Zosieńka czas jakiś temu zapragnęła odmiany. Wymiana Ślubnego na nowszy model odpadła w przedbiegach, bowiem Zosieńka odkryła, że w odróżnieniu od panującej wokół mody, wraz z upływającym czasem jest coraz bardziej przywiązana do swej ślubnej pamiątki. Zmiana adresu choć pod uwagę była brana, nie doszła do skutku z przyczyn różnych i różnistych acz bardzo życiowych. Mogła Zosieńka z tego powodu nosem kręcić, mogła rozpaczać, mogła na emigracje wewnętrzną się udać, demonstrując w ten sposób swe niezadowolenie. Miast tego, doszła w końcu do wniosku, że czasami najlepszym fundamentem zmian jest pozostanie w tym samym miejscu. Jak pomyślała, tak też zrobiła. Jednak cięgiem coś ją męczyło i nijak spokoju nie dawało.W końcu Zosieńka postanowiła swe życie ubogacić nowym hobby. Jako, że była w posiadaniu ptaszków, wyciętych przez Ślubnego z płyty meblowej, padło na dekupaż. Poinstruowana przez blogową koleżankę, odnalazła w przepastnych czeluściach niezgłębionego internetu stronę pod nazwą Inspirello i dalejże oglądać, i inspirować się. Po kilku dniach i iluś tam godzinach biernego oglądactwa, poczuła się tak nainspirowana, że postanowiła upuścić pary i w końcu przejść do czynu. Weszła na stronę sklepową i z bólem serca doszła do wniosku, że zestaw startowy pozostaje poza jej zasięgiem finansowym. Pojedyńcze produkty prezentowały się przystępniej, ale w połączeniu z dostawą nadal były równie odległe jak księżyc na nieboskłonie. Cóż było począć, przy najbliższych zakupach udała się Zosieńka do sklepu papierniczego, wychodząc z założenia, że znajdzie tam upragnione akcesoria w przystępnej cenie. Czas pokazał, jakże srogo się pomyliła. Uprzejma sprzedawczyni przekierowała ją wprawdzie do pobliskiego sklepu, który asortyment miał różnisty, jednak upragnionych przez Zosieńkę utensyliów na stanie nie posiadał. Jako, że Zosieńka posiada naturę pioniera, nie zniechęciła się piętrzącymi się przed nią trudnościami a wręcz przeciwnie potraktowała je jako wyzwanie, z którymi przecież nie raz musiała sobie w życiu dawać radę. Postanowiła zrobić przegląd w warsztacie Ślubnego, skąd wyszła obładowana po same zęby. Jej zdobycze były wielce urozmaicone a tak wyglądał ich spis:
- farby emulsyjne akrylowe i lateksowe w trzech kolorach
- akrylowe emalie w dwóch kolorach
- papier ścierny w dwóch grubościach
- pędzle różniste do wyboru do koloru
- lakier akrylowy
- klej wikol
Zosieńka z błyskiem w oku popatrywała na oprzyrządowanie, które udało się jej zgromadzić. Dumna z siebie, dorzuciła jeszcze serwetki i postanowiła przystąpić do dzieła.
Niestety szybko okazało się, że daleko jej do biegłości, jaką podziwiała na filmikach instruktażowych. To co wyglądało na banalnie proste, urastało w zosieńkowej rzeczywistości do statusu niewykonalności. Oto pierwszy wyczyn rączyn Zosieńki...
Oto dzieło numer dwa
Następnie Zosieńka wewnętrznie rozbuchana odniesionymi sukcesami, tak się jej w każdym razie wydawało, odkryła, że ptaszki mają tez drugą stronę...
A jak się już Zosieńka rozkręciła to postanowiła jeszcze do tego wszystkiego serce dołożyć ;)
Kochana jak na pierwsze twory to super wyszło! trening czyni mistrza... więc nie porzucaj profesji tylko dalej do dzieła.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że nie zniechęciłas się cenami tylko poszłaś po rozum do głowy a raczej do warsztatu Ślubnego... :)
Pionierska natura nie pozwoliła mi się poddac tak łatwo ;)) Porzucać tej nowalijki absolutnie nie mam zamiaru, jest to coś totalnie innego niż igła, szydełko czy druty a przez to szalenie ciekawe i inspirujące :))) Niedługo będą zdjęcia nowych prac... :)
UsuńŚliczne!!!
OdpowiedzUsuńSię cieszę, że sie podoba! :)
UsuńDzieło nr 2 dla mnie najładniejsze. Nie widać żeś początkująca. Jest to technika dla osób cierpliwych. Pozdrawiam : )
OdpowiedzUsuńA ja najbardziej dumna byłam z tych ledwo musniętych ;) Dzięki za komplementa. Od dawna twierdzę, że dzięki Wam popadnę w kompleks wyższości :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Oj, oj, niech Zosieńka nic nie zmienia. A co na to Ślubny, że został ślubną pamiątką? A co do decu, to wyszło tak jak trzeba. Teraz to już pójdzie z górki.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚlubny twierdzi, że nie ma nic przeciwko temu, pod warunkiem, że funkcję ową będzie pełnił dożywotnio i jeszcze jeden dzien dłużej ;))
UsuńA co do decu będą nastepne zdjęcia, bo jak zaczęłam to trudno było przestać ;))
Ściskam!
Kompletnie nie dla mnie ta technika, dlatego wielce Zosieńkę podziwiam. Wściekłabym się przy pierwszym niepowodzeniu. Ptaszki urocze. Czekam na pierwszy mebel, który zdekupażujesz:)
OdpowiedzUsuńDla mnie to też nie jest łatwa technika, bowiem farby, kleje i lakiery uwielbiają mi płatac figle... ;) Z meblem mogą być problemy, ale na strychu wynalazłam skrzynię i właśnie ją szlifuję :)))
UsuńPoczątki zawsze są trudne, ale skoro masz ochotę na zgłębianie sztuki decoupagu (jejku jaka trudna ta pisownia), to trwaj i zgłębiaj. Tym bardziej, że znalazłaś w warsztacie męza zamienniki i nie musisz wydawać kasy na cuda, niewidy. Nie mam zielonego pojęcia, jak sie te wyklejanki robi, ale przeciez nie świeci garnki lepią i Ty jako osoba utalentowana poradzisz sobie w każdej sytuacji. Za jakiś czas jeszcze nas zadziwisz dziełami swych rąk. A tym bardziej to będzie cenne, iz z materiałów z odzysku wykonanych. A w ogóle, to najwazniejsza jest przyjemnosc robienia a nie sam efekt.
OdpowiedzUsuń(Jakos tak mi sie przypomniały felietony humorystyczne Magdaleny Samozwaniec. Tam też było coś o wytwarzaniu z materiałów zastępczych...oraz o nowych nazwach dla niektórych znanych rzeczy:-))Chętnie bym sobie to znowu poczytała, bo pamietam, ze chichotałam wtedy tak, że aż sie popłakałam!:-))
Uściski serdeczne dla nie lękającej sie żadnych wyzwań, pełnej kreatywnosci kobiety zasyłam i usmiech serdeczny na dokładkę!:-))***
Oleńko ja też lubię jej książki, ale niestety w domowej biblioteczce nie mam żadnej jej pozycji. Miałam nadzieję, że znajdę coś w bibliotece, ale spotkało mnie rozczarowanie. I tak pozostało mi jedynie powspominać sobie jej twórczość. Wspomnienia mam podobne do Ciebie... jeden wielki chichot! ;-D
UsuńZ tą przyjemnością robienia masz całkowitą rację, rzecz w tym by gonic króliczka a nie by go złapać ;)) Wiele moich haftów nie doczekało się oprawy, bo po skończeniu jednego, myślę już o drugim... ;) Kusi mnie też papierowa wiklina, ale zniechęca mnie skręcanie tych rurek z papieru, ale kto wie? Może kiedyś i do tego dojrzeję :)
Ściskam Cię skarbie i buziaki zasyłam@ :))***
Ja też myślę, że jakiekolwiek zajęcie dla rąk odwraca głowę od niechcianych myśli :) Świetne ptaszorki a i serducho pieknie sie prezentuje! Życzę kolejnych przygód z decupażem!!! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAno właśnie, najważniejsze to za dużo nie myśleć ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zosieńko, Twoje posty rozbawiają mnie do łez;) Dziękuje Ci za takie porcje łez radości:) Dekupażyki piękne! Sama nie potrafię, na pewno kiedyś i za tą technikę chwycę, ale póki co pozachwycam się u Ciebie;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepluteńko:)
Rozśmieszają?! Toż ja o samych poważnych sprawach dywaguję ;)))
UsuńJa od lat z zazdrością w oku spoglądałam na dekupaż, aż w końcu powiedziałam raz kozie śmierć i spróbowałam :)) I nie taki diabeł straszny jak go malują ;)
Pozdrawiam gorąco!
No, moja droga, dekupażowy debiut bardzo udany! Jak przypomnę sobie moje pierwsze prace wykonane ta techniką, to naprawdę bardzo daleko im do Twoich;)
OdpowiedzUsuńZ Twoich ust taka pochwała liczy się podwójnie! Fakt faktem, że przygotowanie teoretyczne miałam długie i namiętne ;)))
UsuńWyszło nieźle! Kiedyś też przymierzałam się do tego, ale jakoś się z tym zamiarem rozminęłam. Uważaj kochana! Bo to podobno wciąga! Zaczęłaś na ptaszkach, serduszkach... Możesz jeszcze zadziałać na butelkach, doniczkach, meblach.... Echhhhh... Któregoś dnia stwierdzisz, że jesteś cała zadekupażowana...
OdpowiedzUsuńHihihihi.... słoiczki i doniczki już były na tapecie, a meble w postaci krzesła i skrzyni czekają w kolejce ;))) Przerabiałam to już z szydełkiem, ponoć nie zrobiłam tylko na szydełku pokrowca na dach ;)))
UsuńJak cudownie z rana zagościć u Ciebie, od razu lepiej człowiek się czuje trochę śmiechu i endorfin na śniadanie jest bardzo potrzebne. Pierwsza prace cudne. Idź dalej i twórz nie tylko cudnie działające na nas posty. Pozdrawiam o poranku.
OdpowiedzUsuńJak wspaniale być przyczyną Twego mile rozpoczętego poranka :)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Jak ja Cię rozumiem Zosieńko. W tym poście jesteś bardzo poważna. Takie jest życie, chciałoby się coś zmienić, coś zyskać, ale stracić lub z deszczu pod rynnę wpaść, absolutnie nie. Przywiązujemy się tego, co mamy, wolimy małe przyjemności niż, wielkie rewolucje życiowe. Tworzenie czegoś nowego, to przyjemność, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAno właśnie... Iwonko usłyszałaś dokładnie co mi w duszy gra! :) Jest czas siewu i czas zbiorów... czas robienia rewolucji i czas kiedy spokój jest ważniejszy... Najwyraźniej nie wiadomo kiedy przekroczyłam niewidzialną granicę, poza którą zmieniają się priorytety...Dobrze to czy źle? Na pewno inaczej...
UsuńPozdrawiam :)
Dobrze Zosiu, dobrze, to doświadczenie i rozsądek biorą górę.
Usuń:)
UsuńAż mnie zadziwiło, że dopiero teraz uroki decu odkrywasz. Wychodzi całkiem nieźle, a wciąga szybko, zapewne już doświadczyłaś tego uczucia i biegasz po domu w poszukiwaniu kolejnych przedmiotów do przerobienia, czy raczej ozdobienia.Tak trzymaj.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka.:)
Dopiero teraz odkrywam uroki decu, bo ja sie brudzić nie lubię... a ja + klej lub farba = bałagan ;))) Sprzątać też nie lubię (o rany jak ja dużo rzeczy nie lubię) i każdą przygodę z decu poprzedza specjalne przygotowanie terenu ;))) Faktycznie wciąga... nawet nie wyobrażałam sobie, że tak bardzo mnie to zaangażuje :))
UsuńPozdrówko! :))
No widzisz Zosieńko! chcieć to móc!!! pięknie Ci wyszły te ptaszorki, że o serduchu nie wspomnę ...Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń