Dziś najłatwiejszy deser na świecie. Prosty i szybki w przygotowaniu :)
Zaczynamy od tego, że informujemy rodzinę, iż opuszczamy pielesze domowe w celu uczynienia zakupów spożywczych. Rzucamy coś od niechcenia o zdrowym odżywianiu , szpinaku, selerze i pozostawiając domowników w trwodze, trzaskamy drzwiami na wyjściu. Następnie udajemy się do marketu, gdzie przechodzimy beznamiętnie obok warzywek, wzruszamy ramionami mijając regały ze zdrową żywnością, zmierzając konsekwentnie w kierunku półek z budyniami, kisielami i ... kremami w proszku. Tu nie namyślając się długo wrzucamy do koszyka krem do karpatki bez gotowania! Wszak ma być szybko. Zmierzając do kasy dokładamy ciasto francuskie i łapiemy w locie mleko 3,2 % oraz cukier puder. Zaopatrzone w niezbędne składniki powracamy na łono strwożonej rodziny. Zamykamy się w kuchni i włączamy piekarnik 175 °C góra +dół. Mleko wstawiamy do lodówki. Ciasto rozwijamy z rulonu i kroimy w kwadraty. Układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia załączonym do ciasta francuskiego. Wstawiamy do piekarnika na ok. 15-20 minut i mamy czas by zajrzeć na ulubione blogi. Dobijającą się do kuchni rodzinę mrozimy wzrokiem i kontynujemy przeglądanie blogowiska. Wyjmujemy upieczone na złoto ciasto i odstawiamy do wystygnięcia. Parzymy herbatkę i sięgamy po ulubioną książkę, tudzież robótkę. Kiedy napięcie w członkach rodziny sięga zenitu, udajemy się nazad do kuchni. Kwadraty ciasta dzielimy na pół (równolegle do blatu ;)) . Do miski wlewamy 400 ml mleka 3,2% i używając robota kuchennego, ubijamy pyszny kremik w ciągu trzech minut. Następnie wyrzucamy z kuchni domowników, próbujących ukradkiem uszczknąć coś z miski. Wypychając ich z kuchni perorujemy głośno i dobitnie o ich nagannym i niekulturalnym zachowaniu. Kiedy zostaniemy już same za zamkniętymi drzwiami ( jakie to ważne by kuchnię można było zamknąć! ), nakładamy krem na ciastka i przykrywamy je górnymi częściami. Nastepnie bierzemy miskę po kremie i w ciszy, i spokoju dokladnie ją wylizujemy, pomagając sobie w tym palcami. Zaspokoiwszy pierwszy głód, posypujemy ciacha cukrem pudrem i wstawiamy do lodówki. Zaś rodzince patrzącej na nas wygłodniałym wzrokiem, ze spokojem oświadczamy, że deser jest na jutro :)
* Ja osobiście używam kremu do karpatki Delecta, ale co kto lubi ;)
Ależ to apetycznie wygląda! I w tym momencie pojawiła się u mnie ochota na coś słodkiego. :)
OdpowiedzUsuńJa też tak mam, popatrzę i już apetyt rośnie ;)
UsuńCudna powieść. Swoja drogą sprytny deser, chyba go podkradne.Smacznego .Faktycznie musi stać w lodówce przez noc
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Koniecznie musi się dobrze schłodzić! Wredy zyskuje na smaku :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Przepisu w tak znakomitej formie jeszcze nie czytałam. Mogłabyś pisać książki.:) Wspaniały deser, aż żal że nie mogę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dla każdego coś dobrego, jeden zje a drugi poczyta ;))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Wytrawny z Ciebie cukiernik Zosiu. Deser wygląda obłędnie. Jeżeli rodziny nie sprowokowałaś do spróbowania tego wcześniej, niż zapowiedziałaś, to gratuluję zdyscyplinowania rodziny. Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńDeser z półproduktów w stylu minimum wysiłku maksimum efektu ;) Rodzina wie, że domowy cukiernik kapryśny i pamiętliwy, obraziwszy się gotów długimi tygodniami omijać obojętnie piekarnik... dlatego przezornie spełniają moje zalecenia. Jak jutro do jedzenia to jutro :) Dyscyplina działa niestety tylko w dziedzinie piekarnictwa i cukiernictwa :(
UsuńPozdrawiam gorąco!
Rewelacja przepis, jutro wyprobuje!!! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSmacznego! :)
UsuńDlatego ja lubię robić desery jak nikogo nie ma w domu:)))))))
OdpowiedzUsuń