sobota, 12 kwietnia 2014

Co ja robię tu czyli rozważania o życiu

  Zosieńka stała przed domem zasłuchana w śpiew ptaków.   Ptaszęta starały się głośnym śpiewem oznajmić całemu światu swoje prawa do życia i gniazd, w których pojawiły się pierwsze jaja. Psica z nosem przy ziemi odczytywała historię nocy. Spokojnie łapa za łapą posuwała się po podwórku a Zosieńka za nią.  Tak doszły do huśtawki na której Zosieńka mimowolnie przysiadła.  Wiosna wokół niej wybuchała całymi połaciami zieleni i wczesnego kwiecia, ale ona pogrążona w myślach jakby jej nie zauważała. Bociany pracowicie odbudowywały gniazdo nadwyrężone przez czas. Zbierały na łące patyki, kępy zeszłorocznej suchej trawy i na wyścigi znosiły do swego domu. Nagle wspomniawszy o czajniku pozostawionym na gazie, Zosieńka gwizdnęła na psa i obie udały się do domu w tempie cokolwiek przyspieszonym.  Zaparzywszy herbatkę, rozsiadła się wygodnie na fotelu i wzięła do ręki haft. Nie wiadomo dlaczego, ale najlepiej jej się myślało przy wyszywaniu. Wbijała igłę raz za razem w kanwę, góra - dół, góra-dół... i myślała. Przeczytała artykuł w gazecie. Gazeta stara jak świat, przeleżała między papierzyskami i wyglądało na to, że nie wywoła już żadnego zainteresowania, kiedy Zosieńka kartkując ją by sprawdzić czy nie ma czegoś schowanego między kartkami, np. czeku na milion dolarów, zatrzymała wzrok na tym artykule... Po przeczytaniu wpadła w zadumę, w której tkwiła już kolejny dzień. Gazeta dawno dokonała swego żywota, łapczywie pożarta przez ogień a Zosieńka wciąż myślała i myślała... Na kanwie przybywało krzyżyków, już już można było zacząć się domyślać co będzie przedstawiał hafcik. Dziwnym trafem w miarę jak haft nabierał kształtów, Zosieńka dojrzewała do decyzji...
  Wróciła myślami do chwili, kiedy przeczytała to zdanie a właściwie pytanie.

Co byś zrobił/a gdybyś miał/a przed sobą tylko rok życia?

Wydawałoby się, że pytanie jest prozaiczne, żeby nie powiedzieć oklepane,ale... No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Zaciekawiona zaczęła czytać dalej. Ludzie którym zadano to pytanie udzielali przeróżnych odpowiedzi, ale łączyło ich wszystkich jedno - wszyscy chcieli wprowadzić zmiany w swoje życie. Czasem tylko kosmetyczne, czasem wprost rewolucyjne, ale zawsze pragnęli zmian. Nikt nie był zadowolony z tego co miał i na wieść o rychłym końcu. pragnął realizacji marzeń. Zosieńka pomyślała, że to artykulik jakich wiele, ale nauczona kończyć co zaczęła brnęła dalej i kiedy myślała, że już ją nic nie zaskoczy, przeczytała zdanie, które najpierw wprawiło ją w stan osłupienia a potem  zaowocowało kilkudniowym pogrążeniem  w zadumie.

Przecież możesz umrzeć nawet jutro, dlaczego nie żyjesz tak jak pragniesz?

No właśnie, dlaczego? Zosieńka pospiesznie szukała usprawiedliwienia, by po chwili zrozumieć, że go nie znajdzie. Czyżby łatwiej było zostać sfrustrowanym zgryźliwcem wiecznie narzekającym na wszystko niż zmienić własne życie? Prawda była taka, że Zosieńka miała takie marzenie, które przez lata mocno przykurzone, teraz nagle z nową siłą w niej rozbłysło. Marzyła o tym by zamieszkać w górach... Nie tych majestatycznych Tatrach ani dzikich Bieszczadach ale w Beskidach. Miała tyle wspaniałych wspomnień z nimi związanych... Bieg życia rozdzielił ją z jej ukochanymi górami jakieś ćwierć wieku temu, ale we śnie regularnie je odwiedzała, widziała Szyndzielnię, odpoczywała na Brennej... choć ostatnio jakby coraz rzadziej. Czyżby nawet we snach traciła wiarę, że je jeszcze zobaczy?
  Zosieńka nie należała do osób przekonanych o własnej nieśmiertelności. Obdarzona już na starcie zdrówkiem drugiej kategorii, wiedziała że koniec jest nieuchronny i pytanie brzmi nie "czy?" tylko "kiedy?".
Jednak tkwiła w bezrozumnym przeświadczeniu "chłopa pańszczyźnianego", że jest przywiązana do tego kawałka ziemi, na którym osiadła przed "dziestu" laty.
Odłożyła haft, rozejrzała się wokół i zapytała sama siebie na głos:
   -Co ja robię tu?!
Nic ją tu nie trzymało. Dlaczego więc nadal tu tkwiła?! Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie. Jednak teraz pragnęła z całego serca zrealizować swoje marzenie. Radość mąciła jej myśl czy Ślubny podzieli jej chęci do tak radykalnych zmian...
 I znowu jak zwykle z piersi wyrwało jej się głośne westchnięcie, eeech...

      A Wy co byście zmienili w swoim życiu na wieść o wyznaczonej dacie zejścia z tego padołu łez i rozpaczy? Tylko mi nie mówcie, że nic, bo trudno mi będzie w to uwierzyć ;)

Bociany pilnie pracujące przy zbieraniu materiałów budowlanych...






30 komentarzy:

  1. Dopiero co przebudziłam się z koszmarem... Sniło mi się, że moje najmłodsze dziecię ode mnie odbiegło i... ktoś je ukradł! Brrrrrr! Naprawdę koszmar!
    Gdybym miała tylko rok życia co bym zrobiła? Hmmmmm... Oczywiście życia w zdrowiu masz na myśli, bo gdybym miała spędzić rok w chorobie, to wolałabym szybciej odciążyć najbliższych.
    Ale zakładając, że miało by być bezchorobowo, to spędzałabym każdy dzień intensywniej z tymi, których kocham. Zeby na ICH resztę życia starczyło im pozytywnych wspomnień o MNIE....
    A tak już bardziej dla SIEBIE SAMEJ, to marzeniem by był wolno stojący domek, bez przychrzaniających się o wszystko sąsiadów, gdzie moje dzieci nie musiałyby bać się wyjść na dwór, z dala od tego całego syfu tutaj. Ale nie daleko też i od cywilizacji. Zebym miała spokuj dla duszy i ciała...
    Byłam kiedyś w Beskidzie Sądeckim. Piękne strony.Ludzie żyją tam nieco inaczej, niż na Mazurach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że problemem wszystkich kobiet jest stawianie potrzeb bliskich, przed swoimi. Chyba taka nasza konstrukcja, że najpierw myślimy o innych...
      Zobacz Dorotko, że Twoje marzenie dla siebie samej jest poświęcone bezpieczeństwu i wygodzie Twoich najbliższych. Ja tez tak mam... ale czasem warto zastanowić się czego pragniemy same dla siebie. Pewnie, że nie zawsze wszystko da się zrealizować, ale kiedy zrobisz listę SWOICH MARZEŃ, być może znajdą się na niej pozycje, które będzie można zrealizować od razu :) Poprawa jakości życia murowana :)
      Ściskam mocno i zdrowia życzę nieustająco!

      Usuń
    2. Hmmmm.... I tym mnie zaskoczyłaś.
      Bo czyżbym osiadła już na laurach i nic więcej nie chcę?
      Cholercia! ;)

      Usuń
  2. Zosiu! Po pierwsze świetnie, z głębią napisane a po drugie zaraziłaś mnie wirusem namysłu! I mysle, myslę...
    Warto mieć marzenia, nawet szalone, ryzykowne i niepoprawne politycznie. I warto za nimi isć, bo jedno życie się ma. A lepiej zrobić coś, nic nie robić nic i potem żałować, że się nie zrobiło.Parę razy w życiu poszłam za swoim marzeniem. Innym, patrzącym z boku, wydawało sie ono błednym ognikiem, idiotyczną fantasmagorią. Tylko ja, jak zaczarowana, szłam za nim czując, że muszę, bo to moja droga. Bo chociaz w miarę dobrze i bezpiecznie czułam sie z tym, co miałam, to chciałam jeszcze czegoś. Najpierw była przygoda z Australią (a gdzieżbym ja kiedys pomyslała, że tam wyladuję? Ja, która nawet do Czech i Słowacji nosa nie wychyliłam?)
    Potem pojawiło sie nastepne marzenie - o zamieszkaniu na polskiej wsi, ale z dala od innych domów, za to blisko lasu. No i mieszkam teraz w domu w górach tuz przy cudnym, bukowym lesie. Jest pieknie wokół (tylko sam dom niepiekny, ale co tam!). Jesli chodzi o dobra materialne jestem minimalistką, by nie powiedzieć abnegatką. I w zupełnosci wystarcza mi skromna prostota tutejszego zycia.
    Natomiast dusza rwie się wciąz do czegos więcej i łaknie doznawania nowych radosci i wyzwan. Na przykład spotykać i poznawać ciekawych ludzi i ich historie. I udaje mi sie to, bo mimo odludzia napotykam tu na bardzo interesujących tubylców, wędrowców i osiedleńców.
    Zawsze też chciałam wiedzieć dużo o roslinach leczniczych, ziołach. Być taką znachorką - mądrą staruchą! Uczę sie wiec tego, chodząc po łakach i lesie. Czytając sporo na ten temat.Wciąz mi tej wiedzy mało.
    Piszę też przerózne literacko rzeczy, bo pisanie sprawia mi radosć, bo mnie to spełnia. Marzeniem jest by to wydać, by ktos profesjonalny to docenił. Wysyłam wiec swoje wypociny tu i ówdzie, nie zrażajac się brakiem odpowiedzi. Zaczęłam wierzyc w siebie! Późno mnie to naszło, ale lepiej później niż wcale.
    No i jeszcze to, co napisała powyżej Dorota - pragnę poświecać coraz wiecej czasu swym bliskim. Dbać i nich, pomagać im być spokojnymi i szczęśliwymi. Bo ich zycie jest kruche i bezcenne a są moim najwiekszym skarbem.Bez nich wszystko traci sens - najwieksze nawet marzenie...
    Jesli tylko są mozliwości (bo czasem, niestety, realizacja marzeń zalezy od stanu naszego zdrowia, kasy czy zgody na to naszych bliskich), to warto, trzeba iść za marzeniem. Życie to nie jałowa pustynia, ale niezwykły ogród - sadźmy w nim takie kwiaty, które upiekszą go i sprawią, iż z przyjemnością będziemy sie po nim przechadzać.
    Zosieńko! Serdeczne mysli Ci zasyłam!:-))***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się droga Olgo chciałabyś zostać wiedźmą? I co by sprawa była jasna nie obrażam Cię (wiedźma pochodzi od słowa wiedzieć) tylko podziwiam w Tobie chęć poznania "nowego", która jak widzę Cię nie opuszcza. Powodzenia!
      Rzadko zdarza się, że mamy tylko i jedynie jedno marzenie, jeśli tak, to może warto sporządzić listę czego pragniemy, co chcemy zobaczyć, czego się nauczyć itd., itp. i wybierać w miarę naszych możliwości. Nasi Bliscy są najważniejsi, ale nie zapominajmy o przykazaniu - kochać bliźniego swego jak siebie samego - dla mnie to jasne, że nie kochając i nie dopieszczając siebie nie będziemy mogli dać z siebie wszystkiego innym czyli trochę zdrowego egoizmu ;)
      Dzięki za serdeczne myśli, już jest lepiej :)))))
      Olgo ściskam Cię mocno!

      Usuń
  3. Zosiu, bardzo mądry wpis (i jak zawsze świetnie napisany). Też ostatnio miałam rozkminę związaną z tym, co by było, gdyby został mi tylko rok. Powiem szczerze, że lista tego, co bym chciała zrobić jest dość długa, nie wiem tylko czy zabrakłoby mi odwagi. Tak jak brakuje jej teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz już listę to połowa roboty już za Tobą :) W końcu nawet najdłuższa podróż zaczyna się od przekroczenia progu własnego domostwa !
      Odwaga - tego brakuje nam wszystkim, ale ponoć do odważnych świat należy :)))

      Usuń
  4. Takie poważne pytanie zadałaś Zosiu, że aż strach. Ja przeprowadziłabym rozmowy z najbliższymi członkami rodziny i uregulowała sprawy spadkowe. Do nieletnich wnuków napisałabym listy. Jakieś swoje zachcianki chętnie bym dzisiaj zrealizowała, ale nie jestem pewna, czy świadomość rychłego odejścia nie odebrałaby mi chęci do działania. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "... odebrałaby mi chęci do działania" - ano właśnie, to może nie warto czekać na kataklizm, tylko spełniać marzenia tu i teraz? W końcu może się okazać, że nie będziemy mieć roku do zastanawiania się... może nas przejechać pijany kierowca, albo może nam spaść na głowę cegła w drewnianym kościele ;)
      Zobacz Iwonko, że postawiona przed takim teoretycznym pytaniem po pierwsze zadbałaś o innych (rozmowy z bliskimi, sprawy spadkowe) i dobrze, ale dlaczego siebie postawiłaś na końcu?
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  5. Och, Zosiu, pełna refleksji i chęci do zmian, trudne zadałaś pytanie.Mnie już bliżej niż dalej, ale chęci do działania wciąż wielkie i wiele zmian, więc teraz potrzeba mi trochę stabilizacji, a Tobie życzę spełnienia marzeń i jak najmniej przeszkód w ich realizacji! Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danielo, nikt z nas nie wie ile mu zostało... spełnianie marzeń nie zawsze musi burzyć stabilizację, której większość z nas w pewnym wieku pragnie (ja ją uwielbiam).
      Dzięki za życzenia i pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  6. Oj trudne pytanie zadałaś. Poważne sprawy poruszasz.
    Jak ja to widzę,
    Chciałabym jak najwięcej czasu spędzać z najbliższymi mi osobami, w atmosferze miłości, zrozumienia, przebaczenia.
    Pewnie próbowałabym uporządkować wszystkie sprawy, te materialne, a przede wszystkim te duchowe.
    A co do marzeń to nie są one zbyt wygórowane. 2 tygodnie nad Bałtykiem, 1 tydzień w naszych górach, 1 tydzień nad jeziorem.
    Gorąco pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może te niewygórowane marzenia warto spełnić już teraz, nie czekając ...
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  7. Widzisz ja to jestem trochę jak taka żółwinka.:) Jak mnie fale wywalą na grzbiet to macham tymi łapkami, aż mnie druga fala nie przywróci do właściwej pozycji. Marzenia spełniam całe swoje życie, bo nigdy nie wiadomo jak długo jeszcze będę mogła to robić. No gdybym dostała w swe łapinki maszynkę do robienia pieniędzy, sprawy miałyby się inaczej.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak myślisz Maryanko, czy spełnianie marzeń nierozerwalnie łączy się z posiadaniem pieniędzy?
      A może to jak w przysłowiu dla chcącego nic trudnego ?
      Sama się nad tym zastanawiam...
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  8. A ja powiem tak: Follow the white rabbit... tak dwuznacznie bo świątecznie :)Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzecz nie w tym by złapać króliczka, lecz by za nim gonić... :)))
      Uwielbiam dwuznaczności, zmuszają do myślenia ;)
      Ściskam mocno!

      Usuń
  9. Gdy ma się rok życia przed sobą można dużo zrobić, a i nic. Ja starałabym się 'sprzątnąć' z mojej głowy problemy, które jakby nie są problemem a człowiekowi spokoju nie dają. Jednym słowem oczyścić psychiczny stan umysłu i umierać ze świadomością , że to umieranie akceptuje z myślą" tam czeka mnie wieczny urlop". Gdy nastawiamy się, że tyle 'nie zrobiliśmy', jest nam bardzo ciężko rozstać się z życiem. Jeżeli nastawienie jest w "drugą stronę", odchodzimy szczęśliwi. Ja przynajmniej tak uważam . Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jest dużo prawdy w tym co napisałaś. Twoja wypowiedź rodzi następne pytanie czy ważniejsze jest odejść w szczęściu czy żyć w szczęściu? Czy jedno z drugim się łączy?
      Pozdrawiam gorąco i ściskam!

      Usuń
  10. Juz dawno przeczytalam tego posta i trudno mi bylo cos madrego napisac...
    Zwlaszcza po niedawnych wydarzeniach w mym zyciu.
    Na pewno chcialabym zrobic porzadki;) Ale nie takie zwykle, tylko miedzyludzikie. Zamknac pewne sprawy, zapytac przyjaciol dlaczego sie do mnie odzywaja, innym wybaczyc, jeszcze innych przeprosic. I tym, ktorych kocham, mowilabym o tym czesto.
    A poza tym miejsca, ktore pokazujesz sa piekne, swojskie, wprawdzie to nie gory, ale za to , jakie przestrzenie...Sciskam mocno!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu tak się zastanawiam czy my kobiety faktycznie jesteśmy tak empatyczne, że nawet własne szczęście postrzegamy przez pryzmat szczęścia naszych bliskich (rodzina, przyjaciele)?! To pytanie mnie nurtuje także z powodu własnych doświadczeń... A gdyby tak od czasu do czasu zrobić coś tylko dla siebie... bo ja chcę... bo to mnie uszczęśliwi... bo mi się tak zamarzyło...
      Przyznam Ci się, że te przestrzenie, choć niewątpliwie urokliwe męczą mnie. W górach zawsze czułam się osłonięta, bezpieczna.
      Ściskam mocno i ślę buziaki! :)

      Usuń
    2. Jesli tak, to warto zaczac szukac, chatki z marzen:)

      Usuń
  11. Mnie nurtuje troszkę inna kwestia:gdybym dostała jeszcze jedną szansę porozmawiać z kimś kogo nie ma już,na pewno bym ją wykorzystała.Dlaczego nie rozmawiamy z rodziną,przyjaciółmi od razu,kiedy są wśród nas?Jaką siłę posiada śmierć,że zmienia postrzeganie ludzi,że zmienia ich samych.Widocznie musimy być zastraszani,by coś zdziałać.Plany mamy na przyszłość,a nie mamy pewności,że ona nadziejdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lenko myślę, że tego nie robimy, bo gdzieś na dnie duszy nosimy głębokie przekonanie, że śmierć przydarza się innym a nie nam i naszym bliskim.
      Jednym słowem odkładamy życie na później. Czasem dopiero choroba, wypadek przynosi opamiętanie. Tak wiele rzeczy odkładamy na później, rozmowy z bliskimi, realizację naszych pragnień...
      Ściskam mocno!

      Usuń
  12. Zosiu, wpis daje do myślenia.... Wrócę tu jak będę umiała ubrać w śłowa tę gonitwę myśli, które teraz mam.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie szok trzymał przez kilka dni zanim byłam w stanie ubrać w słowa, uczucia które mną targały...
      Chętnie poczekam na Twoje przemyślenia :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  13. Zosiu! Przyjmij ode mnie życzenia! Tobie i Twoim Bliskim wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Wielkanocnych. Wesołego Alleluja!

    A teraz moje przemyślenia.... Stwierdzam że nie wiem jak by to było, gdybym będać względnie "na chodzie" usłyszała wyrok. Mam jednak za sobą doświadczenie ogromnego załamania zdrowia. Dawano mi 5% szans na przeżycie. Ciało odmawiało posłuszeństwa, a ogłuszony medykamentami umysł resztkami świadomości przywoływał rozsądek i kazał walczyć! Dla męża, dla syna, dla bliskich. Pragnienie życia i nadzieja są ogromne. Myślę zatem, że trzymałabym się banału - że nadzieja umiera ostatnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Zgadzam się z Tobą - wiara, nadzieja i miłość...no i może jeszcze trochę własnych marzeń :)))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  14. Pewnie wpadłabym w panikę. Na początku. Ale wiesz, z całego serca pragnę jednego: żeby do końca nie stracić wiary w sens życia. Jest taka cudowna, choć bardzo trudna do realizacji sentencja: "Jeśli nastąpi czas Sądu Ostatecznego i nie będzie żadnych wątpliwości, że TO właśnie się dzieje, a ty będziesz miał w ręku gałązkę oliwną, zasadź ją". Chodzi więc o to, by zawsze, bez względu na to, co było i co ma się zdarzyć, DO KOŃCA swojego życia lub końca wszechrzeczy nie gubić sensu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, długo myślałam nad tym... ale skąd wziąć patent na to by nie zgubić tego sensu... co zrobić, jak się zgubi... tyle pytań...

      Usuń