niedziela, 10 listopada 2013

Wspomnienia czyli blaski i cienie macierzyństwa cz. 2

    W drugą ciążę wkraczaliśmy z miną pewniaka. Co to dla nas, my doświadczeni rodzice... na początku faktycznie wyglądało na powtórkę z rozrywki. Apetyt wrócił wprost wilczy, zupkę jadałam z miski, bo talerzyk wydawał się zbyt mikry, pół chlebka na śniadanie a drugie pół na drugie. Życie zwolniło, dyżury  ze Ślubnym mieliśmy już wypracowane. W związku z tym, że środki na życie były niezbędne a pracę Ślubny miał zdecydowanie dzienną, mnie przypadły noce,  w dzień odsypiałam co w nocy czuwałam.  Do nocnych czuwań przywykłam, nawet jakoś dzienne światło zaczęło mi jakby przeszkadzać. Oczywiście sprawdziłam natychmiast czy posiadam nadal odbicie w lustrze i profilaktycznie zjadłam czosnek do kanapki, tłumacząc sobie, że nie ma to jak ruski antybiotyk zażyć profilaktycznie. Ale jak myślicie, że wszystko pięknie się toczyło, to się mylicie. Okazało się, że tak jak pierwsze dziecię zdecydowanie odmawiało opuszczenia kangurzej torby to drugie zdjęte ciekawością co też tam się dzieje na zewnątrz (jakby faktycznie coś się działo, były tylko zupki,dupki i kupki), wyraziło chęć wcześniejszego opuszczenia mego łona. Dużo za wcześnie... za dużo... ale korzystając z wcześniej zdobytego doświadczenia rodzicielskiego, zamiast się roztkliwiać nad berbeciem natychmiast je zdyscyplinowałam stanowczym - "Ani mi się waż ruszyć stamtąd!"  i udałam się do lekarza. Od tego momentu wszystko zaczęło mieć barwę różową, bowiem w całej masie przeróżnych specyfików farmaceutycznych, które otrzymałam,  były też uspokajające. Robione na zamówienie w aptece z recepty świetnego położnika, którego świeża sława zdążyła obiec już wojewódzkie miasto. Luuudzie, jak ja żałuję, że sobie tej recepty nie przepisałam gdzieś do notesika. Nieraz byłoby jak znalazł, Prozac niech się schowa. Zaczęłam od tego momentu prowadzić życie próżniacze, czytałam kolorowe magazyny dostarczane mi w ilościach bez mała hurtowych przez Ślubnego, spałam jak suseł, nic nie słysząc i nadal pochłaniając niesamowite ilości artykułów spożywczych. Dziecięciem Pierworodnym ktoś się w tym czasie zajmował na pewno, ale do mnie docierało wszystko jak przez mgłę. Groźny czas minął i zaczęłam zbliżać się do kształtu idealnego czyli modelowo kulistego.W związku z brakiem zagrożenia środki polepszające spojrzenie na świat zostały mi odebrane. Oczywiście wbrew mej woli, kto by sam zrezygnował z różowych okularów. I w tej sytuacji natychmiast doszłam do wniosku, że właściwie czas najwyższy na cudowne rozmnożenie. Ja może i do tego wniosku doszłam ale nie moja Latorośl, śmiertelnie na mnie obrażona, że nie pozwolono jej wyjść kiedy chciała, teraz odmówiła porzucenia swojego dotychczasowego miejsca pobytu. Zdziwieni lekarze (i po co było tyle lat się uczyć jak i tak się dziwią) kiwali głowami, zerkając na siebie ze zdumieniem. Chodziłam tak i chodziłam (teraz dla odmiany zalecono mi spacery), chodziłam i chodziłam... dawno doszłam na piechotę na Kopiec Kościuszki i z powrotem (coby sprawa była jasna w Krakowie nie mieszkałam) i nic. Tak jak za pierwszym razem udawałam się do lecznicy nader niechętnie i z oporami, tak teraz podążyłam do kliniki położniczej z radością i pieśnią na ustach oraz stanowczym żądaniem wywabienia ze mnie gościa, który się najwyraźniej zasiedział.Zażądałam stanowczo przyjęcia mnie w poczet pacjentów, grożąc w razie odmowy strajkiem okupacyjnym na schodach. Nęcenie trwało cztery dni, aż w końcu doczekałam się upragnionych tym razem skurczy. Przyszły kiedy miałam właśnie zasnąć...Noc była głęboka, żeby nie powiedzieć wczesny ranek( w końcu nawyk kładzenia się o świcie miałam już wyrobiony :)) kiedy najwyraźniej przyszedł czas... Położnej postanowiłam nie budzić. Mając na względzie tempo poprzedniego porodu, miałam maaasę czasu. O jakże się myliłam... Kiedy nieśmiało zapukałam do dyżurki, była "za minutę dwunasta", ledwo zdążyłyśmy dobiec wraz z położną na porodówkę i wierzcie mi biegłam szybciej niż ona. Może dlatego, że korytarz szpitalny wydał mi się miejscem zbyt mało kameralnym na wydawanie nowego życia na świat.
   Tak jak tym razem stan błogosławiony miałam usłany różami, z przewagą kolców, tak samopoczucie po porodzie miałam znakomite. Do domu wyszłam o własnych siłach, po ścianach się nie snułam i tylko jednego się w głębi duszy obawiałam... pierwszej nocy w domu. Po ostatnim karmieniu o jedenastej nawet kłaść się nie zamierzałam, ale znużona osunęłam się na fotelu i zasnęłam snem sprawiedliwego. Rano obudziłam się i usłyszałam....      no właśnie...   nic... cisza... lodowaty dreszcz przeszedł mi po plecach i zerwałam się na równe nogi, żeby zobaczyć... słodko przeciągającego się noworodka. Latorośl przesypiała do 3 tygodnia życia snem nieprzerwanym sześć bitych godzin w nocy a potem 8 do 9 a oprócz tego spała też w dzień. Normalnie Śpiąca Królewna całą gębą. W nocy wstawałam nadal ale do Pierworodnego dziecięcia.
 I to by było na tyle ze wspomnień wczesnego macierzyństwa. Mam nadzieje, że Was nie zanudziłam :)))
Pa do następnego posta ;)


Miało być o robótkach a wyszło wspomnieniowo. Haft jednak zgodny z tematem.
Jakby nie patrzeć - "Macierzyństwo"

Drugi hafcik do kompletu "W objęciach mamy"
Obie fotki w świetle dziennym.


Pokazuję teraz, bo w końcu będzie za późno.

Kukurydza truskawkowa.



Miała być ciemna, ale część jest biało- kremowa.



Na razie robi za ozdobnik, niedługo stanie się materiałem siewnym na następny rok :)

"Macierzyństwo" z lampą błyskową.

Czyż nie są urocze?

30 komentarzy:

  1. Nie zanudzasz. Z Twoim talentem pisarskim nawet instrukcja do snopowiązałki byłaby arcydziełem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest świetny pomysł, tylko skąd ja wezmę taką instrukcję!?

      Usuń
  2. Ciekawam , jakie sa teraz te Twoje pociechy:) Jedno cierpi na bezsennosc, a drugie przesypia snem sprawiedliwego cala noc.A moze im sie odwrocilo?

    Kukurydza truskawkowa???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi" - wbrew pozorom nie zmieniamy się ;)
      Kukurydza truskawkowa - jak byk na torebce z nasionami było napisane :) Nie wiem, może im o kształt chodziło, bo ona taka krótka i pękata jest...

      Usuń
  3. Urocze miśki wyhaftowałaś Zosiu. Z Twoich wspomnień i rozważań na temat macierzyństwa wynika, że "terminu wojny i porodu nikt nie przewidzi" i myślę, że pierwsze dziecko albo miało kolkę, albo bardzo szybko rosło i nie mogło się najeść standardowym jadłem dla noworodków. Obserwowałam taki przypadek w rodzinie, pomogły otręby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolka do szóstego roku życia?! Powiem w skrócie tak, po półtora roku uporczywego nawiedzania specjalistów przeróżnej maści, zrobieniu całego mnóstwa badań, jak się potem okazało niepotrzebnych, usłyszałam werdykt konsylium - zdarzają się takie dzieci ;))) w podtekście było - trzymaj się kobieto, w końcu to tylko kilkanaście lat ;) zleci jak z bicza trzasł.

      Usuń
  4. ...hehehehehe!
    To było dobre!!!
    Kochana , nie zanudzasz!
    Moje dzieciaki, to cała trójka wcześniaki.Porody wszystkie niespodziewane... Ba! Nigdy nawet torby z rzeczami do szpitala nie miałam spakowanej...
    Najstarsze dziecię zarządało wyjścia na zewnątrz, jak byłam na spacerze, drugie jak byłam ostro przeziębiona i z gorączką. Trzeciemu uwidziało się urodzić nad ranem, akurat w ten dzień, kiedy mój najdroższy miał spotkanie w sprawie nowej pracy.Jak kazałam mu się wieźć do szpitala, bo kurcze w niesamowitym tempie się nasilały, to protestował - że jakże to tak? Przecież On za dwie godziny ma ważne spotkanie, a mnie zachciało się akurat teraz rodzić i że zrobiłam mu to specjalnie...;)))
    Takiej kukurydzy jeszcze nie widziałam....Bardzo ciekawie wygląda. U mnie na blogu (na jednej z inspiracji sieciowych), jest świetna dekoracja z kolorowej kukurydzy.Chciałam taką sobie zrobić, ale kuzynka Ania nawaliła mi z dostawą kolb, także w przyszłym roku zapoluję na takie nasiona i zasieję sobie własną....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to wygląda na to, że Ty byłaś bardziej rozrywkowa ode mnie :)))
      Ja też jeszcze nie widziałam takiej kukurydzy i wiedziona ciekawością skusiłam się na ten wcale nie taki tani nabytek :)
      Tak to już jest w życiu, kto swoje kolby nosi ten nikogo nie prosi ;)))

      Usuń
  5. Z uwagą przeczytałam obydwie części o macierzyństwie. Mam podobne odczucia, zwłaszcza te z pobytu w szpitalu. W przypadku starszych latorośli, trzeba było prosto z pracy jechać na porodówkę. Pamiętam, jak mocno przestraszone koleżanki zamawiały taxi żeby było szybciej. Opatrzność nade mną czuwała i wszystko dobrze się skończyło. Chociaż pobytu w szpitalu nie wspominam zbyt dobrze. Dzieci przynosili tylko na chwilkę do karmienia. Człowiek był skazany na niekończący się, naprzemienny płacz dzieci z ich sali. Dobrze, że to trwało tylko 4 dni i do domu.
    Ze snem na szczęście żadne nie miało kłopotu, więc i ja się dobrze wysypiałam.
    Dopiero jak urodziłam najmłodszą latorośl, poznałam co to nieprzespane noce.
    Hafciki bardzo ładne nawiązujące do tematu
    Cieplutko pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .... a ja ostatnio przeczytałam, że jedna z najgorszych tortur to ciągłe wybudzanie ze snu, żeby nie pozwolić śpiącemu (a właściwie usiłującemu spać) zapaść w fazę marzeń sennych... kto tego nie przeszedł, nie zrozumie...

      Usuń
  6. Uwielbiam Cię!!!! Ty największy dramat opiszesz tak, że człowiek słuchając go pękać będzie ze śmiechu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam zaraz dramat, żywot codzienny młodej matki... a żebyś wiedziała jak mnie to wtedy na bieżąco rozśmieszało ;) normalnie pękałam ze śmiechu :))))))

      Usuń
  7. Dobre sobie! Czy mnie nie zanudziłaś? Absolutnie nie!:)))
    Najważniejsze to mieć do tego wszystkiego odpowiedni dystans.
    Ale krzyżyków! Piękne ,,Macierzyństwo".
    A kukurydza tylko i li ozdobna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy kukurydza li tylko ozdobna? Trudno wyczuć, na opakowaniu nijak żadnej informacji na ten temat znaleźć nie szło, a chętnych do spróbowania nie było, mimo nagród :) Sama się przed orkiestrę nie pchałam, co się będę narażać i to w czasach roślin modyfikowanych genetycznie ;) W związku z powyższym pozostała jej funkcja li tylko ozdobna :))))

      Usuń
  8. Pomysłowa kobieto , pozdrawiam anulka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te pomysły to nie ja tylko życie ma :))) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  9. Oj, są śliczne te hafciki i dekoraki. Jutro poczytam, dzisiaj tylko patrzę i idę spać zaraz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłych snów i proszę mi tu jutro z samego rana pańszczyznę odrobić, znaczy się chciałam powiedzieć oddać się porywającej lekturze :))))

      Usuń
  10. Misie polarne są bardzo urocze ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Misie też tak o sobie myślą ;)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne macierzyństwo nie tylko w w krzyżykach.Fajny wpis z dystansem do życia! Kukurydza bardzo dekoracyjna.Miłego tygodnia życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Macierzyństwo jakie jest każdy widzi ;) Pozdrawiam serdecznie i życzę tylko miłych nadchodzących dni!

      Usuń
  13. Tekst jak zawsze super - wart zatrzymania się i przeczytania :)
    A haft tematycznie dopasowałaś rewelacyjnie .
    Pozdrawiam Marta :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa :) cieszę się, że warto było się zatrzymać :)
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  14. naoglądałam się i naczytałam Twojego bloga i zostaję na dłużej. Podziwiam zazdrostki i firanki, pewnie dlatego, że sama ich nie umiem. Piękne tworzysz obrazy haftem krzyżykowym. Co do porodu, nie wiedziałam, że drugi poród jest szybszy (urodziłam w niecałe 2 godziny), za co moja Królewna nie chciała wcale spać,
    pozdrawiam
    lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest lekko jak się trafi taka "Nieśpiąca Królewna" ;) Ja też nie wiedziałam, że drugi jest szybszy, dopóki sama się o tym nie przekonałam :)
      Cieszę się bardzo, że spodobało Ci się u mnie i dziękuję za przemiłe słowa o mnie jakie napisałaś u siebie :))))
      Pozdrawiam gorąco i zapraszam, miło mi będzie gościć Cię u siebie jak najczęściej :))))

      Usuń
  15. śliczne hafty.....
    fajnie są takie wspomnienia. Ja póki co to jeszcze nie wspominam, bo właściwie to jestem na bieżąco....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi słyszeć pochwałę z Twoich ust :)))
      Czas leci szybciej niż nam się wydaje, ja jeszcze wczoraj byłam na bieżąco a dziś wspominam ...

      Usuń
  16. Śliczne te hafty, przesłodkie niedźwiadki.
    Moja dwójka narobiła mi dużo strachu i zmartwień tuż po porodzie, zawsze mi się marzył powrót w 2 dobie do domu, niestety tak nie było.. Jednak odwdzięczyły się przesypianymi nocami:) Ale jak pisałaś, nic się nie zmienia, pół życia prześpią..

    OdpowiedzUsuń
  17. Prawda, że coś w tym jest? Jesteśmy jacy jesteśmy :)) Nawet diament można tylko oszlifować ale nie zmienić całkowicie ;) Przespane noce są bezcenne :)))

    OdpowiedzUsuń