sobota, 10 maja 2014

Nadmetraż czyli współczesne niewolnictwo :)

  Wzięłam się za sprzątanie. Jednak czynności te podjęłam nie w celu doprowadzenia mego najbliższego otoczenia do  perfekcyjnej czystości lecz z niemocy twórczej, której nijak ostatnio przezwyciężyć nie mogłam. Nie mogąc nic napisać, błąkałam się po domostwie nie umiejąc sobie znaleźć miejsca i w końcu doprowadzona na skraj rozpaczy, postanowiłam, że równie dobrze mogę się błąkać ze ścierką do wycierania kurzu w  ręce. Myśl zakiełkowała a ja zamiast wyrwać chwasta w zarodku, pozwoliłam jej wzejść... przełamałam opór do wykonywania mechanicznych, bezmyślnych czynności i udałam się  po odpowiedni sprzęt. Wprawdzie już po drodze zaczęłam mieć wątpliwości czy to dobra decyzja, ale było już za późno. Uzbrojona w ściereczki do kurzu w trzech rodzajach, podzielonych na dwie podgrupy, tzn wilgotne i suche, z udawanym zapałem wzięłam się do roboty. Z uporem godnym maniaka poczęłam szukać przyjemności w wykonywanych czynnościach, jednak po wytarciu kilometrów półek, pewnej ilości bibelotów (ilość ich została ostatnio poważnie uszczuplona) i całego mnóstwa książek, przestałam się łudzić, że kiedykolwiek znajdę w tym przyjemność. Skończywszy wycieranie kurzy, postanowiłam doprowadzić sprawę do końca i wyciągnęłam z przepastnych czeluści schowka sprzęt, który zrewolucjonizował współczesny świat kobiety sprzątającej czyli odkurzacz. Mój nie jest ostatnim krzykiem technologii, toteż przez moment tliła się we mnie nadzieja, że bydlątko przez lata traktowane po macoszemu, straci do mnie cierpliwość i najpoprościej w świecie  zbuntuje się i nie odpali. Nacisnęłam  nonszalancko przycisk uruchamiający i... wokół rozległo się dzikie wycie, które mogłoby konkurować z całym stadem wyjców.  Nawet się nie zdziwiłam, jak to mówią złośliwość przedmiotów martwych.  Zaczęłam mozolnie odkurzać kolejne powierzchnie 10 m2, 30m2 już 50 m2 za mną... Po 120 m2 później byłam wykończona a to przecież jeszcze nie koniec. Przede mną było jeszcze umycie tego wszystkiego. W trakcie kolejnego płukania mopa, zaczęłam się zastanawiać nad sensem wykonywanych czynności. Wiem, że w tym momencie wiele z was pomyśli o mnie niezbyt pochlebnie, przewiną się słowa w stylu flejtuch, leń, brudas... lecz wszyscy muszą mi przyznać, że co by nie myśleć, to sprzątanie należy do dziedziny tzw. "robót głupiego".  Dziś wysprzątane, jutro brudne, dziś wysprzątane, jutro brudne..    i tak bez końca. Co by sprawę uściślić, jestem zwolenniczką utrzymywania wokół siebie porządku, ale na Boga dlaczego muszę to robić na 120 m2?! Tu dygresja wam się należy, wychowałam się w kawalerce. Mama moja wychowana w dużym domu, usilnie do końca życia broniła się przed zmianą tego lokum na większe. Meble były proste i ponadczasowe, sprzątania niedużo, wystrój zmieniało się żonglując kolorowymi zasłonami, obrusami i narzutami... Tłoczno wbrew pozorom nie było, bowiem wszyscy ciągle gdzieś wychodzili a jak przychodzili goście było gwarno i wesoło i nikomu nie przeszkadzał brak dodatkowych metrów.
      Usiadłszy, złachana jak nieboskie stworzenie po umyciu wszystkich podłóg, zaczęłam się zastanawiać jakież to korzyści mnie dotykają, związane z posiadaniem "pańskich salonów"? Pomyślałam o codziennym trudzie wkładanym w sprzątanie, o "górach forsy" wydanych na doprowadzenie tych "metrów" do stanu prosperity, o ciągłych kosztach eksploatacyjnych... Co otrzymuję w zamian? I tu się zawiesiłam, bowiem mimo ogromnego wysiłku, nijak tych pozytywnych stron znaleźć nie mogę. Wszystko co robię na tych ponad stu metrach, mogę robić równie dobrze na trzydziestu kilku a jakaż by była oszczędność czasu i pieniędzy, które można by wykorzystać na Ż Y C I E a nie na wykonywanie służebnych czynności wobec nadmiernego metrażu. Jak widać uległam kiedyś propagandzie lansowanej w telewizyjnych reklamach - szczęśliwa rodzinka spożywająca posiłek na tarasie przed wiejskim domkiem. Wizja była jak widać na tyle efektowna, że podążyło za nią wiele rodzin. Efektem dobrze wykształconego u mnie genu "owczego pędu" jest dzisiejszy post :)
  Na koniec na me usta pcha się namolnie jeszcze jedno pytanie, dlaczego wiedząc to co wiem, wciąż jestem tu gdzie jestem???


Dziś jeszcze przestawiam hafcik. Maleństwo jest jednym z wielu, które jeszcze powstaną z tej serii, którą to wielce urzeczona jestem. Rozmiar - 10 cm na 12 cm







Haft z życiem się przeplata tak też powyższy kulinarny hafcik zaowocował, moim wybrykiem kulinarnym pt. Czekoladowe mufinki :)

Można je piec też w silikonowych foremkach, niepotrzebne są wtedy papierowe foremki :)




 Oto przepis :)

210 g maki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
2 łyżki kakao
 wszystko razem przesiać do miski

1 jajko
160 g cukru
100 ml oleju
320 g maślanki lub 200 ml mleka

jajko roztrzepać widelcem dodać cukier, olej i maślankę (lub mleko). Wymieszać łyżką i połączyć z mączną mieszanką. Wstawić do nagrzanego piekarnika - elektryczny 180 stopni, z termoobiegiem 150 - 160 stopni, gazowy stopień 2. Czas pieczenia ok 20 - 25 minut.


46 komentarzy:

  1. Uwielbiam muffiny, bo są smaczne i można je "ćwiczyć" na mnóstwo sposobów. Wykrzyżykowana babeczka urocza. A co do sprzątania... Nic dodać, nic ująć, ujęłaś to w sam raz. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć taki pożytek z tego sprzątania, że temat uchwyciłam :)
      Pozdrawiam :))

      Usuń
  2. Rozumiem Twoje zmagania z porządkiem. Ja obecnie jestem w fazie przejściowej, moje trzy córki pomagaja mi już w utrzymaniu porządku, ale zachwile wyfruną w świat i zostanę sama z tymi metrami do sprzatania. Mufiny smakowite. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja fazę przejściową mam za sobą, ludzi do sprzątania ubyło a lat przybyło... i co by nie udawać ów nadmetraż z każdym rokiem staje się kulą u nogi a nie powodem radości czy chociażby zadowolenia.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  3. Śliczne hafciki poczyniłaś, to chyba babeczki z owocami, uwielbiam je, mufinki zresztą także, jak wszystko, co czekoladowe. Zosiu, nareszcie ktoś myśli tak jak ja, dziękuję! Wszyscy wokół wmawiają mi, że nie doceniam tego co mam, a ja uważam, że nadmetraż, czyli powyżej 120 m. kw. z ogródkiem, to marnotrawstwo pieniędzy, nerwów i zdrowia na sprzątanie, remontowanie i ogrzewanie. Są lepsze rozrywki, niż ryk odkurzacza, pucowanie okien i grzebanie w ziemi, nie każdy musi to lubić, zwłaszcza jak lat przybywa. Z drugiej strony przyzwyczajamy się do sąsiadów, lekarza, aptekarza, kościoła, pobliskich sklepów i trudno podjąć decyzję o urządzaniu się od nowa. Myślę, że tak to działa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, człowiek mądrzeje z wiekiem to co dawniej wydawało mi się szczytem marzeń, teraz stało się ciężarem trudnym do udźwignięcia. W moim wypadku tu gdzie mieszkam nie ma lekarza, sklepów, kościoła nie wspominając o aptece czyli wszystkiego co tak ułatwia nam życie na co dzień. Już teraz jest ciężko a boję się myśleć co będzie np. za 10 lat...
      Z ciężkim sercem ale podjęłabym decyzję o zmianie ale jak to śpiewają do tanga trzeba dwojga :)
      Ucieszyłam się jak przeczytałam Twój komentarz, bo miło jest wiedzieć, że człowiek nie jest osamotniony w swoich przemyśleniach :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Trafiłaś w sedno, mąż zgadza się na zmiany tylko wtedy, kiedy jest bardzo chory, a jak troszkę lepiej się poczuje, to już nie, bo bez ogródka żyć nie może, chociaż to już nie ten sam, co kiedyś, pokazowy ogródek, tylko zaniedbany małpi gaj. Według psychologów przeprowadzka, to dla niektórych stres równy pogrzebowi w rodzinie i tak koło się zamyka. Życzę Ci Zosiu daru przekonywania.

      Usuń
    3. No to sobie porozmawiałyście wróciłąm tu bo nie pamiętałąm czy zostawiłąm ślad po sobie
      Zosiu w pełni podzielam zdania Iwonki
      :):):)

      Usuń
    4. Drogie Panie,
      wychowałam się w ogromnym domu i od zawsze wiedziałam że mój wymarzony domek będzie po prostu mały.Och co ja sie utłumaczyłąm znajomym że piwnicy i strychu nie potrzebuję.Nie bo nie.Teraz już nie tłumaczę tylko cieszę się moimi 9 arami i domkiem na nich stojącym;)i nie tracę czasu na jak to wyżej opisałyście sprzątanie,krzątanie itd a znajomi?Stukają się w czoło patrząc na swoje nie wykończone 150 m2 :)
      Kochane ja dopiero startuję,ale widzę po moich rodzicach jak ciężko oporządzić dom i ogród...pomyślcie głównie o wygodniejszym życiu.Choć wiem że łatwo to się tylko pisze.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    5. Ewelinko, dobrze, że umiałaś wysnuć naukę z życia rodziców. Ja jak widać, dopiero teraz zrozumiałam dlaczego moja mama nie garnęła się do "nadmetrażu".
      Jednak coraz bardziej do mnie docierają skutki upływającego czasu i tak sobie myślę (myślę nie za często, bo jeszcze myśliwym zostanę :)), że po rozum do głowy lepiej pójść późno niż wcale... :))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    6. Iwonko, dar przekonywania przyda mi się i to bardzo, bo lekko nie będzie...
      Ja kiedyś miałam prawie 20- arowy warzywnik i około 10 arów ogrodu "ozdobnego". Przez lata powierzchnie uprawowe znacząco zmalały a ogród "ozdobny"... no cóż gdzieś, kiedyś przeczytałam, że agenci nieruchomości mocno zaniedbane ogrody nazywają "rustykalnymi" by nie odstraszać klientów. Zgodnie z tą wytyczną mój ogród jest bardzo mocno "rustykalny" ;)))
      Przyznam Ci się, że ja taką "huśtawkę" przy każdym kolejnym pogorszeniu zdrówka przeżywałam, ale teraz zaczynam się obawiać, że kolejne pogorszenie może mieć w końcu katastrofalne skutki... i to dodaje mi chęci do działania, bo przecież żyć się chce z upływem lat jakby coraz bardziej :-)))
      Ściskam Cie mocno!

      Usuń
  4. Зося, чудесная вышивка. И выпечка выглядит аппетитно!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Спасибо! Попробуйте испечь легко сделать и очень вкусная :)))
      пожеланиями :)

      Usuń
  5. Pieknie haftujesz a co do nadmetrażu to mnie to też dotknęło i już nie wyrabiam ze sprzataniem:(( czasu na życie mi brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie, z biegiem lat, z biegiem dni uroki nadmetrażu maleją wprost proporcjonalnie do spadku sił :)
      Im jestem starsza i słabsza tym bardziej żal mi czasu na tak prozaiczne czynności.... żyyyyć się chce a nie sprzątać :)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  6. Zacznę od końca....muffiny wyglądają bardzo smakowicie, hafcik o zgrozo także ...
    ja też lubię takie małe motywy, a Twój pościk-uśmiałam się jak zwykle, ale to prawda szczera, że życie upływa mi także tylko na sprzątaniu? chociaż mój metraż jest mniejszy , ale przy piątce dzieci...teraz już niby doroślejszych, ale i tak "sama" zrobię najlepiej...Pozdrawiam i dziękuję za poprawę humoru w niedzielę z rana:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kompleks "człowieka orkiestry" tez przerabiałam :) zemścił się na mnie okrutnie :(
      Zaś jeśli chodzi o hafty, to przyznać się muszę bez bicia, że problem mój polega na tym, że ja lubię zarówno małe motywy jak i duże, te użytkowe i te zupełnie bezużyteczne, realistyczne i bajkowe, proste i skomplikowane, z backsticzami i bez... ja je po prostu kocham wszystkie ;)))
      Wieść o tym, że poprawiłam Ci humor wielce dla mnie jest radosna :))))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  7. Nie cierpie sprzatać domu! Zwałszcza z nadmetrażem jeszcze większym, niż Twój. Robię to rzadko - od przypadku, do przypadku. Najchętniej wtedy, gdy jacyś dawno niewidzialni goscie maja zjechać, bo by sie nie przestraszyli na bambetlach nie poprzewracali.Wtedy zaharowuję się do upadłego aż dom jakis obcy sie staje (bo ja lubię swój bałaganik swojski!).
    Ludzie moiściewy - tyle jest innej roboty poza sprzataniem i co wazniejsze - tyle ciekawszych rzeczy zo zrobienia, że po prostu odkładam je ad acta (ile sie tylko da!:-))
    Babeczki niczym róze - smakowite i piekne!
    Zosiu - pełna zrozumienia dla Twych mąk sprzatacza duzo odpoczynku Ci zycze i nieprzejmowania sie tą syzyfową robotą za bardzo - w końcu od brudu nikt nie umarł! A dom to nie muzeum. Take it easy, jak mówią Anglicy!:-))
    Całusy serdeczne zasyłam!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ci Anglicy jak już coś powiedzą... to ho ho:)))
      Olgo z tym moim nadmetrażem to jest jak w tym powiedzonku - miało być tak pięknie a znowu jest jak zwykle :)
      Sprzątanie to ja odkładam, nie raz i nie dwa, ale....jak się zrobią zaległości to jest jeszcze ciężej, więc sama już nie wiem - tak źle tak nie dobrze...
      Jednak w nieustającym poczuciu kurczącego się czasu, jakoś coraz bardziej mi żal czasu traconego na pucowanie kątów, których nikt nie ogląda, nawet ja sama... Nagle, ostatnio tak jakoś zapragnęłam pchać się do ludzi, do życia... a te moje kąty, posprzątane czy nie, tchną pustką... pustką muzeum przez nikogo nie odwiedzanego...
      Buziaki priorytetem zasyłam ekspresowym ! :-)))

      Usuń
  8. Ja też mam dużo do sprzątania mniej więcej tyle metrów, co i ty, nie przepadam za tą czynnością, bo zdecydowanie bardziej wolałabym w tym czasie "machać" szydełkiem. Tak czy inaczej cieszę się, że masz taki spory metraż, bo dzięki temu znowu umieściłaś świetny wpis. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz się chociaż ten metraż na coś przydał :)) Trzeba uważać żeby przypadkiem nie stać się niewolnikiem przedmiotów. Coś co powinno nam służyć nie powinno nadawać rytmu naszemu życiu a już na pewno nie sensu ... :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  9. Wiesz Zosiu o sprzątniu to mi nie opowiadaj już mi zbrzydło ciągłe zgarnianie śmieci - czy my musimy to robić non stop tylko dlatego że mamy baba na czole napisane - ech - hihihi
    dobra na poważnie sprzątać uwielbiam ale bez przesady również musze mieć czas na swoje przyjemności robótkowe
    babeczki są przepyszne i przepis zabieram bo mufinki są takie ze zawsze można eksperymentować a ta haftowana to ja takie sprawy uwielbiam boska jest - buziaki śle Marii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ..."baba na czole napisane" - hehehehe! Dobre, lecę sprawdzić do lustra... jak nie będzie napisu to od jutra nie sprzątam ;))))
      Pozdrawiam Cię gorąco Marii !

      Usuń
  10. Uwielbiam uwielbiam czekoladę i wszelakie słodkie! :) Mufinka i na kanwie i w realu do zjedzenia od razu. Na raz. :( Wstyd mi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam, ale mój kręgosłup na skutki tego uwielbienia zaczyna się buntować :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  11. Ale Ty kusisz tymi ciachami:) Ja mam chałupę 220m2 do ogarnięcia. Teraz sprzątam tylko parter (110m2), bo piętro jest Młodej, a ona w Anglii i to jej sprzątam dokładniej raz na jakiś czas. Durnostójki co jakis czas myję i nie bawię się w przecieranie ich ściereczka. Co gruntowniejsze sprzątanie, to parę leci do kosza lub głęboko do półki. Minimalizm za wszelka cenę. Ponieważ mamy Bezę, to podłogi myję dwa razy w tygodniu, ale to leci błyskawicznie. Kiedy tylko mogę, wykorzystuję przy odkurzaniu Jaskóła.
    Nadmetraż sobie chwalę tylko z jednej, ale poważnej przyczyny- mam ogromną klaustrofobię. W mieszkaniu w bloku dusiłam się. Dlatego sprzątanie hektarów przyjmuje z niejaką pokorą.

    No i wprawiasz mnie w poczucie winy tempem produkowania ślicznych hafcików. Mój wprawdzie puchnie, ale nie tak szybko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klaustrofobia to jest problem... ja wychowałam się w kawalerce i owej przypadłości nie posiadam, mam inne ale o tym kiedy indziej :) Teraz myślę, że owego nadmetrażu dorobiłam się na bazie kompleksu "wychowanej w kawalerce". Może jeszcze wizja "białego dworku" dołożyła się do tego, a i jeszcze lansowana od lat amerykańska bajka o domku na przedmieściach... Jednym słowem młoda byłam i głupia a teraz jestem stara i chora i nic a nic już mnie w tym nadmetrażu nie bawi... Wyszło na to, że "młode narozrabiało" a "stare" cierpi ;)

      Kurczę, nie żebym Cię chciała wprawiać w poczucie winy, ale mam jeszcze parę prac zaległych, których jeszcze nie zdążyłam pokazać ... a na Twój czekam z niecierpliwością :)))

      Usuń
    2. Otóż wizję "białego dworku" miała moja matka. Ponieważ państwo wykupiło dom od rodziców pod inwestycję, matka kupiła stary domek i dobudowaliśmy do niego mój. Tak chciał mój poprzedni mąż i tak chcieli rodzice- ja ... eh... mnie się marzył mały domek bez piwnic, na płycie.

      Dobudowany dom musiał byc dostosowany do starego, bo na froncie matka dobudowała ogromne tarasy i tak powstała budowla w stylu kolonialnym, a ja mam 6 pokoi, 2 kuchnie, 2 łazienki, duże hole i klatkę schodową, Dom jest w całości podpiwniczony i ma ogromny strych. Nie wiem do teraz czy przeklinać, czy cieszyć się. Powstał bliźniak jak kołchoz i trudno będzie go sprzedać kiedyś. Syn i córa siedzą w Anglii. syn chyba już nie wróci, a córka sama nie uciągnie takiej chałupy... no i masz, wyszedł elaborat.

      Usuń
    3. "...przeklinać czy cieszyć się" - nastrój w tym stylu towarzyszy mi przez ostatnich parę lat :) Góra - dół, góra - dół, ostatnio jakby częściej dołek :( I z każdym rokiem coraz trudniej podjąć decyzję, pewnie dosięga mnie problem "nie przesadzania starych drzew". Rozum mówi jedno a uczucia coraz mniej chętne zmianom drugie...
      Jaskółeczko, mnie też często wychodzą elaboraty :))))

      Usuń
  12. Zastanawiałam się kiedyś nad tym, dlaczego ludzie budują takie duże domy i kupują hektarowe działki. I wyszło mi na to, że ja tak nie chcę!:))) Dlatego wybudowaliśmy parterówkę z możliwością adaptacji poddasza na działce prawie 9ar i... każdy kto nas odwiedza się zachwyca, że tak przyjemnie sobie mieszkamy.:) Ale i tak w każdą sobotę wnerw mnie bierze na to sprzątanie, no może mniejszy o nadmetraż.;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego cosobotniowego wnerwu dołóż jeszcze ćwierć wieku i poczujesz się dokładnie jak ja :))) A co do wielkości domu, jak kogoś stać wybudować duży dom i do tego zafundować sobie serwis sprzątający, to fajnie, ale wybudować molocha i zostać jego niewolnikiem... bądźmy szczere to głupota :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  13. wielki dom jest jak ta wisienka nawyhaftowanej babeczce.Miał być zwieńczeniem Waszych uczuć.To tak jak w heppy endach.Zawsze piękne obrazki:szczęśliwa wielka rodzina,ogromny dom,święta w cudownej atmosferze,zero zmartwień,zero trosk,a przyjęcia same się robią i samo się po nich sprząta.A dom,prawdziwy i radosny,choć chwilami zatroskany to nie tylko ściany i piękne obrazki.
    pozdrawiam
    lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha,a przy sprzątaniu ostatnio lubię słuchać muzyki.i czasami wybieram zabawy z dziećmi lub spacer:-)

      Usuń
    2. Bardzo dobrze to ujęłaś. Ja myślę, że dom tworzą ludzie. Nie tworzą go ściany ani przedmioty, to pewnego rodzaju aura zupełnie niezależna od przedmiotów, które tak łatwo kogą ulec zniszczeniu... Pamiętam jak oglądałam kiedyś reportaż z powodzi - byli ludzie załamani bo stracili zawartość domów i chociaż nikomu z ich rodzin nic się nie stało, to mówili tylko o tym, że stracili w s z y s t k o ... a przecież nie stracili najważniejszego ż y c i a i z d r o w i a.
      Ja też słucham muzyki przy sprzątaniu, bez tego to by już była całkowita katorga :)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  14. Język mam do pasa! Te muffiny wyglądaja bosko...ale tych różanych szkoda zjeść. Tak pieknie wygladaja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te różane zawsze pierwsze są zjadane :)) pojęcia nie mam dlaczego?!
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  15. Miło dla oka, wyobraźni, no i smacznie :)
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało :)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  16. Dlatego my z mężem całkiem świadomie wybraliśmy mieszkanie w bloku...;) Hafcik przesłodki, a ty serca nie masz, pokazując takie pyszności - od dziś jestem na diecie...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podjęliście dobra decyzję i macie spokój a ja się miotam się jak dziki zwierz w klatce, tak źle tak niedobrze. Mam serce, mam... przecież przepis dałam :)))
      Przełóż dietę na jutro :) Ja osobiście jestem na diecie "od jutra" już od ładnych paru lat i bardzo ją sobie chwalę ;)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  17. Z tym sprzątaniem, to Cię bardzo dobrze rozumiem;- też mi brakuje często sił i czasu żeby to wszystko ogarnąć. Ale, czy to wszystko musi aż tak błyszczeć.
    W latach 90-tych jak wzięliśmy się z małżonkiem za rozbudowę domu, to wyszła nam wielka chałupa z obszernym strychem. Koniec, końców parter 150 m2 sprzątam ja, a piętro 130 m2 starsza córka, która zamierza tam chyba na stałe osiąść.
    Z drugiej strony nie wyobrażam sobie jak bym miała się pomieścić z tym wszystkim na metrażu mniejszym niż 70 m2. Wtedy trzeba by było chyba zrobić jakąś wyprzedaż sprzętu, mebli, ubrań i oczywiście włóczki hihihi....Choć przyznam Ci się, że chętnie bym się części tych rzeczy pozbyła.
    Swoją drogą moi rodzice mieszkają w mieszkaniu 58 m2, jak ich odwiedzam, to mam wrażenie że się duszę;-brak przestrzeni. Wszystko wydaje się tam takie małe, ciasne i strasznie stłoczone; -jakoś wcześniej, kiedy tam mieszkałam tego nie zauważałam, Jak widać po 24 latach "na swoim" odwykłam od małych mieszkań i chyba mimo wszystko bym się nie zamieniła. Myślę, że jednak łatwiej sprzątać te moje nadmetraże niż takie ciasne mieszkanko. Za małym mieszkankiem przemawia za to cena ogrzewania.
    Hafcik słodki, że nie wspomnę o tych czekoladowych mufinkach.
    Pozdrawiam gorąco Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano widzisz i ja się chwilami boję, że będzie ciężko w mniejszym, bo człowiek to takie bydlątko co to do dobrego szybko się przyzwyczaja :) Jednak jak pomyślę o starości z dala od cywilizacji to troszkę mi ciarki chodzą po plecach, no i to ogrzewanie... z roku na rok coraz droższe. I myśl tu człowieku co by wilk syty i owca cała została ;)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  18. Chce mufinke, chce!!
    Po ogarnieciu nieduzej chalupy i mikroogrodka, ledwie sie ruszam..Patrze z niedowierzaniem, na palace, ktore buduja sobie znajomi..Moze ich stac na pomoc domowa, mnie nie.
    Ale..poza tym , dziwnie mi jakos, bo ja lubie sprzatac. Szybki efekt, choc krotkotrwaly, przyznam;) Malgosiu, wspieram Cie , w Twym dazeniu do zmiany!
    Buziole:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katarzynko, ja też lubię sprzątać, ale czysto fizycznie nie mam siły i to jest właśnie dla mnie najbardziej frustrujące... Dążenie do zmiany jest chyba wpisane we mnie, ja wciąż i nieustannie muszę coś tworzyć :)))
      Jeśli chodzi o życiowe zmiany, wciąż uczę się płynąć z nurtem, to dla mnie najtrudniejsza rzecz pod słońcem,, gdzieś tam wewnętrznie chciałabym chyba mieć wszystko pod kontrolą, choć wiem że to niemożliwe :)
      Buźka Kasieńko!

      Usuń
  19. Droga Zosiu, z okazji Twojego Święta życzę Ci samych pięknych chwil i aby nigdy nie zabrakło Ci włóczki, kordonka, muliny oraz weny twórczej do pisania. Moc Buziaków :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za życzenia :))))) Oby się spełniły :)
      Moc buziaczków Ci zasyłam !

      Usuń