środa, 13 listopada 2013

Shih - tzu czyli miłość z przypadku

   Ja z natury jestem kociarą. Koty pojawiały się w moim życiu z wyboru i z przypadku, na stałe i gościnnie... i tak by było pewnie do końca moich dni, gdyby nie alergia. Pojawiła się jak kot, niespodziewanie i z zaskoczenia. Najpierw bagatelizowana, potem wypierana ze świadomości mojej, która się przeciw niej buntowała jak mogła. Miałam swoją alergie delikatnie mówiąc w głębokim poważaniu aż do momentu, kiedy dzięki niej o mało co nie przeniosłam się na łono Abrahama (czyt. do lepszego świata). Koty wprawdzie kochałam, ale pomimo wszelkich trudów dnia codziennego, chęci do przeniesienia się na tamten świat nijak w sobie odnaleźć nie mogłam. Tedy od tego momentu w domu moim miało nie być zwierzaków. Puuusto się zrobiło, choć trzeba przyznać, że zdecydowanie czyściej. Postanowiłam wmówić sobie, że tak jest lepiej. Niestety nawet  odin, dwa, czietyri Kaszpirowskiego nie pomogło. Przerzuciłam się na zbieranie misiów, mając nadzieję, że nowa pasja zdusi rozbuchaną chęć posiadania zwierzaków. Doszedłszy do liczby pięciuset misiów, zrozumiałam że jest duża szansa na to, że niedługo zacznę koczować na podwórzu z racji braku powierzchni mieszkalnej a i tak będzie mi czegoś brakować.
   Postanowiłam znaleźć zwierzę dla alergika. Po pierwsze, spojrzenie moje padło na łyse koty, ponoć hipoalergiczne. Prześladowało mnie jednakże przemożne uczucie , że wraz z sierścią zabrano im całą kocią dumę i zadzierzystość. Jakby nie patrzeć ewidentnie wyglądały gorzej niż ja po wyjściu ze szpitala.  Następne były gady i płazy. Nie mogłam wszakże wyplenić z siebie wrodzonego wstrętu, który chciałam czy nie, wstrząsał mną za każdym razem gdy choćby zerknęłam na nie, nie wspominając o bliższych kontaktach. Akwarium odpadło w przedbiegach, bo jakoś nie mogłam sobie wyobrazić siebie z welonkiem na kolanach, czochrającą go za płetwą. Ptaszyny wszelakie wydały mi się nader sympatyczne i już widziałam się z okazałą papugą na ramieniu, która w dodatku klnie jak szewc, kiedy okazało się, że moja alergia ptasząt nie akceptuje.
  Już, już chciałam się poddać ... kiedy padło pytanie, dlaczego nie pies? No właśnie, dlaczego nie. W końcu koleje losów ludzkich i psich związały się ze sobą już tak dawno, że moja alergia mogła psa nie wyniuchać. Przezornie podeszłam do tematu profesjonalnie i zasięgnęłam języka wszędzie gdzie tylko mogłam. Spisałam listę cech jakie powinien posiadać mój towarzysz i wierzcie mi wiele punktów się w niej wykluczało. I wtedy natknęłam się na wierszyk, który miał być charakterystyką psiaka - "Weź odrobinę lwa, kilka łyżeczek do herbaty króliczka, kilka gramów domowego kota, jedną część królewskiego błazna, odrobinę primabaleriny, szczyptę starego Chińczyka, nieco żebraka, łyżeczkę małpy, ciutkę małej foczki, dużą porcje misia-przytulanki, uzupełnij to wszystko pieskami z Chin i Tybetu." oto przepis na   -    s h i h   t z u.
   I tak oto splotowi przeróżnych zdarzeń i przypadków zawdzięczam moje wielkie szczęście. Od kilkunastu lat mieszkają ze mną shih tzu. Psy, które pokochałam wielką i na szczęście odwzajemnioną miłością.
Dlaczego akurat dziś o tym piszę? Ano dziś właśnie moja kochana sunia nosząca dumnie imię Alishan, w domu zwana Lisią, Alisią, Misią, Pysią i Bóg jeden wie jak jeszcze, obchodzi 9 urodziny. I tak okazuje się, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W końcu to alergii zawdzięczam tak wspaniałych towarzyszy :)))
Pamiętajcie kiedy jedne drzwi się przed nami zamykają to inne się otwierają - być może lepsze ;)))
Pa, do zobaczenia wkrótce :)))


Coby pozostać wiernej robótkom oto boston terier, też był brany pod uwagę :)

Lisiątko w wieku 8 tygodni.

Bardzo szybko zagnieździła się w koszyku, do którego samodzielnie znosiła zabawki.

To była miłość od pierwszego spojrzenia, no może drugiego ;)

Fuji jednak kości jej oddawała od samego początku, dumnie obserwując jej poczynania.

Tu widać jak jej matkowała.

Lisia kradnie pluszaka Fuji ;)

Fuji matkując nie zapominała o dyscyplinie :)

Nauka czystości odbyła się błyskawicznie.
Zobaczcie jak  pięknie prosi o spacerek :)))

Nauka żebrania w kuchni. Lisia okazała się bardzo pojętnym uczniem ;)

Zaanektowała poduszkę gwiazdkową i już nie oddała...

... ciągała ją za sobą...

... jednym słowem, przenośne legowisko :)

Teraźniejszość. Pies zmęczony po urodzinowych baletach...

... zasypia...

....snem sprawiedliwego.

Nie ma to jak kuper trzymać na kolankach u misia ;)

Tak jednak wygodniej :)


A tu poczęstunek od Lisi dla wszystkich co nas odwiedzają :))))

28 komentarzy:

  1. Świetne psiaki, super mieć zwierzaka, to bardzo wzbogaca życie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy częścią świata zwierząt i życie bez nich ... ci co mają, wiedzą o co chodzi, ci co nie mają niech spróbują, bo opisać tego się nie da ;)))

      Usuń
    2. Ci co nie mają..to nie tak łatwo ich namówić. Mam takich znajomych, ciągle im o tych moich kotach gadam, zachęcam, patrzą jakbym się z choinki urwała. Ale ja też wiele lat nie miałam zwierzaka..

      Usuń
    3. Sami nie wiedzą co tracą :)))

      Usuń
  2. Cudne psiaki, ale wiem, że pies to ogromny obowiązek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie obowiązek, nawet ogromny ale jaki przyjemny! Żebym ja w życiu tylko takie obowiązki miała ;))))

      Usuń
  3. Fajna puenta na koniec. Świetnie piszesz !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Puenta jak najbardziej życiowa, ciesze się, że Ci się podobało :))))

      Usuń
  4. Uwielbiam pieski tej rasy. Sama mam przesłodkiego Eddiego:))
    Dla dziewczyn, które pytaja gdzie zamówic prenumeratę podaje adres http://www.szydełkowanie-kolekcja.pl/prezenty.php

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie, masz więc mnie rozumiesz :) Te wyjątkowe stworzenia potrafią zawojować nasze serca :))) Ja nie wyobrażam sobie już życia bez tych małych łapek, które drepczą za mną wszędzie :)))
      Dzięki za link, ale chyba się nie zdecyduję, cena mnie trochę otrzeźwiła :) Cztery numery w miesiącu, za każdy 14,99 Prawie 60 zł na same gazetki co miesiąc to nie dla mojego budżetu :) No chyba, że ja coś źle zrozumiałam?
      Dzięki i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Nie ma to, jak żywe przytulanki, wygimnastykowane i dobrze wychowane. Na kanapie leżą spokojnie piękne serwetki i nikt ich nie tarmosi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygimnastykowana - jak najbardziej! Przysłowie, wyżej nerek nie skoczysz, w wypadku Lisi całkowicie się nie sprawdza. Skacze i to powyżej moich, odbijając się z miejsca :))) Mało, że serwetki są tabu, moje misie także. Doskonale wie, które są jej zabawki a które moje :))) Ma 9 lat a nie pamiętam żebym na nią podniosła głos, po prostu mówię do niej a ona natychmiast reaguje. Ślubny mówi, że spija każde słowo z moich ust ;))))
      Pozdrawiam gorąco bo coraz zimniej!

      Usuń
  6. Kocham zwierzaki! My ma Roksi to sznaucer miniatura też ja uwielbiamy:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kocham wszystkie stworzenia duże i małe, więc wyobraź sobie jak się czułam kiedy zostałam pozbawiona ich towarzystwa :( Na szczęście wszystko dobrze się skończyło :)))))) Pozdrowienia dla Roksi i buziaki dla Ciebie, a może odwrotnie ;)))))))

      Usuń
  7. Lyse koty, brrr.Moi znajomi maja devony, czyli te nie calkime lyse, ale tez nie potrafie sie do nich przekonac.
    A dla Lisi-zdrowka!! Piekna jest:)
    O drzwiach-zawsze pamietam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o które Ci chodzi ale też jakoś nie mogłam się do nich przekonać ;)
      To bardzo ważne żeby o nich (drzwiach) pamiętać nigdy nie wiadomo co nam życie przyniesie ;)))
      P.S. Lisia dziękuje za pozdrowienia i przesyła buziaczki!

      Usuń
  8. Szkoda, że nie mamy psa.... :(
    Mieszkając w Polsce , jeszcze u mojej mamy zawsze były zwierzaki w obejściu...
    Tutaj bym się nieco obawiała, bo do południa nikogo nie ma w mieszkaniu, a pies to przecież nie chomik, nie wystarczy mu tylko uprzątnąć klatkę i karmić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Pies w samotności cierpi, Moja psica jak jadę na zakupy to siedzi cały czas na parapecie i czeka... i jak by ją można było zostawiać tak codziennie na wiele godzin?
      Ale może kotek? ;))))

      Usuń
    2. Sąsiadka u góry ma dwa, czasami nawet do nas przypadkiem zabłądzą, ale raczej Ja za kotami nie jestem. Moje dzieciaki tam do niej chodzą, bo lubią kocury poczesać, bo to te z długą sierścią.Jednak na kotka bym się chyba nie zdecydowała. Ale kto wie, może mi się jeszcze odmieni...

      Usuń
    3. Słusznie uważasz, nigdy nie mów nigdy ;)))

      Usuń
  9. Ja mam dwa kory i tak sobie czasami myślę, że smutno by bez nich było,
    Twoje psiaki urocze :)
    Pozdrawiam Marta .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że pusto i to jeszcze jak! Psy, koty drepczące za nami, zaglądające nam w oczy, dopominające się o pieszczotę... nie ma nic i nikogo, kto mógłby ich zastąpić :)))
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  10. jak oglądam Twoje zdjęcia to naprawdę się gubię które to żywe maskotki.....hi hi hi
    śliczne psinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W realu jest łatwiej, jak liże po ręce to znaczy, że żywe ;))) a jak trzeba odkurzać albo prać to pluszowe ;))))

      Usuń
  11. Ale fajne kudłacze! Widać tę niezmąconą radość życia.:) Ja tylko mam cichą nadzieję, że nie spotka mnie to, co ciebie, bo nie wyobrażam sobie życia bez Tygrysa.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy zwierzętach można się nauczyć, że należy żyć chwilą. Cieszyć się tym co jest, nie myśląc o przeszłości ani o przyszłości. Wszak istniejemy tak naprawdę tylko w teraźniejszości ;)))
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. Karolina Wajda powiedziała kiedyś, że można żyć bez zwierząt, tylko po co? Ja sobie nie wyobrażam...

    OdpowiedzUsuń
  13. Puuusto i smutno bez nich by było...

    OdpowiedzUsuń