Tapety jeszcze nie nabyłam, bo mi sklep zamknęli. W mieście jak to w mieście, człowiek lata jak ten przysłowiowy kot z pęcherzem. Wszędzie daleko, więc zakup tapety postanowiłam umieścić na ostatniej pozycji planu dnia. Utachana jak nieboskie stworzenie, ostatkiem sił ciągnę Ślubnego do tego nieszczęsnego sklepu z tapetami. On (widzę to w jego oczach) idzie za mną tylko z obawy, że gotowam uczynić karczemną awanturę na środku ulicy i co zastaję? Sklep a jakże, ale z częściami motoryzacyjnymi. Nie powiem w tym momencie Ślubny nawet jakby się ożywił, wyraził nawet chęć zwiedzenia nowego przybytku, ale tu ja stanęłam okoniem. Miała być tapeta a nie jakieś żelastwo motoryzacyjne. Cóż było robić, potruchtaliśmy do pobliskiego marketu budowlanego z nadzieją nabycia mej upragnionej fanaberii. Weszłam pełna nadziei, ale przy końcu tapecianego regału jej resztki smętnie wyparowały. Ja nie wiem jakaś klątwa nad tym tapetowaniem wisi czy co? Załamana co by nie powiedzieć wprost - zrozpaczona, smętnie wlokłam się przez pozostałe alejki. Omiatałam kolejne regały z wątłym zainteresowaniem i rozmyślałam nad mym nieszczęsnym żywotem. Nagle ujrzałam maleńki dywanik dokładnie taki jak sobie wymarzyłam i tu poczułam się rozdarta niczym Hamlet nad swym słynnym - Być albo nie być, oto jest pytanie? Ja zadawałam sobie podobne pytanie, trzymając w swych dłoniach wymarzone cudo - Kupić czy nie, oto jest pytanie? Ślubny zakwalifikował me pytanie do retorycznych i nie wdając się według niego w zbędne rozważania egzystencjonalne, udał się wraz ze mną konwulsyjnie ściskającą wymarzone cudo w objęciach w kierunku kasy. Tam na usilną prośbę kasjerki, pozwoliłam na moment wydrzeć sobie z objęć przedmiot mych marzeń i snów, w celu zeskanowania kodu kreskowego. Uiściwszy zapłatę, porwałam kobierzec w ramiona i radosnym truchtem pognałam do auta. Tu, zgrabnie wskoczyłam na przednie siedzenie (akcja zmiany nawyków żywieniowych trwa z jak najlepszym skutkiem, w związku z czym problem wsiadania do auta odszedł w niebyt), stanowczo odmawiając wypuszczenia z uścisku czarownego dywanu. W domu Ślubnemu udało się po długich perswazjach nakłonić mnie do uwolnienia nowego nabytku. Ułożony na docelowym miejscu, cieszy me oczy... i wszystko byłoby dobrze, tylko nadal nie kupiłam tapety.
I to by było na tyle w temacie tapeciarskim.
Jest takie przysłowie - Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyjdzie góra do Mahometa. Zawsze wydawało mi się trochę bezsensowne... a widok idącej góry odrobinę absurdalny i co? i dostałam prztyczka w nos ;) Wprawdzie to nie góra, tylko grzyby przyszły do mnie na podwórko, aleć to zawsze cóś :) Przyznaję się, że na grzybach się nie znam i z tegoż powodu naszego jesiennego, narodowego sportu nie uprawiam. Sport jest szalenie ekstremalny, bo z tego co przez lata zaobserwowałam mało kto się na grzybach zna, ale zbierają prawie wszyscy. Ekstremalność owa polega na tym, że człowiek je takową kolacyjkę i nigdy nie wie czy czasami za dwa tygodnie nie obudzi się w szpitalu z cudzą wątrobą. W skrajnym przypadku nagrodą w tej dyscyplinie bywa pogawędka ze świętym Pietrem. Jako, że pociągu do sportów nijakich nigdy nie posiadałam to grzybki, które się pojawiły w mej zagrodzie zostały tylko obfocone :)
Wianek przecudny. Piękne dzieło:))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam jeszcze w "trakcie" pozostałe pory roku :))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Ja też z tych nie uprawiających tego sportu. Jedyne grzyby jakie jem to te zebrane przez mojego tatę i pieczarki. Wianuszek piękny. :)
OdpowiedzUsuńPieczarki też zjadam, acz jedynie te zakupione w sklepie ;)
UsuńPiękny jesienny wianek :)
OdpowiedzUsuńZresztą u Ciebie innych prac nie ma, same cudeńka :)
Pozdrawiam serdecznie
Przy takich pochwałach wena wraca galopem ;))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Grzybki w hafcie prześliczne, jak i cały wianek, zresztą. :) Wygląda na to, że łatwiej będzie pomalować ściany...
OdpowiedzUsuńZ malowania nici, zamieszkuję wiejską chałupę i akurat w tym pokoju ściany nadają się jedynie do tapetowania :( Przyjdzie przykleić to co w ręce wpadnie...
UsuńUśmiałam się z tych Twoich tekstów, a nastrój miałam dość kiepski, bo jutro poniedziałek, także sama rozumiesz... Podwójny kierat mnie znowu czeka.
OdpowiedzUsuńJa na grzybach się zbytnio nie znam, zbieram bardzo dokładnie tylko te z talerza... ;)
Chociaż ten pierwszy na Twoim zdjęciu, to prawdopodobnie kania. Uwielbiam je! Posolone, popieprzone, maczane w roztrzepanym jajku i tartej bułce!
I usmażone jak schabowy na patelni.......
Mniaaaaam!!!!!!!!!
O.K. Termin tapetowania masz odsunięty, a gdzie zdjęcie dywanika???
Nie lubisz poniedziałku...hmmm, skąd ja to znam? Aaa już wiem z własnego doświadczenia ;)
UsuńZdjęcie dywanika, no to jak zwykle zapomniałam zrobić, ale się poprawię i w następnym poście będzie :)) a tapetowanie to wisi nade mną jak miecz jakowyś. Odgrażam się, odgrażam ale w końcu naprawdę kupię pierwszą, która mi w ręce wpadnie...
Pewnie ktoś zainspirował się Twoim pomysłem i dla Ciebie tapety nie ma, ale za to jesteś szczęśliwą posiadaczką dywanika:) Piękny, jesienny wianek, chyba zamieściłaś wszystkie dary jesieni.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
lena
Pażerna jestem i wolałabym mieć jedno i drugie ;) Ściany są w opłakanym stanie poprzednia tapeta już dawno straciła swój termin przydatności do użytkowania... ja po prostu muszę mieć tę tapetę!
UsuńPozdrawiam gorąco!
I wierzę, że będziesz ją miała:)Nie dasz za wygraną:)
UsuńWena odeszła ? Jakoś po wianku nie widać :)
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu! Jeszcze tego brakuje żeby to było widać (brak weny) ;)))
UsuńUwielbiam Twoje poczucie humoru:)! Wianek jest prześliczny, wcale nie wygląda na "bezwenowy";)))
OdpowiedzUsuńNie widać, bo ja mam maskowanie opanowane do perfekcji ;))
UsuńJa też na grzybach się nie znam i nawet, jak dostanę kilka zebranych przez męża koleżanki, który zbiera grzyby od dziecka, to mam obawy co do ich jadalności... Pewna jestem tylko pieczarek kupionych w sklepie :) Haftowany jesienny wianek CUDO!!! Oczarował mnie!
OdpowiedzUsuńAcha... a gdzie zdjęcie tego cudownego kobierca? Ciekawa jestem tego przedmiotu pożądania :)
Zdjęcie mrocznego obiektu pożądania zostanie zamieszczone w następnym poście. Uprasza się o cierpliwe oczekiwanie. Z mojej strony dołożę wszelkich starań by doszło do tego jak najszybciej ;))
UsuńWianki także będą miały ciąg dalszy, że tak powiem przez wszystkie pory roku ;)
Ha, no to już się cieszę :)))
UsuńJa z kolei grzyby i zbierać i zjadać uwielbiam a nawet tylko patrzeć na nie! Nawet na te niejadalne!Ale już chyba po grzybach w tym roku. Za zimno...
OdpowiedzUsuńTakoz zachwycam się tym wiankiem jesiennym, grzybowym, pieknym kolorystycznie, który wyczarowałaś swymi pracowitymi paluszkami! Gdybyż mozna jeszcze wpleśc zapachy w to cudne rekodzieło i przesyłać je w eter!Byłoby jak zywe!
Tez mi się coraz mniej chce Zosiu...Ot, jeszcze przetwory robię, porządek z grządkami robię, na spacery chodzę, ale wkrada się w duszę i mięsnie jakieś rozleniwienie, a przynajmniej tęsknota za nicnierobieniem za spokojem. I nastrój jakiś nienajlepszy przy tym, chociaż za oknem słonecznie od rana...
Ściskam Cię mocno i usmiech melancholijny nieco zasyłam!:-))***
Patrzeć to i ja lubię, tylko jeść się boję ;) Nastrój jak widzę mamy całkiem podobny i mnie jakieś takie rozleniwienie bierze... a może organizm wie co robi i po intensywnym lecie sam zwalnia? Zapasy zbiera, żeby zimę przetrwać... Czasem wydaje mi się, że tylko nasz umysł jest ucywilizowany (a i to nie całkiem) a nasze ciała działają tak jak działały przez tysiące lat...
UsuńŚciskam mocno z nadzieją na lepszy nastrój już wkrótce! :)***
Piękny wieniec z grzybkiem, ale to obfocone też niczego sobie. Bardzo ładdnie się prezentują w naturze! Mój Małżonek uwielbia zbierać grzyby, ja może trochę mniej, ale pospacerować po lesie zawsze... przyjemność takową skutecznie zagłuszają tylko ...kleszcze. Aby żaden nie dobrał się do mnie przed wejściem do lasu psikam się obficie Brosem! I póki co pomaga. Pozdrawiam Zosieńko serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTaak, u mnie też kleszczy dostatek... ale czasem wystarczy wyjść na podwórko, nawet do lasu nie trzeba się fatygować ;) Musiałabym od rana do nocy obryzgana tymi specyfikami chodzić ;)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Przecudny wianek!!! Prześliczny hafcik!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Dzięki za przemiłe słowa!
UsuńPozdrawiam gorąco!
Прелестный веночек!
OdpowiedzUsuńЯ рад, что вам понравилось.
UsuńС уважением жарко! :)
Ty Zosiu największy dramat zamienisz w komedię;) A grzybki śliczne i haft precyzyjnie wykonany
OdpowiedzUsuńI dlatego jeszcze nie zwariowałam, tak mi się w każdym razie wydaje... ;)
UsuńPowtarzam to jak zdarta płyta jak by się człowiek nie cieszył to by się powiesił :)))
Ale się uśmiałam. Ileż to już razy wybierałam się na zakupy po konkretne rzeczy, a wracałam do domu zupełnie z czymś innym;- z jakimś "cudeńkiem", które właśnie tegoż dnia "wpadło mi w oko".
OdpowiedzUsuńPiękny wieniec jesienny z grzybkami wyhaftowałaś;- wygląda na to, że "wena twórcza" raczej Cię nie opuściła.
A poleniuchować robótkowo- czemu nie. Od czasu do czasu to nawet jest wskazane
Jak ja lubię grzybki pożerać,;- w młodości mieszkając blisko lasu często je zbierałam,- Do dziś uwielbiam ten zapach grzybów przyniesionych prosto z lasu.
Ściskam Dorota
Brak weny doskwiera mi raczej w dziedzinie pisania niż robótek ;)
UsuńW dzieciństwie byłam świadkiem ogromnej tragedii związanej z grzybami i uraz mam, jak widać chyba dożywotnio...
Brak tapety odczuwam szalenie, ale dywaniki cieszą mnie niesamowicie.
Dorotko a jak córcia?
Ściskam!
Córcia trochę lepiej. Wygląda na to, że trudno się adoptuje w nowej szkole.
UsuńSzczegółowe badania w szpitalu niczego nie wykryły ( no i całe szczęście), ale ja zarejestrowałam do neurologa, bo niepokoją mnie te drobne omdlenia.
Gorąco pozdrawiam
Stres potrafi narozrabiać... Trzymam kciuki, za happy end, także w szkole :)
UsuńŚciskam!
Lubię takie wiankowe hafty. ten grzybkowy jest bardzo urodziwy :))). Grzyby w ogóle lubię i jeść i zbierać, niestety rzadko mam czas na wycieczki do lasu...
OdpowiedzUsuńJeść to ja też lubię, ale boję się czyli chciałabym a boję się ;))
UsuńPiękny jesienny wianek. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Cudo grzybki i te haftowane i te z natury.
OdpowiedzUsuńMoj, za grzybamo czesto chadza. I dobrze, bo oddycha troche swiezym powietrzem i wit. D. lapie:)
Kani nie jemy, bo sie za bardzo pomylki boimy.
A dywanik, gdzie??:)
Buziaki Malgosiu:)
Dywanik będzie, ale ostatnio tak jakoś pozbierać się nie mogę... Chodzić na grzyby to ja mogę, czemu nie ;) ale jeść mogę tylko te sprawdzone przez mykologa :))))
UsuńŚciskam! ***
Tapeta nie zając - nigdy nie wiadomo, czy w następnym sklepie nie trafisz na tą idealną! Gdyby nie przypadek - mogłabyś nie znaleźć tego dywanika! ;-)
OdpowiedzUsuńA z grzybami od razu tak ostro - że to sport ekstremalny, nowa wątroba i te sprawy! Jak mój dziadek :) Ale cieszę się, że moi sąsiedzi mają podobne podejście - dzięki temu ja mogę zajadać się pysznymi sowami, rosnącymi niedaleko domu ;-)
Haftowane grzybki - śliczne! Pozdrawiam
Na idealną tapetę nie trafiłam, ale takie jest życie... W przeszłości byłam świadkiem tragicznego zdarzenia z grzybami w roli głównej... mam uraz, ale innym zdrowia życzę i szczęścia ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Ten wianeczek jest prześliczny i kojarzy mi się z wczesną jesienią pełną jeszcze słońca!
OdpowiedzUsuńMam ciąg dalszy tych wianeczków, znaczy się lato, wiosnę i oczywiście zimę :))
Usuń