wtorek, 3 grudnia 2013

Bankomat czyli złośliwość przedmiotów martwych

   W poprzednim poście obiecałam Wam opisać moja przygodę z bankomatem. Słowo się rzekło kobyłka u płotu.
Wyprawa do miasta zapowiadała się wyjątkowo radośnie bowiem oprócz upragnionej i nader niezbędnej wizyty w pasmanterii, nie było w planie żadnych spraw urzędowych, sklepowych tudzież innych dyrdymałów. Przed bezpośrednim udaniem się do wymarzonego przybytku powstrzymywały mnie jedynie braki finansowe w portfelu. Wiedząc iż mimo regularnych odwiedzin najprawdopodobniej kredytu nie otrzymam, postanowiłam najpierw zaopatrzyć się w walory płatnicze. Pośpiesznie zaczęłam zastanawiać się gdzie jest najbliższy bankomat. Wynik pracy mojego osobistego, trochę już przechodzonego modelu bio-mózg 65 wskazał mi dwie opcje do wyboru. Obydwie miały swoje wady i zalety. Pierwszy bankomat był blisko mnie i mojej ukochanej pasmanterii, jego minusem zaś był fakt, że liczył wolniej ode mnie. Drugi był najnowszym modelem super- hiper w bezpośrednim sąsiedztwie banku acz miał wyraźny feler w postaci znacznego oddalenia ode mnie. Rozdwojenie jaźni i związana z tym niemożność podjęcia decyzji przedłużała się... aż lenistwo zwyciężyło. Zdrowy rozsądek jeszcze przez chwilę próbował dojść do głosu ale było już za późno. Nogi same mnie poniosły... Doczłapawszy na miejsce, stanęłam karnie w kolejce. Nie mogłam pojąć dlaczego każdy z moich poprzedników spędza tyle czasu pilnie pochylony nad monitorem bankomatu... Sami analfabeci mi się trafili czy jak? Kolejka mozolnie posuwała się do przodu aż w końcu i ja mogłam się dorwać do niezbyt lubianego przeze mnie ale jednak niezbędnego w dzisiejszych czasach ustrojstwa. W celu uzyskania gotówki, wsunęłam kartę i powtarzając w myślach PIN, zamarłam w oczekiwaniu na wyskoczenie odpowiedniego okienka... i tu się wyjaśniła zagadka przedłużonych kontaktów z bankomatem wcześniejszych użytkowników. Podejrzewani o analfabetyzm moi poprzednicy byli zmuszani podobnie jak ja teraz  ... do obejrzenia reklam. Przed moimi oczami pojawiały się kolejne plansze... Nie wytrzymałam i zaczęłam komentować, najpierw pod nosem, potem coraz głośniej. Informowałam bankomat, że już przeczytałam, że nie skorzystam z oferty, żeby się pospieszył z przerzucaniem kolejnych ofert bankowych. Za moimi plecami rozlegały się coraz śmielsze śmichy -chichy. Kiedy w końcu wyskoczyło okienko na PIN, atmosfera wyraźnie się polepszyła. Całkowicie odprężona wstukałam co trzeba i schyliwszy się ustawiłam rączęta na wprost otworu, którym powinna wypaść gotówka. Środek ten zapobiegawczy zastosowałam, bowiem ów bankomacik słynął z tak energicznego plucia gotówką, że nie zabezpieczywszy si,ę zawczasu  można było banknoty zbierać z chodnika w promieniu metra. Schylona, zaczęłam cierpnąć ale nadal jeszcze w doskonałym humorze zaczęłam pieszczotliwie do bydlątka przemawiać, namawiając go do wydania zamówionych pieniążków. W tym momencie kolejka już chichrała się na całego, ja trochę mniej bowiem cierpłam niezmiernie w tej wysoce niewygodnej pozycji. Po chwili doszłam do wniosku, że to wredne bydle chyba się zacięło. Cały czas wyświetlał się napis odbierz gotówkę, ale gotówki nie było. Sprawdziłam dokładnie. Po pięciu minutach zapadła grobowa cisza... nikt się nie śmiał ani ja ani kolejka za mną. Co bardziej niecierpliwi udali się w kierunku drugiego bankomatu, co bardziej nerwowi zaczęli kląć, na razie po cichu. A ja... zawiesiłam się i nijak nie wiedziałam co mam począć... i kiedy napięcie sięgnęło zenitu... ten padalec w końcu wykrztusił moją gotówkę. Niebotyczne westchnienie ulgi wyrwało się z mej piersi takoż z kolejki ustawionej za mną. Choć kątem oka dostrzegłam, że co zapobiegliwsi i ostrożniejsi, przezornie porzucili zamiar skorzystania z usług tego gada,  udając się w kierunku banku.
   I tak się teraz zastanawiam, czyżby maszyny miały swoją dumę? Być może urażony stary bankomat postanowił pośmiać się ze mnie... Tak czy siak więcej do niego nie pójdę, choćbym miała nadłożyć drogi...  I to by było tyle o mojej przygodzie ze złośliwym a może dowcipnym bankomatem.
       Skoro zaczął się grudzień to czas najwyższy na kalendarz adwentowy. Wykonany własnoręcznie, tymi oto rączynami ;))) Dzielnie służy kolejny rok, zawsze skrywając coś nowego w woreczkach.
Pa!



Tyyyyyle dni jeszcze do świąt. 


Urzekł mnie tak bardzo, że po prostu musiałam go wyhaftować.


Problem był z woreczkami...

....bowiem oryginalnie miały być zawieszone...

... na małych kółeczkach...

... które okazały się nieuchwytne.

Zawsze cieszył mnie widok sań unoszących się w górę na tle księżyca :)


Przyczepiam woreczki szpilkami.

Zdjęcie zrobione dwa dni temu z kompletem woreczków.





30 komentarzy:

  1. Cudny kalendarz. Pięknie Ci haft wychodzi. Mi już na coś takiego brakuje cierpliwości.
    Ja z bankomatu nie korzystam, bo też nie cierpię tych ustrojstw. Chyba, że na wyjazdach. Pozdrówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcem ale muszem korzystać... Ostatnio odpuściłam haft na rzecz szycia i szydełka ale zaczynam tęsknić :)))
      Narka!

      Usuń
  2. O kurcze! Rewelacyjny kalendarz. Naprawdę! A co w woreczkach:) Co do bankomatów- tez ich nie lubię - kiedyś zagadawszy się przez telefon korzystałam z takowegoż. Też myślał i myślał ja gadałam gadałam i w końcu poszłam do domu. Tam na koncie okazali się, że piniążki wyszły z bydlaka,ale zgarnął je już ktoś inny... :) Cale 2 stówy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też i ja się bałam, że mi gotówkę diabli wezmą... i postanowiłam nie opuszczać bankomatu aż do skutku.
      W woreczkach w tym roku czekolada, ale bywały tam już krówki, mieszanka wedlowska i galaretki w czekoladzie ;))))

      Usuń
  3. Ja tak szybciutko , na chwil e, wróce poczytac co też za przygoda cie spotkała z bankomatem ,
    Musze koniecznie pochwalić twój kalendarz , boski tez uwielbiam takie motywy , i muszę się jeszcze uśmiechnąć do ciebie jak można o wzór , chyba że jest w jakiejś gazetce , a ja go przegapiłam i mam w swoich zbiorach ,,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja go haftowałam 3-4 lata temu. O ile dobrze pamiętam to z gazetki "Hafty Polskie". Musiałabym poszukać... jak znajdę to dam Ci znać :)))

      Usuń
    2. To ci wredny bankomat sie trafił , Szukałm gazetki i sobie przypomniałm żę jej nie kupiłam ,,

      Usuń
    3. W najbliższych dniach poszukam i wyślę e-maila :)))

      Usuń
  4. No i zobacz w kolejce też nie trzeba się nudzić.:)))
    Kółeczka, a może żabki karniszowe? Tak podpowiadam, bo zaraz zaczynam walczyć z oknami, znaczy zadaję się do mycia.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nudziłam sie nawet przez moment a pod koniec to zażyłam tyle adrenaliny, że skok na banji może się schować ;))) Kółeczka w oryginale miały mieć ok. 1 cm średnicy i takowych nie znalazłam. Przyzwyczaiłam się do szpilek, dzieci małych nie ma a dorosłym trochę adrenaliny przy szukaniu upuszczonych szpileczek nie zawadzi ;))))

      Usuń
  5. Kapitalny kalendarz zrobiłaś ! Myślę, że dłużej trwała praca przy jego tworzeniu, niż czas adwentu, za to zapanował u Ciebie w domu wspaniały nastrój oczekiwania na święta. U nas bankomaty jeszcze nie są skażone reklamami, za to nie ma takiej pory dnia lub nocy, żeby telefon stacjonarny nie dzwonił, doszło do tego, że wyłączamy, żeby pospać. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, telefon stacjonarny w napadzie obcinania zbędnych wydatków zlikwidowałam czas jakiś temu już.
      Kalendarz haftowało się przyjemnie, bowiem kanwa należy do tych o grubszym splocie i służyła jednocześnie za tło. Co do wyczekiwania to faktycznie trudno wytrzymać do otwarcia następnego woreczka ;))))
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Bardzo przepraszam,ale trafilby mnie szlag przy tym bankomacie.Zosiu gratuluje cierpliowsci:) Zlosliwa bestia;)
    Sanie na tle ksiezyca-tez lubie:)
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kabaretu mi się zachciało, to miałam... oprócz "kolejki" zapragnął w nim wystąpić także bankomat ;))) Zaręczam Ci, że z tego bankomatu nie skorzystam już nigdy, limit cierpliwości dla niego wyczerpał się do samego dna :)))
      Ja kiedy patrzę na ten motyw, to jakbym troszkę znowu dzieckiem była... i przez chwilę jest tak lekko i przyjemnie ;)))
      Buziaczki!

      Usuń
  7. Jako były pracownik banku znam nieco sytuację i pamiętam ile różnych reklamacji klienci składali z powodu niesprawnego,,oczywiście chwilowo,, bankomatu.
    Dlatego też pomimo obowiązku posiadania (wszyscy pracownicy mieli taki obowiązek) owej karty do bankomatu stale robiłam skuteczne uniki, oczywiście by jej nie mieć. No cóż do niektórych tzw." produktów bankowych" nie mam zaufania.
    Twoje hafty są naprawdę śliczne. Choćby motyw z tego kalendarza taki świąteczny nieco bajkowy--wystarczy się wpatrzyć i pomarzyć............i od razu robi się jakoś przyjemniej człowiekowi na duszy.
    Gorąco pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Tobie tez się podoba :))))
      Przyznam się, że banki to dla mnie zło konieczne. Często gęsto wolałabym nie mieć konta i dostawać pieniążki do ręki jak dawniej... co zrobić jak większość płatników woli robić przelewy.
      Pozdrawiam i ściskam mocno!

      Usuń
  8. Nie dziwię się, że Cię urzekł, obraz jest piękny, jak napisała Dorota, wręcz bajkowy.
    Widzę, że to normalne rozmawiać "delikatnie" z urządzeniami, a już się martwiłam, że ze mną coś nie tak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobie też płatają figle jak do nich przemawiasz? ;)))) Myślę, że z nami jest wszystko jak najbardziej tak ;)))
      Wydaje mi się, że kalendarz adwentowy powinien być bajkowy, realu to ja mam dość cały rok :))))

      Usuń
    2. a kiedy pogrozisz,to dopiero pokazują,na co je stać:-)

      Usuń
  9. Doceniam dowcip i mimo wszystko poczucie humoru:)
    Szczerze podziwiam ogromny haft!Dla mnie to abstrakcja.Fajnie zakomponowałaś to z woreczkami.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś było takie fajne przysłowie, które choć dosadne to idealnie oddaje istotę rzeczy - "Jakby się człowiek nie cieszył, to by się powiesił" - nic dodać nic ująć ;))))
      Uwielbiam haftować! Cieszę się, że Ci się podoba :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  10. Powiem Ci, że mi się nigdy coś takiego nie zdarzyło...
    Aczkolwiek jak przedostatnim razem brałam pieniążki, to automat wydał mi 150 Euro w samych piątkach! W pierwszym momencie zbaraniałam, bo to był dość gruby plik.Jak przejrzałam i stwierdziłam, że ta sałata, to samiusieńkie piąteczki, to miałam wybór - lecieć do banku i wymienić na bardziej przyjazne cyferki, albo.... iść od razu na zakupy tak jak zamierzałam. Z dwojga, wybrałam tą drugą opcję. W każdym sklepie ekspedientki wywalały oczy jak wyciągałam portfel i...sprawdzały natychmiast, czy to nie fałszywki! hahahahaha!
    U mnie kochana już po kalendarzach! Tim i Joshua opylili zawartość w ciągu dwóch dni... Jedynie Niklas swój oszczędza, no i Ja - bo mój to z herbatkami... :)
    Twój jest do pozazdroszczenia!
    Buziaki!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się ciesz, kochana :) Kurczę, lubię zakupy jak wszystkie kobiety ale z takim wypchanym portfelem, to musiała być wyjątkowa przyjemność ;)))
      Nasz kalendarz jest 2 w 1 czyli w każdym woreczku są dwie czekoladki a na jego straży stoję ja ... i całą powagą swego autorytetu go bronię ;)))
      Zaintrygowałaś mnie tym kalendarzem z herbatek, pierwszy raz słyszę... fascynacja moja wypływa z powodu mego nałogu herbacianego, który z wiekiem jeszcze się nasilił.
      Bużka Kochanie!

      Usuń
    2. Tak sobie pomyślałam... wyobraź sobie, że ilość banknotów byłaby taka sama ale nominał każdego zamiast 5 Euro to np. 50 ... albo jak szaleć to szaleć nie 5 tylko 100 Euro... to by dopiero były zakupy!

      Usuń
    3. Poważnie? Przecież na rynku jest tyle najróżniejszych kalendarzy adwentowych! hihi! Pierwszy raz moje dziecię mi taki fundnęło...Większość z tych herbatek już znam, ale co tam..... Liczy się gest...
      Ja lubię siąpić herbatki.... To mamy coś jeszcze ze sobą wspólnego, jak widzę... Uwielbiam owocowe. Od Nowego Roku chcę przejść bardziej na te ziołowe i zieloną herbatę... Podobno skuteczność jej w odchudzaniu jest niesamowita, także trzeba wypróbować. Narazie jednak jest wspaniały czas Adwentu i co za tym idzie obżarstwa, tak więc póki co, to o odchudzaniu cicho-sza!
      ;)))
      Hmmmm... Oj, kochana.... Ja bym chyba każdą sumkę przewaliła bez problemu! hahahahaha!

      Usuń
    4. To chyba mi na oczy padło ;) u nas widzę tylko te dla dzieci z czekoladkami w okienkach takich.
      O ja bez herbatek przeróżnych to nie wyobrażam sobie egzystencji :) Co do właściwości zielonej herbatki, to nie zauważyłam żeby miała właściwości odchudzające... ale, jest możliwe, że u mnie to działa na zasadzie nie dobierania dodatkowych kilogramów a nie gubieniu tych posiadanych :))) Pamiętaj, że nie wolno jej zalewać wrzątkiem, bo będzie niedobra. Woda musi mieć temp. 80 stopni. Najlepiej po zagotowaniu odczekać ok. 10 minut i dopiero zalać. Oj, te herbatki - temat rzeka ;)))
      Wiesz co zawsze mnie dziwiła bajka w której trzeba było wydać do zmierzchu pieniądze, żeby zatrzymać skarb. W czym problem?! Każdy pieniądz da się wydać, problemem jest tylko skąd go wziąć :))))
      We dwie to dopiero byśmy zakupy robiły, żadna galeria by się nam nie oparła ;)

      Usuń
  11. Ten bankomat najwyraźniej nie potrafił pogodzić się z Twoją rozrzutnością, Kochana! On najwyraźniej chciał Cię ustrzec przed nadmiernymi wydatkami w obliczu zbliżających się Świąt. I to jakimi wydatkami - w jakiejś pożal się Boże pasmanterii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihihihihi! No wiesz, o tym nie pomyślałam ;))) Tak czy siak, więcej do niego nie pójdę, adrenaliny poszukam gdzie indziej :) choćby w pasmanterii...
      Z drugiej strony kto by się spodziewał po nim takiej troskliwości. Model taki jakiś bardziej nadopiekuńczy a i nerwowy bo gotówką pluł aż na chodnik. Pewnie chciał powiedzieć - bierz, bierz... weź sobie, wydaj bezmyślnie!
      Pozdrówko!

      Usuń
  12. Taaak... Ja kiedyś kasy z bankomatu się nie doczekałam... A z konta było zdjęte, ale zaraz był z powrotem wpływ na konto.

    OdpowiedzUsuń