Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem. Podziękowanie jest zbiorowe bo poległam czasowo;) Czytanie i odpowiadanie na Wasze komentarze sprawia mi ogromną frajdę, ale tak bardzo chciałam już skończyć te moje patchworki, że jak wpadałam do blogosfery to najpierw czytałam komentarze, potem pędzona ciekawością gnałam na listę czytelniczą by podziwiać wytwory Waszych rąk... by następnie gryziona wyrzutami szybko wracać do moich patchworków. Od czasu do czasu budziło się we mnie poczucie obowiązku, które owocowało wytworami kulinarnymi. Z tych ostatnich najbardziej zadowolony był Ślubny. Pośpiech z jakim owe wyczyny kuchenne były czynione wpływał na zwiększoną częstotliwość kruszenia, rozsypywania tudzież gubienia niektórych półproduktów, co z kolei radowało niezmiernie Psinkę, która w ciszy i skupieniu warowała w pobliżu mych nóg, oczekując kolejnych spadających smakołyków. W związku z tym, że wszelakie półprodukty, które osiągały poziom podłogi były pieczołowicie i skrupulatnie przez Psinkę usuwane w sposób jak najbardziej biologiczny i ekologiczny, Psinka otrzymała dożywotnią i honorową funkcję Czterołapnego Kompostownika. Wszelkie dostępne jej biologiczne odpadki przerabia bez udziału zewnętrznej energii w biologiczny nawóz, którym całkowicie samodzielnie użyźnia trawnik.
Patchworki skończone! Lamówkę zrobiłam samodzielnie przy pomocy lamownika. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu jak takie małe proste ustrojstwo może odwalić taki kawał dobrej roboty.
Dobra koniec gadania :) Oto gotowe patchworki :)
Na ostatnim zdjęciu już po przycięciu ale jeszcze bez lamówki.