wtorek, 4 lutego 2014

Dentysta czyli migawki z poczekalni

      Tak jak myślałam pomimo moich nieśmiałych protestów, polegających na usilnym trzymaniu się framugi drzwi wyjściowych oraz klękaniu pod furtką, że o spojrzeniach typu "proszący spaniel" nie wspomnę, zostałam dostarczona pod gabinet 10 minut przed czasem. Jedyne wyjście z przychodni zostało obstawione aby nie wpadło mi czasem do głowy, by niepostrzeżenie się ewakuować. Pozostało mi jedynie czekać. Czekam, czekam...  moja "godzina" minęła a ja dalej czekam i czekam.

Po 20 minutach...

Do przychodni wpada dwóch ratowników medycznych. Każdy z nich to kawal chłopa, ruchy energiczne, wzrok pewny siebie. W poczekalni zapadła cisza. Rozmowy ucichły, nawet dziecko przestało płakać, zainteresowawszy się widocznie niespodziewaną ciszą. Wszyscy pacjenci zwrócili na nich wzrok a następnie na sąsiadów, bowiem nikt nie sprawiał wrażenia potrzebującego ich pomocy. Tylko recepcjonistki zajęte dyskusją na temat szkolnych wyczynów swych pociech, zbagatelizowały bytność jakby nie było dwóch bardzo rosłych panów w rzucających się w oczy pomarańczowych strojach. W obliczu tak jawnego lekceważenia, panowie na moment się zawiesili, by po chwili energicznie zażądać wyjaśnienia powodu ich wezwania. Zaczęło się - "A może to doktor A ... a może doktor B wzywał... Popłoch recepcjonistek rósł wraz ze zniecierpliwieniem ratowników i nie wiadomo jak by się to skończyło, gdyby nie odsiecz w postaci trzeciej pani w białym fartuchu, która jak się okazało była tą "wiedzącą". Chory pacjent został zabrany przez  sprawnie działających ratowników, którzy z widoczną ulgą oddalili się od recepcji, w której teraz panowała dyskusja na temat kto jest winien całemu zajściu.

Minął kolejny kwadrans. Pacjentka u dentysty jak siedziała tak siedzi a poziom mojego stresu wyraźnie wzrósł...

Do recepcji zgłasza się pacjent z receptą do poprawki. Otrzymuje drugą i udaje się na powrót do apteki.

Po dziesięciu minutach ówże pacjent zjawia się ponownie. Okazało się, że wpisano złe dawkowanie. Wyglądał wyraźnie na niezadowolonego. Ciekawe dlaczego?

20 minut potem moje zdenerwowanie zostaje pomału zastępowane przez wczesne stadium wścieklizny, które ponoć cechuje się stanem permanentnego niepokoju. Uciec nie mogę, bowiem drzwi wyjściowe są blokowane przez Ślubnego a do gabinetu wejść nie mogę, bowiem fotel na którym powinnam siedzieć już od ponad godziny, jest zajęty przez jakiegoś masochistę, który chyba wykupił karnet na pół dnia. Kręcę się nerwowo usilnie szukając sposobu wyjścia z tej patowej sytuacji.

W międzyczasie...

Lekarz snujący się od czasu do czasu po korytarzu na widok jednej z pacjentek, przyjaźnie do niej zagaduje...
- Pani znowu u nas?!
Na co pacjentka nie tracąc rezonu odpowiada.
- Lubię lekarzy! Przerzuciłam się na Was z księży, oni tacy niedostępni...

Minęło półtorej godziny od momentu,kiedy powinnam wejść do gabinetu. Stres uleciał w trakcie czekania bez końca... Za to pojawiło się ostatnie stadium wścieklizny. Toczę pianę z pyska...
 Moją uwagę przyciąga młoda matka z dziecięciem, która żąda konsultacji drugiego lekarza. Dziecię jak widać jest w świetnej formie, zagaduje pacjentów i wygląda kwitnąco. Konsylium według mamy owego dziecięcia ma potwierdzić, nieprzydatność syropku aplikowanego potomkowi przed tygodniem. Absurdalność tej sytuacji tak skutecznie mnie rozproszyła, że udało mi się w końcu doczekać chwili, w której otworzyły się przede mną drzwi gabinetu.
Wpadłam do środka jak burza i chociaż miałam wiele do powiedzenia na temat tak długiego oczekiwania, to w środku odczułam dziwną niechęć do otwierania paszczęki. Na resztę tego co się działo w gabinecie spuśćmy zasłonę milczenia. Wyrok na mojego zęba doczekał się odroczenia, bowiem dziś odbyło się łatanie tego co zostało w gębie. Rwanko za jakieś dwa tygodnie, odpowiednio wcześniej znów możecie się spodziewać nagłego i niespodziewanego ataku paniki, który nieuchronnie mnie czeka przed każdą wizytą.

Zosieńka po powrocie do domu, usilnie szukała sposobu, by ukoić swe nerwy, nadszarpnięte ostatnimi przeżyciami. Napić się gorącej herbatki nie mogła, uprzedzona w gabinecie o powstrzymaniu się od spożywania płynów jako też stałych pokarmów. Jej skołatana dusza oczekiwała szybkiego pocieszenia. Przechadzała się po pokojach, coraz bardziej niecierpliwie szukając sposobu na odreagowanie ostatnich przeżyć. Nagle wzrok jej padł na robótkowe gazetki, które skrzętnie od lat zbierała. Pomrukując pod nosem, przytachała na kanapę opasłe segregatory pełne skarbów i wygodnie się rozsiadła. Po chwili zaczęła się kręcić, bowiem odniosła wrażenie, że jeszcze jej czegoś do szczęścia brakuje. Pstryknęła pilotem w kierunku wieży. Z głośników rozległy się dźwięki muzyki Czajkowskiego. Zosieńka głęboko westchnęła i poczęła przewracać stronę po stronie...

Po oglądactwie przyszedł czas na czyny.

Czyny objawiły się takimi oto...

... dwoma jajeczkami - pisankami.

Wielkanoc jeszcze daleko, ale ...

... takich pisanek potrzeba dużo więcej, więc...

...najwyższy czas wziąć się do roboty :))))






41 komentarzy:

  1. Zosiu ale dzisiaj to się się uśmiałam do łez z tą twą opowieścią zuełnie jakbyś o mnie pisałą chyba większość takie reakcje posiada jakie ty tu opisujesz ale widzisz nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - pisanek zrobiłaś pięknych aż oczka mi zabłyszczały - oj już czekam na następne kolekcje buziaki ślę Marii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobały :)))) Nie ma obawy produkcja jajek - pisanek trwa. Niedługo następny pokaz :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  2. Oj to ciężkie przeżycia za Tobą. Ja jak bym miała czekać na wizytę to bym zwiała i ślubny w drzwiach nie dałby rady powstrzymac mej ucieczki. Jajeczka piękne poczyniłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślubny wie, że publicznie żadne afronty mu z mojej strony nie grożą. Kindersztuba wpojona w domu za młodych lat, nie pozwala na szarpaninę przy ludziach a Ślubny dobrowolnie nie przepuściłby mnie przez drzwi. Dlatego droga ucieczki była niedostępna... ;)
      Mówisz, że piękne jajeczka poczyniłam? Baardzo się z tego cieszę :)))))

      Usuń
  3. Miło czyta się Twoje ekscytujące historie :)
    A turkusowe pisanki śliczne :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekscytujące historie, że też muszą mi się przydarzać... wolałabym o tych pieskach, ptaszkach i innych zwierzynach skrobać, ale co zrobić jak mus to mus ;)
      Miło mi, że spodobały Ci się pisanki, będą jeszcze w innych kolorach.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  4. Ty cierpiałaś, a ja się śmiałam, zapominając o empatii. Pisanki bardzo fajne i może lepiej, że wcześniej je robisz, a nie tak, jak ja na ostatni moment :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że się śmiałaś! Śmiech to zdrowie ;)))
      Lata swoje mam i wiem z doświadczenia, że na ostatnią chwilę to tylko panika mi wychodzi ;))) Dlatego wolę wcześniej zabrać się za robotę.
      Pozdrówko!

      Usuń
  5. Cześć, wpadnę wieczorem i sobie tą Twoją opowieść z przyjemnością skonsumuję.wiesz strasznie nam się w pace nudzi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już Was dopadli?! Słowo się rzekło, kobyłka u płotu, gdzie paczki wysyłać? ;)))))

      Usuń
  6. opowieść "mrożąca krew w żyłach" :) fajowskie pisanki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy się horror udało mi się stworzyć ;))) Teraz to chyba kolej na melodramat albo jaki inny romans :))

      Usuń
  7. Czytanie Twojego posta zmusiło mnie do zadzwonienia do mojej dentystki!
    Ot, i mam dzięki Tobie kobieto, termin na 18 -stego lutego! ;) Co się odwlecze, to nie uciecze.
    Ja też mam zawsze stres przy zębach, nie lubię gabinetów stomatologicznych i tych wszystkich narzędzi tortur... Brrrrrrrrrrrr!!! Już mi skóra cierpnie na samą myśl.........

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na razie wesoła jestem jak ptaszek :) Przez tego dentystę to się jeszcze jakiejś choroby dwubiegunowej dorobię ;) Teraz promieniuje ze mnie szczęście a za dwa tygodnie będę na dnie rozpaczy...
      Dobrze, że się zarejestrowałaś, razem zawsze jakoś łatwiej ;)
      Buźka!

      Usuń
  8. Ja leczenia zębów nie boję w ogóle i z reguły, w poczekalni celowo odwracam uwagę osobom spanikowanym gadaniem o byle czym, ale rwania zęba boję się panicznie
    i bardzo Ci współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się kiedyś nie bałam... serio! Niestety przed laty jako dojrzała już osóbka trafiłam trzy razy z rzędu na na sadystów i niestety uraz pozostał...
      Z rwaniem zaczynam być na etapie, że wolałabym to mieć za sobą a nie przed sobą. Jak to mówią raz kozie śmierć i po wszystkim :)))))

      Usuń
  9. Najserdeczniejsze współczucia z... powodu długiego zasiedlania poczekalni:( Wściekłabym się po pierwszej półgodzinie. A po drugiej odsunęłabym męża i wróciła do domu.
    Śliczne "jajca".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ślubny nie miał się czego obawiać, wiedząc że nie robię publicznych scen (kindersztuba ;) a ja z kolei wiedziałam, że on nie ustąpi pola bez walki i tak oto mimo trudności w końcu znalazłam się na fotelu ;)))
      Będą jeszcze inne jajca :))))

      Usuń
  10. Ale się wysiedziałaś u tego dentysty.
    Ja z leczeniem zębów przerabiałam wszystkie możliwe formy;- leczenie standardowe (najmniej stresujące),- rwanie ( w tym trzykrotne usuwanie jednego zęba, gdyż ciągle pozostawały jakieś ułamki kostne i dziąsło nie chciało się goić) -i najgorsze (najbardziej bolesne) leczenie kanałowe. No dobra koniec straszenia dentystą.
    Opowiadanie o poczekalni wypisz, wymaluj;- zupełnie jak u nas.
    Jajeczka pisanki są bardzo ładne. Masz rację, że je dziergasz teraz na spokojnie,
    a nie jak ja w ostatniej chwili przed świętami.
    Ściskam Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to nie wiem jak to jest, takie wynalazki powstają, że człowieka z podziwu czasem zatyka a nie potrafią wynaleźć czy też odkryć lekarstwa na próchnicę?! Sama nie wiem co o tym myśleć... może nie chcą. W końcu branża stomatologiczno-protetyczna pewnie jest warta grube miliardy.
      U mnie dzierganie wchodzi w rachubę tylko na spokojnie. Definitywnie skończyłam z robieniem czegokolwiek na już a tym bardziej na wczoraj ;)))
      Ściskam !

      Usuń
  11. Az sie spocilam ze strachu, fobia nie daje zapomniec, i samo slowo den...a , zlena mnie dziala.
    Dzielna jestes!
    A jajca-niezle;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielna to ja jestem po wizycie i to kilkanaście kilometrów dalej... na miejscu niekoniecznie ;))) To dopiero początek jajców ;)))

      Usuń
    2. Za szybko klikłam a chciałam jeszcze napisać, że pewnie po jajcach przyjdzie czas na koszyczki a potem na kurczaczki i zajączki, no i żonkili zabraknąć nie może... Uff! Jaka długa lista wyszła :)))
      Ściskam mocno!

      Usuń
  12. Muszę przyznać, atmosfera poczekalni całkowicie mi się udzieliła.

    OdpowiedzUsuń
  13. No, a już myślałam, że w tych opasłych segregatorach szukałaś wzoru na bieżnik.;)
    A tam, dentysta zęba z głową nie wyrwie.;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nietypowy rozmiar i ciężko będzie coś znaleźć...
      A jak wyrwie to co? ;)

      Usuń
  14. Muszę przyznać, że całkowicie udzieliła mi się atmosfera poczekalni. Nie napiszę nic więcej, ponieważ poziom wściekłości rósł proporcjonalnie do kolejnych linijek tekstu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z latami nauczyłam się, że nawet w poczekalni życie może być piękne :)))) Jak się nie da czegoś zmienić to trzeba się z tym pogodzić. Pomysła na zmianę u mnie nie ma (w każdym razie akceptowanego przez obowiązujące u nas prawo) więc staram się akceptować życie takim jakie jest ;)))
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  15. nie ma co,ale z Ciebie szczęściara,nie każdy wchodzi do dentysty z obstawą.I jak na wściekliznę,to całkiem ładne pisabki Ci wyszły:-)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym wszystkim co mogła zrobić wściekła kura domowa?
      Nic tylko znieść szydełkowe pisanki ;)))))

      Usuń
    2. Kochana powinnaś książki pisać!!!! Opowieść niesamowita, a pisanki cudne :)

      Usuń
    3. Na razie znoszę szydełkowe jajka - pisanki ;))))))
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  16. BLOGERZY KOCHANI I BLOGERKI! POMÓŻMY FRANKOWI!!! Chłopiec choruje na nowotwór i bardzo, bardzo mocno potrzebuje naszej pomocy, pokażmy, jak duża siła tkwi w blogerach!! Więcej informacji na blogu

    OdpowiedzUsuń
  17. To się nazywa siła przetrwania , pozdrawiam Anulka

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzień dobry Zosiu! A ja tak trochę nie na temat. Poczytałam Twój profilowy opis i z radoscią zauwazyłam, ze ubisz wiele rzeczy, któa i ja bardzo lubię. Dotyczy to szczególnie mej ukochanej ksiazki - "Nocy i dni". Czytam ja średnio dwa razy do roku i wciaz znajduję w niej cos nowego, odkrywczego, wzruszajacego, budującego, bardzo prawdziwego.
    No i muzyka Michała Lorenca! Uwielbiam! Szczególnie z filmu "Bandyta" i "Trzysta mil do nieba".
    Popatrzyłam też trochę na Twoje robótki. Kunsztowne, gustowne, po prsotu piekne rzeczy tworzysz.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Noce i dnie" uwielbiam, zarówno książkę jak i ekranizację, którą uważam za bardzo udaną. Podobnie jak Ty często ją czytam i co ciekawe za każdym razem znajdując w niej coś nowego wiem, że to nie książka się zmienia tylko ja... Co do muzyki Lorenca dodałabym jeszcze motywy z filmu "Zabić Sekala".
      Po przeczytaniu pochwał pod adresem moich robótek spłoniłam się jak pensjonarka ;)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  19. Witaj :)
    Współczując ci przesiadywania w poczekalni jednocześnie ubawiłam się twoimi spostrzeżeniami. Bardzo ciekawie opisujesz otoczenie. Ubawiła mnie odpowiedź Pani starszej :))))
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było minęło :))) Mnie też rozbawił ten dialog, mina lekarza bezcenna ;)))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  20. Jak ja nie lubię poczekalni i wszelakiego czekania, należę do tych niecierpliwych i takie czekanie wyprowadza mnie z równowagi, choć Ty nie masz co narzekać, bo się dużo działo, gorzej , gdy jest nuuudno! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię czekać, z wiekiem jakby nawet coraz bardziej... ale czasem trzeba:)
      Pozdrawiam!

      Usuń