Zosieńka zerwała się skoro świt czyli w okolicy godziny dziesiątej i jak co dzień smętnie podreptała do łazienki. Na śniadanie spożyła same zdrowe produkty, popiła gorzką herbatką i jeszcze raz porządnie się przeciągnęła. Z lekka niechętnym okiem zerknęła na rowerek i postanowiła wyjątkowo tego dnia zamienić pedałowanie na sprzątanie. Umyła okna, starła wszystkie kurze, przetarła meble a nawet wyciągnęła z czeluści schowka pamiętnego Goblina. Następnie umyła podłogi. Przysiadła na chwilę, ale nieopatrznie jej wzrok padł na porcelanę, która nie wołała, ale wprost wyła o mycie. Zatachawszy ją do kuchni i doprowadziwszy do porządku, już już miała przysiąść, ale błagalny wzrok psa powiedział jej wszystko. Toteż uładziwszy odrobinę swą zewnętrzność, udała się z Psicą na spacer. Powróciwszy w domowe pielesze, postanowiła nawieźć rośliny, które swą bujną zielenią zdobiły wnętrze, tudzież zewnętrze domostwa. W jej głowie pojawiła się wprawdzie myśl, że mogłaby przysiąść, ale w tym momencie pralka zakończyła cykl odwirowania i Zosieńka. która w szale sprzątania postanowiła wyprać wszystkie posiadane koce, pognała je teraz wieszać. Kiedy wracała z pustą michą do domu, jej wzrok nieopatrznie padł na aksamitki, które w jednej z donic wyjątkowo gęsto wzeszły i teraz kłębiły się w niej, próbując znaleźć dla siebie miejsce. Porzuciwszy miskę, Zosieńka pognała po łopatkę z mocnym postanowieniem wyrównania szans w aksamitkowym świecie. Po chwili w donicach panował ład i równość. Znalazłszy porzuconą michę, zaniosła ją do łazienki, gdzie postanowiła zrobić porządek w komodzie, skrywającej w swych szufladach bieliznę jej i jej Ślubnego. Porządkowanie wciągnęło ją tak bardzo, że postanowiła za jednym zamachem odwalić pańszczyznę we wszystkich łazienkowych szafach. Po czym pognała do kuchni napić się wody i ujrzała, że kredens domaga się umycia. Oczywiście na kredensie się nie skończyło, w jednym ciągu umyła wszystkie szafki. Jak już była w kuchni to zaparzyła sobie herbatkę. Picie owego napoju Zosieńka zawsze lubiła celebrować, toteż w końcu wygodnie zasiadła w fotelu i z radością odkryła, że leci jej ulubiony film. Powtórki owe zawsze były przez nią przyjmowane z aplauzem, bowiem film był pełen optymizmu, ciekawych przygód i ponadczasowych morałów, a i o obowiązkowym happy endzie warto by było wspomnieć. Zosieńka z błogim i radosnym uśmiechem, obejrzała po raz tysięczny Przygody Reksia i odkrywszy, że następną pozycją jest Zaczarowany ołówek, pozostała przed ekranem. Końcowi filmiku towarzyszyło jej głębokie i pełne żalu westchnięcie. Żal rodził się z wielkiego, acz pieczołowicie skrywanego przez lata, niespełnionego marzenia, by ów zaczarowany ołówek posiadać. Nie wiadomo czy to za sprawą bajek, czy też wypitej czerwonej herbaty, Zosieńka poczuła napływ energii i pognała na rowerek. Po 5 kilometrach energia się ulotniła i w końcu mogła spokojnie zasiąść na swym ulubionym fotelu, poświęcając się ukochanemu haftowi. Dopieszczała ów hafcik jak mogła, bowiem było to serce z jej ulubionym drobiarskim motywem - z kaczkami krzyżówkami. Wyjątkową pieczołowitość można było też usprawiedliwić faktem, że Zosieńce, skończyła się beżowa kanwa... i teraz kończąc owe haftowane serce, w jej sercu czaił się niepokój - jak to teraz będzie się żyć bez haftowania owych cudeniek...
A oto kwitnąca diffenbachia :))
Serducho znowu cudne!!! a gdy tak czytam Twoją opowieść, to jakbym widziała siebie w akcji.....no bo ja miotam się ciągle po mieszkaniu z nieustającą obawą, że ciągle czegoś nie dokończyłam....a tu tyle do zrobienia... i wiesz co? odpowiedź mam jedną, że to wszystko to "niekończąca się opowieść" ślę buziaki i dzięki:))))
OdpowiedzUsuńJa nawet kiedyś próbowałam planowo sprzątać, ale poddałam się... Jak widać jestem skazana na artystyczny nieład we wszystkich dziedzinach mego żywota ;)))
UsuńBuźka!
Tak bardzo lubię Twoje opowieści, że żadnej nie opuszczam. Z takim darem przekazywania mysli trzeba się urodzić. Robisz to znakomicie.
OdpowiedzUsuńJednym zdaniem - opowieści i robótki Zosieńki czyli jak nie nudzić się w domu ;)))
Usuń"... Zosieńka przeczytawszy komentarz Anstahe, poczuła jak na jej dotąd blade liczko wypełza rumieniec. Zatrzepotała rzęsami i jeszcze raz przeczytała tak miłe dla niej słowa. Zdała sobie sprawę, że słowa te dodają jej skrzydeł i uśmiechnęła się szeroko..."
Ściskam Cię mocno!
Czyli cyklicznie. Tydzień obijania, dwa dni szaleństwa:) od roboty do roboty i nigdy się ona nie kończy a wręcz koci.
OdpowiedzUsuńKaczuchy fajne i w kolorach bardzo naturalnych:)
Żebysz to u mnie był cykl tygodniowy, ale obawiam się, że rządzi tym raczej jakieś widzimisię... ;))
UsuńUwielbiam motyw ptasząt ze szczególnym uwzględnieniem drobiarskim... miłość owa jest niewiadomego pochodzenia, acz towarzyszy mi od zawsze ;))
Buźka!
Kochana, same pozytywy z chudnięcia! Coś jednak w tym jest, bo Ty staciłaś, a Ja chyba te Twoje stracone przechwyciłam!
OdpowiedzUsuń...i nie wiele mi się chce, hihi!
Kurcze, a to Twój Slubny oczy postawił jak wrócił do domu! Ty kobieto nie przesadzaj, bo jeszcze stwierdzi, że nagle ozdrowiałaś i nici z wyprowadzki! ;)))))
No patrz, czyżby prawdę mówili, że w przyrodzie nic nie ginie ;))) Kochana raz się żyje, postanowiłam zaryzykować i zaszaleć czyli posprzątać ;) Ślubny będzie dopiero jutro po południu, to się już zdąży trochę zabrudzić... A co do samych pozytywów mego chudnięcia, to tak różowo nie wygląda. Tęsknię za herbatką z cukrem... no dobra nie tęsknię, ja pp prostu wyję z żalu za nią, ale się uparłam i koniec. Za to co tydzień sobie serwuję deser, a co!... należy mi się :))))
UsuńŚciskam i buziaka siarczystego wysyłąm! :)))
Jak już człowiek wpadnie w szał sprzątania, to sprząta wszystko:)
OdpowiedzUsuńNa szczęście napady szału u mnie krótkie i rzadko się zdarzają... dlatego ich nie leczę ;)))
UsuńAleż się Zosieńka napracowała!!! Prawdziwa Zosia-samosia :))
OdpowiedzUsuńNiby czynności dnia codziennego a tak pięknie opisane :)
Pozdrawiam!
Zosieńka sama spogląda teraz ze zdziwieniem na to co dziś wyczyniała... może coś w herbatce jej zapodano? Jednak bliższe prawdy będzie to, że Zosieńki jest o kilkanaście kilogramów mniej, a jak wiadomo materia zmienia się w energię ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Na brak kanwy.... najlepszy zakup nowej kanwy :) A ze ciezko czasem taka sama zdobyc, to w magiczny sposob nowe sie odkrywa... A potem oooo, i zapas kanwy na kolejne kilka lat :) I nie wiadomo skad sie wzial :) Difenbchia sliczna, moja jakos sie trzyma od 3 lat, malo ma lisci i jeszcze nigdy nie widzialam u niej kwiatu!! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAleż Zosieńka posiada dokładnie takie samo zdanie na temat kanwy! Tylko finanse bywszy jej wędzidłem, powstrzymują ją od złożenia zamówienia... Nabywszy jakiś czas temu całkiem przyzwoity zapasik kanw, miała nadzieję, że jest zaopatrzona na dłuuugo... a tu kotlet czyli klops! Skończyła się i mus będzie na czymś zaoszczędzić, by nowe zapasy uskutecznić. ;))
UsuńMoja roślinka bidula z przeceny pochodziła. W domu dostała nawozu, dużo światła na oknie i wystrzeliła najpierw liśćmi a potem kwiatem :) Kwitnie u mnie też regularnie zamiokulkas. Ostatnio przed gwiazdką :)
Pozdrawiam gorąco!
Zosiu, tylko Ty potrafisz tak pięknie pisać o sprzątaniu - jakby to była jakaś niesamowita przygoda i jakbyś odkrywała coś nowego ! Difenbachia musi się dobrze czuć u Ciebie. Moja też kiedyś zakwitła, ale była wtedy już tak ogromną rośliną, że sięgała sufitu. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńCóż powiedzieć, nie przepadam za sprzątaniem tylko w wersji przygodowej jest dla mnie do strawienia ;)) Wiesz ja myślę, że to było z jej strony podziękowanie, była ostatnim kwiatkiem na przecenie... nikt jej nie chciał...
UsuńPozdrawiam gorąco! :)
Pieknies napisała! Lekko i z humorem, a przy tym jakos tak rytmicznie i energetycznie - jakbyradosne konie w dal po łące sierpniowej biegły!:-)
OdpowiedzUsuńOj, szalona niewiasto, aleś Ty się narobiła!Pełna podziwu jestem, ale i chichotliwego zrozumienia, gdyż sama czasem wpadam w podobne szały. I latam, jakby mi kto motorek w cztery litery wsadził.Natomiast potem, gdy już energia znika jestem kompletnie do niczego. No przekłuty balon i juz.
Przypomniało mi sie w związku z tym jak kiedyś próbowałam odchudzać sie przy pomocy jakichś magicznych, chińskich tabletek. Miały one w swym składzie cos specyficznego, dzieki czemu przez trzy dni nie chciało mi sie ani jeść ani pić ani spać a tylko biegać i robic cos bezustannie. Po trzech dniach takiego wariactwa odstawiłam one podejrzane medykamenty bojac sie iz padne z przepracowania i bezsennosci. Ach, jakiez miałam straszne bóle głowy po odstawieniu chińskich tabletek. Pewnikiem było w nich coś uzależniającego.
Ostatnio wyszło mi bardzo pyszne ciasto. Niestety! Mój wewnętrzny łakomczuch, ten znany wszystkim pragnącym schudnąc potworek obudził sie i wciaz nienasycenie sięgał po kawałek, kawałeczk, okruch chociazby.A ledwo sie jedno ciasto skonczyło Cezary juz prosił o nastepne. Uległam!Ślinka mi ciekłą do pasa.Wagę wcisnełam w ciemny kąt pod łóżko. I na szczęscie pokarało mnie za niezdrowe chętki.Wyszedł zakalec stulecia. Czyli ciasto dobre w sam raz dla mojej psiny.A ja na pocieche wbijam zębiska w kwaśne jabłka!
Zosiu!Usciski serdeczne zasyłam i życzenia dobrego dnia!:-))
Medykamentów to ja biorę tyle, że bałabym się coś dokładać we własnym zakresie :) A co do ciasta to może sam kosmos pacnął Cię po rączynach... jak to mówią co za dużo to niezdrowo ;)) A tak serio to i mnie się zdarzają takie szakalce :) najczęściej tedy, kiedy się bardzo staram... ;))
UsuńŚciskam mocno!
Zosiu jak zawsze czytam twe posty to tak jakbym gdzies obok ciebie siedziala i cie sluchala - z toba nie mozna sie nudzic - fantastyczna jestes - natomiast piszesz o zaczarowanym olowku chyba mamy jednakowe mysli a i mysle ze tobie by sie naewno przydal - tyle racy zrobic od rana i nie dac sobie spokojnie odpoczac - odziwiam cie - a serducho kacze jest tak urocze ze napatrzec sie nie moge - buziaki sle Marii
OdpowiedzUsuńMarii przecież siedzisz tuż, tuż... obok mnie kiedy czytasz mój post :)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Jak zwykle przeczytałam z uśmiechem na ustach:)
OdpowiedzUsuńSerducho cudne!
I o to chodziło :)))
UsuńŚciskam i uśmiechy przesyłam! :)))
Утки шикарные! Очень они мне понравились.
OdpowiedzUsuńЭто событие в прошлом сердце. End холст безе. :))
UsuńС уважением жарко!
Uwielbiam Twoje opowieści. Nawet o zwykłych czynnościach domowych piszesz, tak jak o niesamowitych przygodach.
OdpowiedzUsuńP.s. Zaczarowany ołówek też chciałam mieć :)
Jak się sprząta tak "często" jak ja, to uwierz mi to jest przygoda ;)))
UsuńAch ten ołówek! Nie tracę nadziei... ;)))
Buźka!
Ja też marzyłam o takim ołówku.
OdpowiedzUsuńMoże gdzieś jest... leży sobie wśród milionów innych ołówków ;)))
UsuńKaczuszkowe serducho śliczne.
OdpowiedzUsuńNiezwykle barwne i zachęcające do porządków opowiadanko.
Ale wysprzątałaś, to dom pewnie aż błyszczy. Widzę, że nagły przypływ energii u Ciebie nastąpił. To może i hafcików więcej powstanie.
Cieplutko pozdrawiam Dorota
Do błysku to mu jeszcze daleko, ale nie jest źle :)) Cały czas coś się tworzy, ale jak zwykle nie nadążam z robieniem zdjęć i publikacją :)))
UsuńŚciskam! :))
sprzątanie w Twoim wydaniu wydaje się czymś bardzo przyjemnym:-)nawet do porządkowania trzeba mieć wenę twórczą ot co.jestem ciekawa,co teraz wymyślisz skoro materiał Ci się skończył:-)podobają mi się bardzo.te serduszka.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
lena
Złapałam za szydełko i kończę ten duży haft, i mam już w planach coś na białą kanwę... to tak w skrócie :))
UsuńPozdrawiam gorąco/! :))
Też lubię te same seriale, co ty.;) I jeżeli masz jeszcze trochę energii, to zapraszam do mnie na rozmrożenie lodówki. Co to jest, że jakoś nie mogę się za to zabrać?;) Co zrobisz z wszystkimi sercami?
OdpowiedzUsuńRozmrażać lodówki nie lubię i potrafię dużo zrobić, żeby to odsunąć w czasie ile się da ;)))
UsuńSerca na razie składam do skrzyni wiklinowej... jestem w tej dziedzinie wyjątkowo niepraktyczna. Owszem jakieś pomysły chodzą mi po głowie, ale żaden jeszcze nie zawładnął moim sercem. :)
Buźka!
A ja siedze i patrzę na mój bałagan...o tym mój post:): ha, ha.....
OdpowiedzUsuńMoze się zmobilzuję po przeczytaniu tak fajnie napisanego Twojego
Bałagan robi się sam ale sprzątanie to już niestety nie... nie lubię sprzątać, ale za bałaganem też nie przepadam i tak od lat żyję w rozdarciu... ;)))
UsuńA ja czasmi lubię czasami nie i tak zostanie...nie ma co nazywać tego rodarcię..po prostu tego nie lubisz i już:):)Moze trezeba zatrudnić jakieś sprytne krasnoludki????
UsuńMiłego dzionka!!!
rozdarciem...
UsuńSystem sprzatania-taki jak u mnie;)
OdpowiedzUsuńDifenbachia kwitnaca-a to mnie zaskoczylas! Piekna.
I Twoje robotki-sliczne, zsczegolnie laendowa opowiesc:)
Prawda, że szalenie ciekawy i urozmaicony ten system? ;-D
UsuńMnie też difenbachia zaskoczyła, w życiu bym nie pomyślała, że zakwitnie.
Ściskam ! :))