Dzień jak co dzień ani dobry ani zły. Wstałam, powlokłam się do łazienki a tam nieopatrznie zerknąwszy do lustra, zrozumiałam co czuł Bazyliszek, któremu podetkneli pod dziób zwierciadlo. No ja wiem, że jestem śliczna, ale dziś to już zdecydowanie przesadziłam z tą urodą. Odwróciłam wzrok od tego poronionego wynalazku ludzkości i powędrowałam na codzienny podbój świata, tzn zjadłam śniadanie 🍳 a potem po nim posprzątałam. Następnie zaczęłam, rozważać czym tu sobie urozmaicić monotonię dnia codziennego. Mogłam poczytać, mogłam posłuchać muzyki, mogłam walnąć jakiś dekupaz, ale nie! Ja postanowiłam iść do ogrodu i uporządkować miesięczne zaległości w jedno popołudnie. Ależ oczywiście, że poległam i to na całej linii. Nie mogło być inaczej, wiek już nie ten a i zdrowie... ze zdrowiem u mnie jest jak z Yeti, wszyscy o nim słyszeli ale nikt nie widział. Uświadomiwszy sobie w całej rozciągłości porażkę jaka mnie spotkała, w końcu skapitulowałam. Kroplą przepełniającą czarę goryczy był królik. Uciekinier od sąsiada, który postanowił zamieszkać razem z nami. Pola, łąki i lasy u nas aż po horyzont a ten kicek w ogon skubany zdecydował się osiedlić akurat tutaj. Sąsiad powiadomiony o swojej zgubie,podjął nawet próbę złapania królika na gigancie, ale szybko zrezygnował,oznajmiając nam,że pozostawia go w prezencie. Dokarmiam zimą ptaszki, wystawiam poidła dla ptaków tudzież innej zwierzyny przez cały rok, ze szczególnym uwzględnieniem upałów i mrozów, ale królika biegającego luzem po ogrodzie futrowac nie będę. Oczywiście królik 🐰 wcale tym się nie przejął, prowadzi hulaszczy tryb życia na naszej posesji a taki się zrobił beszczebelny, że kiedy za szybko z domu wyjdę, to tupie na mnie strasząc. Powiadomiłam Ślubnego, że nadszedł koniec mojej walki z agresywną przyrodą. Zostaje maleńki malinowy chrusniak, kawałeczek wyłożony włókniną na chwasty gdzie rosną truskawki i z drugiej strony domu dosłownie parę metrów kwadratowych pod kwiatki i tyle, koniec kropka. Krawężniki do wykopania, chaszcze do usunięcia, trawa dosiana i święty spokój. W końcu ogród zacznie mi się kojarzyć z relaksem a nie harówką. Jako, że króliczek hula już od ponad miesiąca, stał się natchnieniem do poniższego haftu. Pomijając brodę ogrodnika, reszta całkiem jak u mnie. Na początku też tak biegałam, dopóki nie odkryłam, że królik 🐰 przy tym się świetnie bawi, czego nie da się powiedzieć o mnie.
Czy ktoś wie i może mnie łopatologicznie poinstruować jak usuwać zdjęcia z posta i jak je przesuwać (tworzę posty i wrzucam zdjęcia z tableta). Zdjęcia niechcący wrzuciłam nad postem i za nic nie mogę ich przesunąć :((
hafcik przepiękny....a to ze zdjęcie nad postem? komu to przeszkadza jak taka piękna praca....Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo :)
OdpowiedzUsuńNowego bloggera albo ja nie ogarniam albo mój tablet ;)
Pozdrawiam serdecznie 🙋
U Ciebie królik hula, a u mnie 2 wiewiórki i dorodny jeż. Na szczęście moja łowna kotka jeszcze go nie zaatakowała. Hafcik uroczy. Jak nie mogę przesunąć zdjęcia, to tekst przesuwam metodą kopiuj- wklej, a potem kasuję, to co się powtarza.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJeże mam co najmniej dwa duże a jakiś drobiazg też łazikuje. Wiewiórek nigdy u nas nie było, nie mam pojęcia dlaczego? W sąsiedniej wiosce jest ich zatrzęsienie a u nas ani jednej. Za to w całej okolicy jest mnóstwo kun i to jest klęska, bo kuny to szkodniki jakich mało. Co gorsza dobierają się do aut :(
OdpowiedzUsuńDzięki za podpowiedź, na pewno wypróbuję :)
Pozdrawiam serdecznie 🙋
Uroczy królik, piękny haft!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńPiękna praca, lubie motywy z zajacem.
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Ty posiadam słabość do zwierzyny ;) Kiedy odkryłam hafty związane z rysunkami Beatrix Potter, byłam zachwycona :)
Usuń