć:)
Przed wystawą stałam jak zahipnotyzowana ;)) Wynalazki cywilizacyjne trzymają nas w domu, ale najzdrowszy tryb życia dla nas to różnorodny ruch :))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Ha! Doczekałam się! Zosieńko, dzięki za kocie serce, niech no ja tylko wyjdę z "bieżączek", a zaraz się za nie biorę.:)) Kota w oknie kiedyś widziałam, siedział w doniczce, muszę wygrzebać to zdjęcie z archiwum.;) Historia z rowerem boska (nie ma to jak sprytnie podejść męża;))
OdpowiedzUsuńDyplomacja nie jest zła, tylko nie zawsze jest czas żeby prowadzić wymyślne intrygi godne "szarej eminencji" ;)) Mam jeszcze jeden wzór na kocie serce, ale mam tyle zaczętych robótek, że nie wiem kiedy się za nie zabiorę... Zdjęcia koniecznie poszukaj, zwierzęta są bezkonkurencyjne! :))
UsuńBardzo lubię jeździć rowerkiem, co sprawia mi ogromną przyjemność, ale żebym od tego schudła...no nie wiem. Kocisko piękne , ja o tym krzyżykowym! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNawet jeśli nie schudnę od tego rowerka, to na pewno będę silniejsza a co za tym idzie zdrowsza, więc warto :)) Przyznam się, że jazda na rowerze nie jest moim ulubionym sposobem poruszania, wolę szybkie marsze, ale... nie zawsze robimy to co lubimy :)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
:) Za kotkami tak bardzo nie przepadam jak za pieskami, ale serducho świetne.
OdpowiedzUsuńWspółczuję zakwasów :)
Dużo masz jeszcze wzorków na te serduszka? :D
Buziole ślę!
Wzorków na serca ci u mnie dostatek ;) Większy problemem jest kończąca się kanwa... :(
UsuńPozdrawiam gorąco!
super serducho.powodzenia przy jutrzejszym wstawaniu.
OdpowiedzUsuńDobre życzenia nie poszły w kosmos, wstałam całkiem normalnie a myślałam, że będzie tragicznie ;)
UsuńJa też mam zakwasy ale nie po rowerze tylko po ćwiczeniach w domu (na youtubie jest cała masa filmików przy których można wyzionąć ducha). Zaczynam już trochę panikować bo "sezon bikini" już się zaczął, a ja jeszcze taka nieprzygotowana.
OdpowiedzUsuńKocie serduszko jest piękne. Mnie i mojemu kotu bardzo się podoba. :)
Ja mam swój indywidualny zestaw ćwiczeń ze względu na kręgosłup, który nie toleruje pewnych wygibasaów :) Myślę, że ja bikini mogę w tym roku spokojnie odwiesić na kołek, na pewno się nie przyda ;) Jednak co się odwlecze to nie uciecze :)))
UsuńCieszę się, że serce Ci się spodobało a kotu proszę złożyć podziękowania ode mnie, że raczył spojrzeć łaskawym okiem na moją skromne pracę ;)))
Śliczne serducho, tym bardziej, że jestem fanką kotów (ale tylko czyichś).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zakwasy nie dadzą Ci się za bardzo we znaki, ale życzę Ci samozaparcia w treningach.
Uściski :)
O dziwo, na następny dzień byłam w lepszej kondycji niż można się było spodziewać :)) Chodzę, jeżdżę i pstrykam fotki :)
UsuńŚciskam mocno!
Serducho świetne i nawet dwa moje koty tam widzę! Chyba też za rower się wezmę, bo nie dość że można jeżdżąc schudnąć, to jeszcze piękne miejsca odwiedzić, a co do zakwasów, to piękno wymaga poświęceń! Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńZakwasów się nie doczekałam - na szczęście! :)) Faktycznie świat wokół jest taki piękny a my go nie zauważamy, ciągle zabiegani, ciągle zamyśleni...
UsuńKoty jak to koty wszędzie wejdą ;)))
Pozdrawiam gorąco!
He he ... ja włąśnie z siłowni wróciłam..padam na pysk i dobrze mi z tym:)
OdpowiedzUsuńTo jest paradoks, który trudno zrozumieć, Człowiek się złacha jak nieboskie stworzenie i dobrze mu z tym ;))) Też tak mam :)
UsuńMój rower też stoi zakurzony w czeluściach budynku gospodarczego a ja nie mam kiedy i jak na nim mknąc (co bardzo lubię!). Kiedy mam wolną chwilę to biorę kozy i Zuzie na spacer. Na rower nie starcza już czasu, niestety.
OdpowiedzUsuńNie ma co sie przejmować wagą - najwazniejsze, że ubrania pokazują bardzo przyjemne ubytki ciała. Do konca lata jeszcze sporo ubędzie z powodu dostatku warzyw i owoców. Tylko zimą trzeba będzie mocno sie pilnowac, bo wtedy człowieka ciągnie bardziej do lodówkowych i szafkowych odchłani!
Ściskam Cie serdecznie o poranku Zosieńko i dobrego dnia życzę!:-))
Waga uświadomiła mi, że przekroczyłam pewne granice o których myślałam, że są jeszcze daleko :) Zmieniłam nawyki, dodałam ruch będzie dobrze! Przyznam Ci się, że zimy się boję. To właśnie jej między innymi zawdzięczam te nadprogramowe kilogramy. Bądźmy szczere, zima na wsi bywa mało atrakcyjna, a jak śniegu nasypie to nawet ruszyć się nie ma gdzie. W każdym razie u mnie... W końcu spacerować w kółko po własnym podwórku to kiepska atrakcja, prawie jak spacerniak w kiciu ;)))
UsuńBuziaki posyłam Ci Olgo z życzeniami pogodnej i radosnej niedzieli! :)))
Zosiu trzymam kciuki za porzadne "rozruszananie". Niestety robotki reczne trudno pogodzic z aktywnoscia fizyczna porzadnie zbijajaca calorie:( Zycze CI abys znalazla zloty srodek, prowadzacy do upragnionej, zdrowej wagi!
OdpowiedzUsuńTu gdzie mieszkam koty w sklepach sa codziennoscia. Tak wlasciciele sklepow radza sobie z myszami... Nawet w spozywaczakach! Nie musze chyba opisywac aromatow wydzielajacych sie z piwnic takich budynkow.... Bo albo sa to mysio-szczurowe, albo kocie!
Pozdrowienia!
Trzymaj kciuki, trzymaj! Wsparcie mi potrzebne, bo jak wszystkie kobiety jako puch marny jestem ;)))
UsuńA co na to wasz sanepid? Nie ma nic przeciwko kotom w spożywczych sklepach? Obawiam się, że u nas by ten numer nie przeszedł... Aromat takich piwniczek musi być faktycznie nieziemski ;)))
Pozdrawiam gorąco!
cudny hafcik:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)))
UsuńŚwietne serduszko z motywem mojego ulubionego zwierzątka.
OdpowiedzUsuńPodziwiam upór z jakim walczysz z nadwagą. Rower- dobry pomysł;- pasowałoby teraz dosiadać go codziennie przez cały rok. Ja poza ciężką, śnieżną zimą jeżdżę codziennie minimum 10 km, najczęściej po zakupy do centrum miasta.
Poza tym, uważam, że każda forma ruchu przybliża do zdrowia, czego z całego serca Ci życzę.
Ściskam Dorota
Co zrobić sama się doprowadziłam do tego, to teraz sama muszę się z tego wyciągnąć. Jednak oszukiwać nie będę, lekko nie jest... :( Masz rację, każda forma ruchu jest dobra, najgorzej jak nasz ruch ogranicza się do kursu na lodówkę i z powrotem... ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię mocno Dorotko :)))