Jednak jak ludzie kiedyś powiadali, Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy. okazało się, że rychliwy także i postanowił wynagrodzić ciężkie chwile związane z lecznictwem. Wzięłam czas jakiś temu udział w candy na blogu SZTUKOTEKA (Uwierzcie mi autorka bloga, Monika jest wszechstronnie uzdolniona i warto do niej zaglądać. ) Nadziei większych sobie nie robiłam na wygraną, bowiem jak większości mnie odwiedzających już wiadomo szczęścia w grach losowych nie posiadam. Choć z uporem maniaka próbuję usilnie dać szansę tym tam na górze i losy kupuję regularnie. Tak też czynię w temacie candy... biorę udział i na tym się kończy. Robiąc codzienny przegląd blogów, nie robiąc sobie żadnych nadziei (no może malutką) zaczęłam czytać post Moniki o losowaniu. Doszłam do kulminacyjnego momentu... i jak zwykle zobaczyłam, że nic z tego. Czytam dalej (bo ja zawsze wszystko w całości czytam a nie na wyrywki) i co widzę ... dostanę pocieszajkę! Czytałam o tym chyba ze sto razy a potem zaczęłam czekać. Siedziałam sobie w okienku i wyglądałam listonosza... Taka normalnie panienka z okienka byłam tylko wersja odrobinę przechodzona. Czekałam, czekałam aż dziś musiałam jechać do miasta. Po powrocie nie stwierdziwszy śladów bytności listonosza, zabrałam się za sporządzenie posiłku popołudniowego zwanego potocznie obiadem. Nagle dzwonek do drzwi... o tej porze? Lecę na łeb na szyję i kogo widzę ... listonosza!!! Zarzuciłam na siebie jakieś odzienie co by się nie przeziębić i pomknęłam na skrzydłach radości do furtki. Zdziwko strzeliłam od razu bo myślałam, że pocieszajka będzie malutka, a tu...
Podziwiajcie, jaki pękaty pakunek. Powiem Wam szczerze, że chyba się starzeję, bo tak się ucieszyłam, że ręce mi się trzęsły jak nie przymierzając jakiemu pijakowi i to ubzdryngolonemu w czarnoziem. Robiąc co chwila głębokie wdechy i intensywnie starając się, przypomnieć sobie cokolwiek o szybkich medytacjach czyli samouspakajaniu, zdążałam uparcie do upragnionego celu czyli rozpakowania prezentu. Łatwo nie było bowiem z wrażenia nie wiadomo dlaczego, nożyczek uparcie szukałam w szafce z talerzami. Kiedy w końcu udało mi się złapać prawidłowy namiar na niezbędne narzędzie moim oczom ukazał się taki widok
Poczułam jak napływa druga fala euforii. Ciśnienie mi się podniosło a muszę Wam wspomnieć, że ja niskociśnieniowiec jestem i takie radosne podnoszenie ciśnienia jest jak najbardziej wskazane. Tak, więc ciśnienie szło w górę a ja szukałam sposobu jak się dostać do środka nie uszkadzając opakowania. Ja z tych jestem co to każdy papierek ładnie składają i chowają do szafeczki z nadzieją, czasami przeradzającą się w pewność, że na pewno się kiedyś przyda. Tak więc walcząc na dwóch frontach, z trzęsącymi rękami i podnoszącym się ciśnieniem usiłowałam dobrać się do zawartości nie uszkadzając opakowania.
I oto co się ukazało moim oczom...
Mowę mi odjęło z radości! Mój Ślubny twierdzi, że to zjawisko w moim przypadku szalenie rzadkie.
Jakaż to pocieszajka toż to prezent mikołajkowy całą gębą :))) Cudowne zawieszki, jak widzicie pięknie zapakowane. Stałam tak i patrzyłam... i pewnie stałabym tak jeszcze do teraz, gdyby nie to, że Ślubny odrobinę zgłodniawszy, postanowił delikatnie i z wyczuciem przerwać trans, w którym się dokumentnie pogrążyłam. W pośpiechu przygotowałam jakiś posiłek, nawet go zjadłam. Pewna tego na 100% nie jestem ale mam wrażenie, że coś konsumowałam. Myślałam cały czas gdzie wyeksponować te cuda... i już wiem!
Jak będzie gotowe to pokażę zdjęcia a na razie, coby ich z oka nie spuszczać umieściłam je w witrynce na przeciw fotela, w którym gniazduję i robótkuję.
Dziękuję Moniko za prezent, może i mnie uda się zrobić Ci niespodziankę ;)))
Wczoraj obiecałam , że będzie szydełkowo. Dzisiejszy post powstał spontanicznie zupełnie na inny temat niż zamierzałam ale musiałam uzewnętrznić uczucia, które we mnie kipiały. Lubię jednak dotrzymywać słowa, dlatego przedstawiam zrobioną w zeszłym roku taśmę, która teraz została uprana, wykrochmalona i wyprasowana. Jeszcze nie wiem, czy posłuży jako ozdobna plisa na stół czy może kokarda?
A wiesz , ze nie wszyscy lubia niespodzianki. To dziwne, ale znam pare osob ktore to mowi otwarcie. No coz, cale szczescie ja ani Ty do nich nie nalezymy . Gratuluje !! Plisa piekna, zdolniacha jestes. A u mnie sniegu napadalo, wiec Swieta bede miala biale. Pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuńNiespodzianka fajna rzecz, to oczekiwanie ... Jak to mówią szczęście jest między ustami a brzegiem pucharu...
UsuńPaszcza mi się cieszyła jak czytałam ten wpis. Naprawdę fajnie jest kogoś obdarować i widzieć, że sprawia mu to autentyczną przyjemność:) Cała przyjemność po mojej stronie! Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńBędziemy się bawić w "wersal" ;))) bo mnie się jednak wydaje, że cała przyjemność po mojej stronie :)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Najważniejsze, że masz wszystkie leki.:) Prezencik super, piękne te zawieszki. A tę krajkę to widzę na obrusie, ale pionowo, tak jak na ostatnim zdjęciu.:)
OdpowiedzUsuńGdzie ja tej krajki już nie przymierzałam... no chyba tylko na suficie jeszcze nie, ale to tylko dlatego, że mam lęk wysokości i wleźć się boję ;))). Prezencik sprawił, że czuję się jak bym była w siódmym niebie :)))
UsuńGratuluję sukcesu recepturowego:) Równie gorąco gratuluję prezentu!
OdpowiedzUsuńTaśma cudna i z pewnością doskonale ją wyeksponujesz:)
Pozdrawiam!
Cieszę się, że wierzysz w moje możliwości ekspozycyjne ;) Recepty to ulga, że już po wszystkim a prezent to czysta radość :)))
UsuńPozdrawiam!
Jak na pocieszajkę to naprawdę okazały prezent. Gdybym coś takiego dostała też bym się cieszyła jak dziecko. Śliczne te zawieszki. Krajka bardzo mi się podoba i rzeczywiście można ją wykorzystać na kilka sposobów. Ostatnio coś takiego potrzebowałam na wąską długą półkę. Okazało się, że mama u siebie coś takiego znalazła i mi podrzuciła.
OdpowiedzUsuńCieplutko pozdrawiam Dorota
No właśnie na kilka sposobów a im więcej możliwości tym trudniej się na którąś z nich zdecydować ;))) Dobrze mieć mamę, która coś podrzuci :)))
UsuńPozdrawiam cieplutko!
Znam, znam Sztukoteke, i lubie bardzo:))
OdpowiedzUsuńPiekne prezenta i nie dziw, ze Ci sie serducho raduje.
A do tego leki zobyte:)
Usciaski mkna;)
Oj, raduje, raduje nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo :)))
UsuńŚciskam "niedźwiadkiem" ;)
Niespodziewany Mikołaj sprawia najwięcej przyjemności. Pięknie wyeksponowałaś sympatyczne prezenty. Podziwiam również szydełkową serwetkę i krajkę.
OdpowiedzUsuńJuż się miałam zdziwić jaką serwetkę, ale sobie uświadomiłam, że na półce leży serwetka. Najwyraźniej robiąc zdjęcie byłam tak podekscytowana, że jej nie zauważyłam :)))
UsuńCałe życie jesteśmy po trosze dziećmi i lubimy dostawać prezenty :)))
A może kokarda do wieńca świątecznego? Jest przepiękna.:)))
OdpowiedzUsuńWizja wieńca z taką kokardą chyba do mnie przemawia... Czyżbym podjęła wiekopomną decyzję?!
Usuń:)))
gratuluje sukcesu z receptami :) zawieszki są zjawiskowe...
OdpowiedzUsuńDobre słowo, faktycznie zjawiskowe są... a jak ja się cieszę z sukcesu recepturowego :)))
UsuńNiespodzianki są miłe.. no, chyba, że jacyś niezapowiedzeni goście nawiedzają i to całymi tabunami, to czasami takie akurat niespodzianki trochę działają na nerwa! hihi! ;)
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci, że miałaś farta z tą nagrodą pocieszenia! To naprawdę bardzo sympatyczny gest ze strony Sztukoteki.... :)
Gratuluję sukcesu z receptami, u nas w Niemczech nie mamy z tym problemu. Idę do lekarza, dostaję receptę. Idę do apteki i też dostaję to co chcę. Chyba, że akurat nie ma na stanie potrzebnego lekarstwa to idę do domu i....
...przywożą mi to do domu z apteki i nic na dodatek za to nie płacę!
Ja Ci powiem tak Polacy mają dwa przysłowia o gościach. Jedno to "Gość w dom, Bóg w dom" a drugie "Gość nie w porę, gorszy od Tatarzyna" ;)))) ale jednak niespodzianki są miłe, mimo ryzyka jakie niosą ze sobą :))))
UsuńFarciara ze mnie, nie? Zastanawiam się czy jak już tak się do mnie szczęście uśmiechnęło, to nie puścić lotka przy okazji... a nóż, widelec uda się ;)))
Luuuudzie kochani ,jak tak czytam o tych luksusach receptowych to zaczynam być w szoku, takie fanaberie to by mi nie wpadły do głowy nawet za sto lat. ;)
Piękna taśma szydełkowa:) Pozdrawiam cieplutko. Ania
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Dobrze że Ci serducho nie stanęło przy takich wspaniałościach :) Gdybym ja coś takiego dostała to zawał byłby murowany :)
OdpowiedzUsuńJakbym miała wyższe ciśnienie, to kto wie... ale że ja niskociśnieniowiec jestem to można mi robić niespodzianki bez obaw ;)) przeżyję ... ;))))
UsuńNa stół , bardzo piękna ozdoba na stół kochana , pozdrawiam Dusia
OdpowiedzUsuńJak mi się już pojawiła wizja kokardy na wieńcu, to Ty opowiadasz się za opcją stołową ;) A ja jak ten osiołek, co mu w żłoby dano...
UsuńPozdrawiam Cię gorąco, Dusiu kochana!
Krásná krajka !! Zdravím z Čech. Lenka
OdpowiedzUsuńDíky za dobré slovo.Miluji tě navštívit.
OdpowiedzUsuńS pozdravem!!!