Serdeczne dzięki z całego serca za słowa zagrzewające do działania! I śpieszę wyjaśnić, że moje zniechęcenie nie ma źródła w sytuacji, która towarzyszy nam od ponad roku. Prawda jest taka, że jestem typem pustelniczym z natury, mieszkającym na odludziu i raz lepiej, raz gorzej, ale jakoś w dzisiejszej rzeczywistości funkcjonuję.
Dobija mnie fakt, że znów muszę się cofnąć. Nie chcę, ale muszę... Wiele lat temu co wiosna kupowałam sadzonki kwiatów i warzyw u fantastycznego ogrodnika-pasjonaty. Człowiek swoje lata już miał a i zdrowie mu nie dopisywało. Co roku kiedy kupowałam u niego kolejne rośliny, słyszałam że to już ostatni rok, że w przyszłym nic nie będzie siał... a potem mijał rok i kupowałam u niego kolejne sadzonki. Któregoś roku zobaczyłam, że Ogrodnik porusza się o kulach. Spojrzeliśmy sobie w oczy... na usta cisnęło mi się pytanie - dlaczego? Chyba wyczytał je z mojego spojrzenia.
- Co dzień pytam się - Boże jeśli zabrałeś siły, to po co zostawiłeś chęci?! - rzucił do mnie i nie do mnie.
Usłyszawszy to westchnęłam głęboko. Zrozumiałam cały jego ból, nie tylko ten fizyczny, który choć dotkliwy nie był wcale najgorszy.
Teraz ja mierzę się z nadmiarem chęci i drastycznie malejącym zasobem sił i zdrowia. Wspominałam Wam jesienią, że likwiduję ogród. Trawa posiana, na kawałku agrowłókniny posadzone truskawki i maleńki kawalątek na kwiatki. Kiedy jesienią przyroda zamierała łatwo było podjąć taką decyzję, ale wiosną kiedy wszystko budzi się do życia... Żal jakiś okrutny ściska mnie za serce! Wiem, że to właściwa decyzja... że mój kręgosłup jest wiosną w gorszym stanie niż jesienią... że nie ma innego wyjścia... że powinnam, nie! że muszę zrezygnować nawet z tego kawalątka na kwiatki... ale tak bardzo mi ciężko! Całe życie się cofam, wciąż z czegoś rezygnuję, ustępuję. Patrzę na prozaiczny "łysy" trawnik i widzę swoją klęskę...
Takie oto rozterki targają Zosieńkową duszą. Zacisnę zęby ( hand made by protetyk) i dam radę. Będę haftować, szydełkować, szyć patchworki i zapomnę w końcu o ogrodzie. Przyzwyczaję się do trawnika i truskawek na agrowłókninie - bo muszę! Bo życie to ciągłe ustępstwa i rezygnacje, i kolejny raz na przekór wszystkiemu dam radę... bo przegrana bitwa to często wygrana wojna! Życie jest największą wartością nawet gdy nie wszystko idzie po naszej myśli.
Dziękuję Wam za odwiedziny i komentarze :) będą szydełkowce i patchworki a co jakiś czas pewnie jakieś gadulce ;)
Narka!
P. S. Dziś maleńka szydełkowa serwetka z konwaliami. Zrobię sobie ogród na szydełku ;) A co! Kto biednemu zabroni?! ;)))