* Wspomnienia poniższe choć oparte na faktach, (wszak Zosiieńka istnieje), są jedynie jej interpretacją rzeczywistości, dlategoż oznajmiamy, my - Narrator i Zosieńka - bohaterka opowieści, że wszelkie podobieństwa do faktów i osób rzeczywistych są całkowicie przypadkowe ;)
Jasia leżała z otwartymi oczami. Śledziła od dłuższego czasu wskazówkę zegara, doskonale widoczną w blasku ulicznych latarni. Wracała do przeszłości... oto dzieciństwo spędzone szczęśliwie w majątku rodziców...Z rozrzewnieniem wspominała swoje wybryki, łażenie po drzewach, bójki z chlopcami. Pamiętała jak jej mama załamywala ręce nad kolejną podartą sukienką. Ku radości wszystkich domowników okres dojrzewania sprawił, że w końcu porzuciła łobuzowanie. Może przyczynił się do tego pewien młody porucznik, którego widywała co niedzielę w kościele, kiedy przyprowadzał oddział żołnierzy na mszę. Kiedy pojawiał się potem w ich domu na obiedzie, czerwieniła się aż po czubek głowy i prawie nie mogła nic przełknąć. Podkochiwała się w nim pierwszą niewinną miłością. Nawet teraz kiedy go wspominała, czuła jak serce szybciej jej bije. Zginął w 39 r w bitwie pod Wizną... polskie Termopile... Poczuła ukłucie w sercu. Przekręciła się na bok i przytuliła policzek do jaśka, który po chwili zwilgotniał. Potem była wojna, straszne lata. Pamiętała jak dziś stukanie do okna, w środku nocy. Strwożeni rodzice... ojciec w pośpiechu zaprzegający konie i matka w rozgorączkowaniu pakująca co cenniejsze rzeczy. Uciekli do lasu przed wywózką na Sybir. Zawdzięczali życie jednemu Sprawiedliwemu, który ich ostrzegł przed niebezpieczeństwem, które bylo tuż, tuż... Doskonale pamiętała jesienne poranki w lesie, kiedy budziła się mokra od rosy... Potem nadeszli Niemcy. Partyzantka, była łączniczką. Front, spalona ojcowizna, ucieczki...Nie, nie chciała myśleć o tych latach, nie teraz... Wstała i po cichutku by nie obudzić śpiącego męża, zaczęła spacerować po pokoju. Tam i z powrotem, tam i z powrotem... co jakiś czas przystawała, by po chwili znów podjąć ten marsz donikąd. Po wojnie przyjechała na Ziemie Odzyskane, czy jak to mówiono wtedy wyzyskane, bo też zniszczone były straszliwie. Obawa przed nieznanym towarzyszyła jej podróży, choć jechała do ludzi, których znała. Miasto ogromne, zniszczone i tak bardzo obce... przerażało ją, ale nie było odwrotu. Musiała nauczyć się żyć po nowemu, w świecie nowych zasad, nowych porządków. Trzeba było zapomnieć o tym co było, kim się było i mieć nadzieję, że nikt nie będzie tego pamiętać. Mijające lata wyciszały wspomnienia, przyszła odwilż a z nią nadzieja na lepsze jutro. Jednak Jasia nauczona przez życie nieufnosci, trzymała się z boku, obawiając się wartkiego nurtu politycznych spraw. Uczyła się cieszyć normalnością, która coraz bardziej rozgaszczała się w jej życiu. Pracowała, miała przyjaciół. Coraz częściej mozna bylo znowu usłyszeć jej śmiech, a kiedy Jasia się śmiała, to śmiał się cały świat. Namawiana przez przyjaciół znów śpiewała, tylko po - "nie szumcie wierzby nam, żalu co serce rwie" oczy jej wilgotniały...Lata mijały, a ona wciąż była sama. Wspomnienia tamtych lat, bardziej dzieliły niż łączyły. Kiedy pogodziła sie juz z myślą, że przez zycie przejdzie samotnie pojawił sie ON, dużo młodszy od niej, nie pamiętał wojny i to ich połączyło. Jasia przystanęła przy oknie, przez chwilę obserwowała pustą ulicę... po chwili poczuła chłód, który ciągnął od niedostatecznie uszczelnionych ram. Podeszła do kaflowego pieca i przylgnęła do niego plecami. Poczuła jak przenika ją ciepło. Spojrzała na śpiącego męża, zastanawiając się czy już go obudzić. Następne chwile pozbawiły ją wątpliwości. Potrząsnęła go delikatnie za ramię. Półprzytomny otworzył oczy by spojrzawszy na nią zerwać sie na równe nogi.
- Czy to już?! - pytał wciągając spodnie na piżamę.
W odpowiedzi kiwnęła głową.
W karetce, zastanawiała się czy przeżyje poród. Ta myśl prześladowała ją przez ostatnie miesiące. Nie była najmłodsza a jej babcia umarła przy porodzie. Bała się bólu... fale skurczów były coraz częstsze...
Izba przyjęć... nagle została wciagnięta w bezlitosne tryby szpitalnych procedur... pozbawiona prywatności, intymności...kolejny skurcz i strach co będzie dalej... jeszcze jeden... i znowu następny. Na dole mówili, że jeszcze długa droga przed nią, ale nagle poczuła, że musi przeć!
- Siostro! - zawołała, przerażona narastającym tempem zdarzeń.
Położna spojrzała na nią i krzyknęła - "Już się rodzi!". Nagle wokól niej zaroiło się od ludzi... jeszcze jeden wysiłek i... usłyszała płacz!
Lekarz nachylil się nad nią i powiedział - "No mamusiu masz córeczkę". Patrzyła na czerwone maleństwo, które kwiliło, podawane z rąk do rąk.
W sali noworodków owinięta ciasno pieluszkami, leżała Zosieńka. Popłakiwała cichutko niezadowolona z sytuacji w której się znalazła. Wcale nie chciała opuszczać miejsca, w którym dotąd była. Robiła co mogła by zostać tam jak najdłużej, ale została wypchnięta przemocą na świat. który powitał ją chlodem, hałasem i oślepiającym światłem. Trudno jej było uwierzyć, że będzie musiała się do tego przyzwyczaić. Twarde i chropowate pieluszki, którymi ją owinięto, boleśnie ocierały się o jej delikatną skórę. Świat wydał się jej nader nieprzyjaznym miejscem do zamieszkania. Pierwsze obserwacje, które zdążyła w tym krótkim czasie poczynić, zaowocowały doonosnym płaczem. Przez moment żałosnie łkała, by po chwili ukojona ciepłem zasnąć...
cdn.
Ufffffffffffffffffffffff.. nareszcie jesteś na tym świecie:):) Piękne to okno. Warto było byś znosiła to pieluchowe tarcie o pupę. Talent nam się narodził!:)
OdpowiedzUsuńMoje narodziny były pono lekkie , łatwe i... szybkie ;)) Jak siedziałam, to siedziałam a jak postanowiłam wyjść to już, zaraz, natychmiast ;)))
UsuńŁadnie to się ze mnie tak nabijać, zaraz tam talent... ;)
Eeeeeeeeeeeeeeee.... zaraz nabijać. Ja wyraziłam zachwyt:):):):)
UsuńNoooo... chyba, ze tak ;))))
UsuńZosiu ja bardzo poproszę o książkę Twojego autorstwa. Twoje teksty zasługują na publikację. : ) A to niespodzianka za okiennicą, całoroczne kwiaty. Serdecznie pozdrawiam i czekam na cd.
OdpowiedzUsuńO rany Mysiu, to bym chyba musiała na ksero odbijać, ale to ponoć drogo wychodzi ;))) Gdzie mnie do książek pisania, tego mego "talentu" ledwo na bloga starcza ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Oj ale fajno. Juz nie mogę sie doczekać kolejnych odcinków o Zosience. A okienko cudne :)
OdpowiedzUsuńKolejne odcinki o Zosieńce będą się ukazywać co jakiś czas, między robótkami ;))
UsuńUwielbiam czytać Twoje teksty!!!:)
OdpowiedzUsuńZ takim okienkiem to żadna szarość nie jest straszna:)
Cieszę się bardzo!
UsuńNo tak Zosieńka dba o to by świat wokół niej był kolorowy... może czasem aż za bardzo ;))
To były niełatwe czasy i lata....Zosiu, czekam na dalszy ciąg. Pięknie piszesz, tak jakbym film oglądała...Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że czasy nigdy nie są łatwe... choć wtedy były szczególnie trudne...
UsuńCieszę się, że się podoba ;))
Pozdrawiam gorąco!
Historia o poruczniku przypomniała mi historię opowiadaną przez moją babcię, skądinąd też Jasię. Babcia w czasie wojny zakochała się w rosyjskim żołnierzu. Ze wzajemnością, jej ukochany jednak wkrótce zginął. Ale babcia, mimo iż minęło tyle lat, nadal go wspomina.
OdpowiedzUsuńKoniecznie spisuj swoje wspomnienia. Może kiedyś wydasz je w formie książki. Ja na pewno bym ją kupiła :)
Moja mama w czasie tej wojny straciła jeszcze jednego ukochanego... wspominała ich do końca życia...
UsuńSpisywać będę, dopóki ktoś będzie chciał czytać, do szuflady pisać nie umiem :)
Piękna opowieść, nie kryguj się talent masz niesamowity i powinnaś go wykorzystać.
OdpowiedzUsuńStaram się :)) a co z tego wyjdzie zobaczymy :))
UsuńNo to teraz nie będę mogła się doczekać odcinka drugiego, bo będzie? prawda?
OdpowiedzUsuńZaczarowałaś mnie, dziękuję.
Pozdrawiam ciepło/:)
Takoż posiadam nadzieję, że następne odcinki zaistnieją w blogosferze :))
UsuńTwoje słowa sprawiają mi radość, dziękuję! :))
Pozdrawiam gorąco! :))
To nie jest lustro?!!!
OdpowiedzUsuńKurde, łapkę bym dała sobie obciąć, że się w tym oknie przeglądasz, że już nawet nie powiem co mamroczesz( "...lustereczko powiec przecie........." hihi!) ;))) Muszę uważać z tymi łapami............ ;)))
Opowieść mnie wciągnęła, przeczytałam już trzy razy i czekam na więcej!
Lustra na stanie w domu nie posiadałam a forsy starczyło jedynie na zakup okiennic ;)) reszta musiała powstać z tego co było w domu ;)) Resztki drzewniane, stara farba i dekupaż z serwetek akurat dostępnych ;)))
UsuńSkąd Ty wiesz co ja mówię, kiedy widzę lustro ?!!!! Na łapki uważaj!
Ciąg dalszy będzie, obiecuję, Fajnie że Cię ta historia wciągnęła, w końcu kiedyś tam w 1286 odcinku Ty też się w niej pojawisz ;)))
Buźka!!!
Będę na ten 1286 odcinek czekać - wiernie jak pies Burek! ;)))
UsuńNo to wpadłam... teraz przede mną do napisania już tylko 1285 odcinków... ;))))
UsuńKiedy ja Ci Zosieńko mówiłam o opublikowaniu twoich opowieści??? Masz styl pisania jedyny i niepowtarzalny
OdpowiedzUsuńJak ja się w końcu uzależnię od komplementów, to wiadomo kto będzie winien ... ;)))
UsuńZosiu, dziewczyny nie żartują. Ja też bym chciała ją mieć - książkę rzecz jasna! -, bo to, co wyczyniasz ze słowem jest niesamowite. Ja zawsze czytam kilka razy, nie dlatego, ze aż taka głupia, ale z przyjemności wielkiej.
OdpowiedzUsuńKsiążki nie obiecuję, bo rynek wydawniczy w Polsce jest jaki jest (dużo lepsi ode mnie przebic się nie mogą), ale postami raczyć Was, postaram się jak najczęściej. Sama jestem ciekawa, co z tego pisania wyjdzie ;))
UsuńPrzeczytałam ze wzruszeniem...
OdpowiedzUsuńDziękuję!***
Tak się cieszę, że jesteś!!! ***
UsuńŚciskam i całuję! :))
Jestem oczarowana . I daję Ci słowo honoru :), że piszesz wyjątkowo. A ponieważ jestem anonimową czytelniczką , bloga nie prowadzę więc możesz być pewna szczerości pochwały. Pisz Zosieńko dla swojej radości pisania i mojej radości czytania. Jeszcze się odezwę, odkryłam Cię dopiero wczoraj i mam jeszcze sporo do poczytania. Anuśka
OdpowiedzUsuńZapraszam do lektury :))
UsuńZa miłe słowa serdecznie dziękuję!
Cieszę się, że tu trafiłam... :)) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńI ja cieszę się, mogąc Cię powitać w mych skromnych progach :)))
UsuńPozdrawiam goraco!
Witam . Dziewczyny nie żartują ,książka, książka proszę . Dziękuję, że tu trafiałam (za namową Anstache) . Pozdrawiam gorąco i proszę o jeszcze.....
OdpowiedzUsuńJa gaduła jestem, więc ciąg dalszy pewny ;))) Cieszę się, że spodobały Ci się moje teksty i tekściki :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Jak się cieszę, że tu trafiłam. Zostaję! Cudnie się czyta Twoje teksty.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Przytulnego
I ja cieszę się żeś zawitała w me skromne progi, witam serdecznie i zapraszam jak najczęściej!
UsuńPozdrawiam gorąco!
Wpadłam na chwilkę i się zasiedziałam znowu!! Twoje teksty a przede wszystkim powyższy mnie wciągnęły i piszesz w taki sposób, że wszystko sobie potrafię wyobrazić oczami wyobraźni i przenieść się w ten świat. I przypomniała mi się moja babcia... Która też przeżyła wojnę, (urodziła się w 42 r.).
OdpowiedzUsuńWysiłki wciąż czynię by przekazać wam jak najlepiej co mi się w głowie roi... i radość ogromna mnie przepełnia, że efekt zamierzony osiągam :)))
UsuńJasia urodziła się w połowie lat dwudziestych XX wieku, wojna to była jej młodość...
Pozdrawiam serdecznie!
Trudne to byly czasy, niebezpieczne, nie pojmuje jak dzis kobiety mowia, ze trudny to czas dla "mienia "dzieci.
UsuńA wiesz Kasiu, że ja też wiele razy się nad tym zastanawiałam?
UsuńMoże dlatego, że teraz mamy kult jednostki i jej samorealizacji?
Ja rodziłam jeszcze w czasach kartkowych i wcale mnie to nie przerażało wtedy...
Twój talent jest niesamowity! Pięknie piszesz, a okienko - to dopiero niespodzianka :) Śliczne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za Twe słowa :-D
UsuńNie oszukujmy się, cieszę że Ci się podoba! :)
Pięknie zarozpoczęta historia, aż się mi łezka zakręciła....a okienko otwarte ...zachęca coby zaglądać.
OdpowiedzUsuńUchwyciłaś analogię! :))) Okienko otworzyło się wraz poczatkiem wspomnień ;)
OdpowiedzUsuńZaglądaj Aguniu, zaglądaj jak najczęściej :))