poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wigilia inaczej czyli okiem Lisi

      Obudził mnie niespotykany o tej porze ruch w domu. Przeciągnęłam się i zmieniłam boczek i już, już miałam zasnąć... kiedy usłyszałam hasło, które zawsze podrywa mnie na cztery łapy - SPACEREK !
Wystartowałam w tempie dzikim i w trymiga byłam przy drzwiach. Na podwórku wszystko było jak zwykle. Poszczekałam na psa sąsiadów, niech wie kto tu rządzi, przeliczyłam koty i znalazłam świeże tropy kuny. Wiało jakby miało łeb urwać, więc postanowiłam zakończyć wypad na podwórko i dałam znak Pańci, że czas najwyższy powrócić w pielesze domowe. Jak zwykle Pańcia ślamazarnie dreptała za mną i byłam pierwsza przy drzwiach. Liczyłam na krótką drzemkę przy śniadaniu Państwa ale dzisiejszy dzień był inny... no tak, niedawno znowu stargali ze strychu sztuczne drzewko i zawiesili na nim mnóstwo przedziwnych ozdóbek a ile było przy tym zamieszania! Choć przyznam się szczerze, że z biegiem lat coraz bardziej lubię patrzeć na takie świecące, ustrojone drzewko... kładę głowę na łapach i i wpatruję się, jak wszystko lśni i migocze... a przy okazji szybko zasypiam. Po tych przygotowaniach, domyśliłam się, że zbliżają się święta. Będzie wyżerka i oczywiście prezenty. Oni je co roku pakują i robią z tego wielką tajemnicę ale ja i mój nos raz dwa i wszystko wiemy. Nie zdradzam się z tym żeby im nie robić przykrości. Niech się cieszą... Szykowanie szło pełną parą i wykluła się we mnie nadzieja, że chwila moment a będzie już żarełko, kiedy Pan wyszedł... pobiegłam w te pędy na parapet żeby sprawdzić co będzie robić na podwórku i i z wrażenia aż zaskomlałam - Pan wsiadł do auta i poooojechał! Zostawił mnie i Pańcię same, cóż my poczniemy? Czułam się zaniepokojona, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, a Pańcia cały czas się kręciła, podśpiewując pod nosem kolędy. Zostałyśmy same a ona taka radosna jakby wygrała na loterii a już mi się wydawało, że rozumiem ludzi. Prawdę mówią stare psy, że pies całe życie się uczy i głupi umiera... Próbowałam jej zajrzeć w oczy ale nie jest łatwo, jak się ma dwadzieścia parę centymetrów wzrostu i to mierzone w kłębie. W końcu zauważyła, że się denerwuję i powiedziała mi gdzie pan pojechał - po Latorośl!  Od razu rzuciłam się na parapet, żeby czekać ich powrotu. Będę siedzieć, wiernie czekając jak Lassie, oglądałam kiedyś film o takim collie. Wszyscy myśleli, że śpię ale ja spod przymrużonych oczu obserwowałam poczynania tej psiej gwiazdy na ekranie. Siedziałam tak na tym parapecie i siedziałam, czekałam i czekałam... aż w końcu zasnęłam. Wstyd się przyznać ale przegapiłam ich wjazd na podwórko, najwyraźniej się starzeję. Moja kochana Pańcia pamiętała jednak o mnie i obudziła mnie zanim ktokolwiek zauważył moje faux pas. Ile było radości z przywitania z Latoroślą... skakałam, merdałam, popiskiwałam... z tej radości to aż biegałam w kółko jak nie przymierzając jakiś szczeniak.
  Potem była wieczerza wigilijna, choć ja najbardziej czekałam na to co będzie potem. Niecierpliwiłam się odrobinkę i wciąż zaglądałam na stół czy już skończyli jeść, ale czy to w tym domu ktoś ma na względzie potrzeby starego psa? Jedli pomału, rozmawiając i śmiejąc się, a ja czekałam... Oczy znowu zaczęły mi się kleić... nagle usłyszałam szuranie krzesłami. Przyjęłam pozycję baczność! Na wszystkie kości świata! Nareszcie się najedli i wszystko wskazywało na to, że zaraz udamy się do salonu. Poczułam się podekscytowana i dreptałam po całej kuchni, co chwila trącając ich nosem po łydkach. W końcu padło tak długo przeze mnie oczekiwane hasło - Idziemy do pokoju! Przy choince byłam pierwsza. Wszyscy byli w doskonałych humorach, ja też bo moje nozdrza drażniła cudna woń. Pod choinką było mnóstwo paczuszek. Na szczęście jednogłośnie zdecydowali, że ja dostanę swój prezent pierwsza. Zachęcali mnie żebym znalazła podarek przeznaczony dla mnie. O ludzka naiwności, wiedziałam który jest mój jak tylko weszłam do pokoju, ale nie chcąc ich rozczarować obwąchałam wszystkie zawiniątka i na koniec wskazałam nosem na ten przeznaczony dla mnie. Moi kochani Ludzie ucieszyli się z mojego występu i pozwolili mi zajrzeć do środka. Wyciągałam ze środka po kolei smakołyki i zabawki. Wszystko cudownie pachniało... część od razu pochowałam. Wiecie jak to jest - strzeżonego Pan Bóg strzeże. Ułożyłam się na mojej ulubionej pufie, spoglądając na choinkę i moje stado, pogryzałam sobie powoli świńskie ucho. Delektując się przysmakiem, słuchałam ich żartów i zachęt żebym do nich przemówiła w ten wigilijny wieczór. Głuptasy, przecież ja do nich mówię cały rok, wystarczy uważnie słuchać...






18 komentarzy:

  1. Mysle, ze pod ostatnim zdaniem podpisalby sie moj kot;)
    Buziaki i milego dnia;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrz jakie rozgadane stworzenia nam się trafiły ;))))
      Ściskam!

      Usuń
  2. Cudne opowiadanie, pełne ciepła i humoru:) Moje psy pewnie też tak myślą:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc w mądre ślipia mojej psicy, zawsze zastanawiam się, co ona sobie myśli?
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  3. Jak jak kocham Twoje opowieści, tzn. tym razem opowieść Lisi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, że się poprawiłaś jeszcze by się obraziła albo pomyślała, że chcę zagarnąć jej prawa autorskie do tego posta ;)
      Buźka!

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Miód na me serce lejesz a ja słodkożerna jestem ;))))

      Usuń
  5. Zosiu kochana śliczna opowieść lubię takie zupełnie czuję się potem jak małe dziecko buziaki ślę Marii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najtrudniej chyba to małe dziecko w sobie odnaleźć :)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  6. Masz wyobraznię i talent pisarski, aż miło poczytać. Rozumiem, że te wszystkie zabawki to Lisia dostała. Moja Tusia chyba dzieci się boi, zawsze przymilna, a Kacpra lekko w rękę drasnęła, gdy ją chciał pogłaskać. Szczęśliwego Nowego Roku Zosiu, i nieustannej weny twórczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia :)))) Kurczę, nie wiem jak Ci to napisać, ale pluszaki ze zdjęć stety - niestety są moje i za nic w świecie nie chciałabym się z nimi rozstać, zwłaszcza z misiami. Lisia pała do nich miłością nieodmiennie od lat, ale znając moją słabość do nich, pozostawia je w spokoju. Fotkę sama sobie zażyczyła :)
      Lisia też za dziećmi i dotykaniem nie przepada. Jak widzi takie małe ludziki to stara się schować jak najdokładniej, nie pozostawiona w spokoju potrafi skarcić takiego ludzika i to dość boleśnie. Rodzic takiego skarconego przez Lisię ludzika stwierdził - I bardzo dobrze, może w końcu się nauczy, że nie to znaczy nie.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  7. Przeczytałam od deski do deski!
    ...a ostatnie zdanie, mnie rozwaliło! hahahahaha! Dobrze, że mój "m" nie przeczytał, bo porównałby pewnie ze sobą! ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluje cierpliwości, jak będziesz tak dalej czytać to ufunduję dla Ciebie nagrodę :)))) jeszcze nie wiem co ale razem z Lisią coś wymyślimy :)))))
      Nadal jestem pod wrażeniem twojego świątecznego wystroju!
      Ściskam !

      Usuń
  8. Muszę Lisię rozczarować, bo pewno Pańcia bardzo dobrze rozumie swoją psinkę, tylko się z tym nie chce zdradzić.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że ona wie. Ona wie, że ja wiem. Jednak obie udajemy, że nic nie wiemy ;))))
      Buźka Maryanko!

      Usuń
  9. Śliczna opowieść. Swoją drogą nie wiem czy bym chciała wiedzieć co o mnie moje koty myślą hahahahaha........
    Pozdrawiam gorąco Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek od razu szybko robi rachunek sumienia, jak pomyśli, że jego zwierzaki mogłyby zacząć gadać ;)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń