Zosieńkowa niedziela upływała w spokoju. Godziny kapały jedna za drugą, monotonnie uderzając o parapet. Zosieńka jak na prawdziwą kurę ( kurus domesticus) przystało, snuła się po pokojach. Tu coś grzebnęła, tam coś zaczęła... Zajrzała na blogowisko, by kolejny raz z zachwytem pooglądać prace koleżanek blogowych. W końcu zerknęła na zegarek i powzięła wiekopomną decyzję, by rozpalić w piecu.
Padła na kolana przed popielnikiem i energicznie zaczęła, dziabać pogrzebaczem po rusztach. Napchała gazet, ułożyła misterną budowlę z drewna i wziąwszy węglarkę, podreptała po koks. Nasypała koksu do 3/4 pojemności, odmierzając z iście aptekarską dokładnością. Wszak zgromadziła dopiero połowę potrzebnego opału na zimę, która nie wiadomo jakie szutki będzie wyprawiać. Dorzuciła koksu na drewno i od spodu, niczym harcerz najpierwszego sortu, wszystko to od jednej zapałki podpaliła. Pewna efektu swej pracy, zajęła się szykowaniem kolacji. By urozmaicić sobie kuchenne czynności, włączyła muzyczkę. Po zastanowieniu ustawiła poziom głośności na maksimum i już po chwili można było usłyszeć - "Steeepie szeeeroki..." . Jako, że Zosieńka była sama w domu, mogła dowoli oddawać się śpiewaniu, którąż to czynność wykonywała z umiłowaniem, acz fałszując nieziemsko. Zawodząc, ile fabryka dała tchu w piersiach, Zosieńce umknęło, że w piecu dziwnie cicho jest... Kiedy w końcu zajrzała w czeluść serca c.o., ujrzała jeno nędzne ogniki jakoweś, miast buchającego płomienia. "Nic to!" - zakrzyknęła Zosieńka przepojona duchem sienkiewiczowskim i dalejże dziubać pogrzebaczem, dalejże dorzucać drewienek... Łudziła się, że ogień rozpalony w jej sercu przez sienkiewiczowskie "ku pokrzepieniu serc", udzieli się płomieniowi w jej centralnym. Los jednak postanowił, nie ułatwiać żywota Zosieńce. W piecu nadał ledwie się tliły nędzne płomyczki. Zosieńka fuknęła raz i drugi, potem w karminowych usteczkach zmęłła kilka słów, powszechnie uważanych za obraźliwe i podjęła kolejne wysiłki na froncie walki o ciepło w domu. Kiedy próby owe nie przyniosły spodziewanego efektu, zacisnęła zęby, których jak wiadomo po wizycie u protetyka miała teraz komplet i ze słowami na ustach - "Nie będzie mi tu żaden piec pluł w twarz"- rozkręciła wyczystkę do komina. Po jakimś kwadransie a może dwóch, Zosieńka w ferworze walki straciła poczucie czasu, w piecu dał się słyszeć charakterystyczny głośny szum.
"Veni, vidi, vici!" - to zakrzyknąwszy Zosieńka potruchtała do łazienki, gdzie przez czas jakiś domywała wąsik a la muszkieter, sadzą nieobacznie uczyniony w rejwachu walki. Idąc do kuchni, zajrzała przezornie do pieca. Wyraźnie zadowolona z inspekcji własnie poczynionej, powróciła do przerwanych onegdaj czynności. Zapobiegawczo by nie rzec profilaktycznie, cichutko pod nosem nuciła - "Pal się ogniu jasno, żeby nie zagasło..."
Poniżej płotek przedstawiam, ręką Ślubnego uczyniony a Zosieńkową rączyną pomalowany ;) Płotek powstał gwoli rozrywki... głównie kociej ;) Co ważniejsze został wykonany, znaczy się płotek, z odpadów śmietnikowych.
Zosiu - Gosiu uśmiałam się , ze brzuszysko jeszcze boli. Moja wyobraźnia, dzisiaj bardzo uśpiona, rozbudziła się na dźwięk Twojego śpiewu. Jestem przekonana, że Twój tekst poświęcony obieraniu ziemniaków, albo myciu podłogi, byłby równie barwny. Więc pisz kochana jak najwięcej, z przeprosinami, bo od więc się zdanie nie zaczyna. Buziaki.
OdpowiedzUsuńCóż Zosieńka może poradzić, że spędza sporo czasu we własnym towarzystwie... nic! Toteż stara się urozmaicić sobie te codzienne czynności, by koloru nabrały choć odrobinę ;))
UsuńObieranie ziemniaków odpada, bowiem tę czynność zawłaszczył Ślubny i nijak ustąpić nie zamierza. Co do mycia podłogi to pomyślę, pomyślę... przy następnych porządkach ;))
Buźka! :))
Bardzo fajny płotek! I w ogóle widoczna częśc Twego domku. Wszystko takie zadbane i kolorystycznie ze sobą pasujące.Ciekawam, czy masz jakieś archiwalne zdjęcia, by mozna było porównać, jak było na początku, jak dużo wie od tamtej pory zmieniło.
OdpowiedzUsuńZ piecem zaczęłaś gimnastyki? Dziwne rozumne a zarazem złosliwe są te ustrojstwa. Nawala toto albo staje okoniem własnie wtedy, gdy człowiekowi najbardziej to nie na rękę. Ale dałaś radę, mój Ty muszkieterze dzielny! W stepie szerokim nie ma dzielniejszej muszkieterki. Pospiewałabym z Toba nad tym piecem...I pochichotała do łez nawet, które ocierając wąsa i brodę bym sobie malowniczo domalowała!
Ściskam Cie mocno i serdecznie!***.
Oleńko i ja pomyślałam, że dobrze by było mieć zdjęcie "przed", ale pomyślałam o tym dopiero "po" :)) Oczywiście przebiegła mi po głowie a może przez głowę myśl, żeby to wszystko zerwać, rozmontować i tak dalej i pstryknąć zdjęcie, ale przyznam się szczerze, że wystraszyłam się reakcji Ślubnego. Przeczucie mi podpowiadało, że mógłby być niezadowolony a argument "blogowy" chyba by go nie przekonał ;-D
UsuńOleńko czemuż to nie możemy mieszkać płot w płot! O ileż radośniejsze by było życie :)))
Ściskam i moc buziaków zasyłam! :)****
Zosieńko, byłoby nam fajnie śpiewać, gadać, zartować i zwierzać sie przez płot. I aż wzdycham sobie z żalu, iż to marzenie marzeniem pozostać musi...Oczywiscie cierpiałyby na tym nasze piece, w których hulałby jeno zimny wiatr albowiem palaczki za nic mając ich potrzeby milszym czynnościom by sie wolały oddawać niz karmienie tych łakomych potworów!:-))
UsuńA jeszcze mam pytanko w kwestii drewnianych płotków oraz skrzynek. Czy mi się dobrze wydaje, iz te cuda z palet są porobione? A co do starych zdjęc, to mi chodziło o archiwalne - te sprzed nastu lat. jak wygladało domiszcze w momencie jego nabycia - ruderowate bardzo, czy znośnie? Pytam o to, bo nasze od pięciu lat z zewnątrz poza nowymi oknami nie zostało w ogóle ruszone z wiadomych względów. I nie wiem, czy kiedykolwiek doczeka sie jakiegoś makijazu czy tez magicznej operacji plastycznej. No chyba, ze wygramy w toto-nalotka!:-))
Całusy zasyłam gorace o poranku i podspiewuję wraz z Toba "Podmoskowskije wiecziera", które maja polskie słowa i leci to jakos tak:
Śpi wiśniowy sad zasnął nawet wiatr
W okwieconych gałęziach drzew
W dal odpłynął dzień, już rozścielił cień
Ciepły zmierzch, podmoskiewski zmierzch..."
A ja nie wiedziałam, że są polskie słowa do tej piosenki! Człowiek się całe życie uczy i głupi umiera ;)
UsuńPowiem tak, mój z zewnątrz też nie za bardzo się zmienił ;)) W środku o niebo, acz przyznać się trzeba, że wewnątrz był totalnie ruderowaty, tzn podłogi pozarywane, brak wody itp, itd. W przyszłym roku obsadzę dom winobluszczem i za parę lat będę miała spokój :)) Nic nie będzie razić mojego poczucia estetyki ;)
A teraz śpiewamy:
Śpiiii wiśniooowy saad.... :)))
Nawet jak piszę to fałszuję... ;)))))
UsuńWYszło pieknie!!!! Tak sielsko:)
OdpowiedzUsuńJakie sielsko? To miejsce jest częścią bezwzględnej przyrody, gdzie krew się leje... przypominam, że to właśnie tu zostałam użarta przez tygrysicę, używającą wielce wymownego pseudonimu Cichociemna... a Ty mi tu piszesz sielsko ;))))
UsuńDzięki :))
Jesteś niesamowita! Tak pięknie opisać tak prozaiczną czynność jaką jest palenie w piecu... Zosiu, chylę czoła!
OdpowiedzUsuńPłotek śliczniusi. Pozdrawiam ciepluteńko:)
Nie byłoby tak pięknie, gdybym dosłownie zacytowała samą siebie... wtedy trza by było umieścić napis dozwolone od lat 18 ;))) Nie ma co się oszukiwać wersja przedstawiona, jest mocno okrojona i ocenzurowana ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Uroczy ten Twój płotek i świetnie się wpasował w klimat tego miejsca.
OdpowiedzUsuńJa w piecu nigdy nie lubiłam palić; ale jak mus to mus :), tyle, że teraz nie muszę codziennie podpalać, bo w zeszłym roku wymieniliśmy piec na taki z podajnikiem.
Póki co na razie w użyciu jest kominek.
Pozdrawiam jesiennie Dorota
Ja lubię mieć ciepło... to i wyboru nie mam. Z chronicznego braku środków finansowych żadne wygodnictwa w sferze piecowej mi nie grożą ;)) Dlatego, kto wie być może jeszcze pojawią się przygody Zosieńki z piecem w roli głównej ;))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zosieńko dzięki za instrukcję , ja nigdy w piecu nie paliłam, ale gdyby dopadł mnie taki mus instruktarz u Ciebie wyśmienity. Dekoracja urocza. Teraz wszelkie tygrysy będą łazić po płocie a nie po Zosieńce. A te kraniki to dla picu, czy z wodą? Mam pytanko gdzie ten śmietnik co to w nim takie skarby leżą, co to Ślubny w cudeńka przemienia? : )
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy możesz korzystać z instrukcji ;)))
UsuńCichociemna faktycznie już sprawdzała mocowanie płotka, czy aby jakiejś fuszery nie odstawiliśmy ;)
Jeśli chodzi o kraniki, to jeden z nich jest użytkowy i leci z niego najprawdziwsza woda, reszta to jeno moja fanaberyja, ale były takie ładne, że nie mogłam się opanować... ;)
Gdzie są takie śmietniki? Ano pod każdym marketem czy dyskontem :)) Jeszcze są wdzięczni, że jest ktoś chętny... oprócz Tesco. Tam pazerniacy kosze mają zamknięte... a cuda w tych kubłach takie, że aż serce się kroi! Wszystko idzie na wysypisko a mogłoby jeszcze służyć...
Buźka!
Jak Ty pięknie potrafisz przekuć zwykłą prozaiczną czynność w dzieło sztuki! Podziwiam i pozdrawiam, oczekując z niecierpliwością dalszych opowiastek...:)a płotek rewelacyjny!!!
OdpowiedzUsuńBo też, Basieńko moja droga, życie to poezja tylko dostrzec ją trzeba :)))
UsuńTy widzisz świat kolorami i kształtami a ja słowami... Obydwie malujemy świat wokół nas tak jak umiemy... :)))
Płotek świetniasty, bardzo modny, bo eko.
OdpowiedzUsuńA z piecem mam bardzo podobne przejścia, bo jak jadę zimą do taty, to też muszę stoczyć walkę ze smokiem. Ubieram się w stare ubrania, rękawy podwijam aż do ramion i zabieram się za czyszczenie pieca. Rusztowanie, wyciąganie popiołu, pakowanie gazet, układanie drewienek i zapalanie... raz...drugi... trzeci... czwarty... kurde... piaty... cho.... szósty... a niech cie kaczka kopnie... ty pie... piecu... siódmy... T A T A ! nie chce się zapalić...
Pozdrawiam, Dorota
Widzę, że rozpalasz podobnie jak ja... tyle, że ja nie mam kogo zawołać na końcu ;))) A i ja do rozpalania przystępuję najczęściej elegancko ubrana, jeno rękawy wysoko zakasuję... uwierz mi widok jest bezkonkurencyjny ;))) W trakcie nie wiadomo o co bardziej się staram - czy o to żeby się rozpaliło... czy o to by za nic nie ubrudzić odzienia ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Prześliczny płotek, jak to fajnie teraz wszystko wygląda! Palenie w piecu, to dla mnie horror, nie podejmuję się, podziwiam Cię,że z takim humorem do tego podchodzisz, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzłowiek to bydlątko, które do wszystkiego może się przyzwyczaić... jak widać na moim przykładzie ;)))
UsuńMiło mi szalenie, że spodobał Ci się mój płotek :)))
Pozdrawiam gorąco!
Oj, jak ja doskonale rozumiem te sprawy ( znaczy rozpalanie w piecu) Najczęściej jest tak, że kiedy jestem przekonana, że wystarczy wrzucić zapałkę i gotowe, wtedy pojawiają się dziwne przeszkody:a to papier się ledwo tli, a to drewienko wilgotne, a to węgiel za szybko opadł i przydusił....sama wiesz. Najgorzej wtedy, kiedy ruszam do pieca "wypiękniona", a po rozpalaniu, trzeba spędzić dłuższą chwilę w łazience, bo popiół we włosach ,wąsik i pazurki czarniejsze;-)
OdpowiedzUsuńDekoracja ścianki domu- rewelacja. Zainspirowałaś mnie, bo właśnie szukałam pomysłu na tanie dekoracje naścienne;-) Podobają mi się półki ze skrzyneczek. Pozostaje mi tylko ruszyć do jarzyniaka, wysypać jakieś mandarynki, porwać skrzyneczki z lekkiego drewienka, pomalować go na odpowiedni kolor i powiesić na ścianę :-) Jeśli pomysł się nie sprawdzi i nie będzie to jakoś wyglądać, zawsze można skrzyneczki wrzucić do pieca ;-)Pozdrawiam.
Mam dokładnie takie same przygody... ;)) Zawsze warto mieć oczy szeroko otwarte, zwłaszcza obok różnych śmietniczków ;) Czasem aż serce boli ile "produktów", które można by wykorzystać, marnuje się na śmietnikach... a tyle się krzyczy o ekologii!
UsuńSpróbuj koniecznie pokombinować ze skrzynkopółkami, bardzom ciekawa Twoich pomysłów :)))
Pozdrawiam :)))
Ostatnio odmalowałam sobie pokoik, w którym szyję ,haftuję i gromadzę różne dla mnie cudeńka. Właśnie w tym pokoju myślę powiesić te skrzyneczki. Póki co powiesiłam sobie tam nad głową suchą gałąź orzecha, nie wiem gdzie podpatrzyłam ten pomysł ,ale wydaje mi się ,że prezentuje się ciekawie i stwarza fajne możliwości :-) Pochwalę się tym w najbliższym czasie na blogu;-)
UsuńOoo! Bardzo jestem ciekawa tej gałęzi, bo i mnie coś takiego chodziło po głowie, ale jakoś do końca wizji tego nie miałam. Czekam z niecierpliwością na zdjęcia :)))
UsuńTez dawno temu mialam przeboje z piecem. A teraz jestem szczesliwa , ze u nas wszystko tylko na elektrycznosc , jedynie kominki zostaly do palenia. A w kominku uwielbiam rozpalac, bo mam magiczne biale saszetki z jakims swinstwem co to podpala wszystko w sekunde . No i widze , ze z nas obu niezle smieciarki hehe. Ladnie to wyszlo, fajny pomysl z plotkiem. Bardzo zdobi sciane. Sciskam Ania
OdpowiedzUsuńNie oszukujmy się, ja też wolałabym ogrzewanie na prąd, ale ceny takowego u nas są powalające...
UsuńCieszę się, że podoba Ci się mój płotek :))
Ściskam mocno! :))
Och a ja nazywam się kopciuszkiem gdy przychodzi mi wybierać popiół z popielnika naszego kominka. Codziennie rozpalam i wrzucam drewno w czeluści a właściwie w paszczę kominka. Zastanawiam się czym ja tak nagrzeszyła, że mi się kominka zachciało. Ty tak fajnie ubrałaś w słowa te codzienne obowiązki. Choć uwielbiam patrzeć na ogień , siedzieć w skarpetach i dziergać cośik przy kominku, to dobijają mnie te codzienne obrządki, zanim będzie tak fajnie. Pozdrawiam i dzięki za kolejną porcje śmiechu. Od razu człowiekowi lepiej
OdpowiedzUsuńJa też często mówię, że idę robić za Kopciuszka, kiedy udaję się do pieca ;))
UsuńNiestety mnie żadne ptaszki ani myszki nijakiej pomocy nie udzielają a i wróżki ani widu ani słychu... ;))) Sprawdziłam w szafce z butami - szklanych pantofelków ni ma! Nie ma sprawiedliwości na tym świecie... ;)))
Ja już nie wiem, co lepsze, tekst czy te komentarze okraszone twoimi odpowiedziami. :) Pozdrawiam, ocierając łzy ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńJa też nie mogę się zdecydować co lepsze, ale gdyby nie tekst to by i komentarzy nie było...
UsuńWychodzi na to, że powinnam ostrzec odwiedzających - przed czytaniem proszę się zaopatrzyć w chusteczki, co by klawiatury nie zachlapać potem... ;)))
Pozdrawiam gorąco!
Ślubny ma fantazję, a to dobrze
OdpowiedzUsuńMnie odwiedził kominiarz więc chyba nie będę zmuszony. Chociaż kto to wie.
Pozdrawiam
Ślubny twierdzi, że wystarczy jak Zosieńka ma fantazję i władzę ustawodawczą, on ogranicza się do wykonawstwa i tym sposobem tworzy się zgodny duet. Zgodny czasem więcej, czasem mniej... z upływem lat jakby więcej ;)))
UsuńPozdrawiam
A ja czekam na kominiarza, bo mi turkawki gniazdo w kominie zalozyly.
OdpowiedzUsuńMoze i z tym bys sobie poradzila Samosiu)
Plotek swietny!
Komin na dachu jest poza jurysdykcja zosieńkową, bowiem Zosieńka jest posiadaczką lęku wysokości ;))
UsuńKochana, ten Twój Slubny to skarb! Płotek jak malowany!
OdpowiedzUsuńZeby tak mojego Najdroższego coś w czery litery kopnęło, żeby śmieci regularnie wyrzucał (zanim zacznie z koszy wypadać), byłabym dozgonnie wdzięczna!
Zebym miała piec, pewnie wiele z tych śmieci uległoby utylizacji... hehe! Gdybym miała własny dom, chciałabym mieć takie cudeńko na drewka, bo... Co z cudów techniki, jak prądu i gazu zabraknie.....
Cóż z tego, że piec na drewno i węgiel, kiedy centralne ma pompkę na prąd :(
UsuńMnie się marzyły piece kaflowe, ale to wydatek wielotysięczny, całkowicie dzisiaj nieosiągalny dla zwykłych zjadaczy chleba... Wiele drewnianych odpadów jest tak fajnych, że żal do pieca wrzucić :)