sobota, 11 stycznia 2014

Pasmanteria czyli siła przyzwyczajenia

  Nieodmiennie co miesiąc nadchodzi ten moment, kiedy zasoby finansowe ulegają wyczerpaniu, tudzież lodówka zaczyna zionąć pustką bez mała kosmiczną. Brak gotówki w miejscu gdzie nie ma  żadnych sklepów można znieść, ale pustoszejąca lodówka wywołuje niepokój u Ślubnego. Ślubny jest mężczyzną stuprocentowym i jako taki przykłada ogromną wagę do posiłków. Widmo głodowych racji żywnościowych skutecznie go mobilizuje, do zorganizowania wypadu do miasta. Wypad do miasta to brzmi niewinnie, ale mnie od razu wyobraźnia podsuwa obrazy sznurów samochodów, ludzi spieszących się nie wiadomo gdzie i wszechobecnego hałasu. W związku z tym, że wyobraźnię posiadam wybujałą nadmiernie, to i do wypadów do miasta czuję awersje niebywałą. Po dwóch dniach gróźb i próśb oraz sporządzeniu szczegółowej listy zakupów, zostałam dziś podstępem wywabiona  z domu i zanęcona do auta. Jak już wsiadłam, to drzwi się zamknęły i pomknęliśmy z zawrotną prędkością 70 km na godzinę, bowiem zwolennikiem szybkiej jazdy też nie jestem. W mieście było jak zwykle. Najpierw jazda w labiryncie gdzie nagrodą jest miejsce parkingowe, potem spotkanie z bankomatem, gdzie dowiedziałam się, że 500 nie da się podzielić przez 10 i mam wybrać inna kwotę. Ów komunikat wywołał we mnie taką konsternację, że przez dłuższą chwilę miałam wrażenie, że albo nie umiem czytać albo liczyć. Czytanie opanowałam w wieku lat pięciu, humanistką w szkole byłam dobrą, żeby nie powiedzieć bardzo dobrą, więc to nie to, odczytuję prawidłowo. Poszukałam wzrokiem u mego Ślubnego  poparcia moich umiejętności matematycznych i znalazłszy w nich potwierdzenie, że dobrze liczę i 500 da się podzielić przez dziesięć, poczułam się jeszcze bardziej oszołomiona. Koniec końców po kilkukrotnym wpisywaniu tej samej kwoty, kochany bankomacik doszedł do wniosku, że wyżej wymieniona suma, jednak da się podzielić przez dziesięć i łaskawie wypluł naszą gotówkę. Poczułam się dziwnie  zmęczona tym przekomarzaniem i  pragnęłam tylko odwalić pańszczyznę i wrócić jak najszybciej w pielesze domowe. Udaliśmy się spacerkiem w kierunku parkingu oddalonego o dobrych parę ulic dalej.  Po przejściu paru metrów, usłyszałam pytanie Ślubnego.
 - To teraz idziemy do pasmanterii?
 - Nie, wszystko mam, idziemy do auta- odpowiedziałam pragnąc dostać się jak najszybciej do domu.
Po paru krokach, pada kolejne pytanie.
 - Na pewno nic nie potrzebujesz z pasmanterii? - Ślubny nie odpuszczał.
 - Nie, na razie haftuję i wszystko co mi do szczęścia potrzebne posiadam w domu - odpowiedziałam akcentując wyrazy "domu" i "szczęścia" coby tą misterną aluzją, dać do zrozumienia, że w tej chwili szczytem mych marzeń jest szybki zakup artykułów niezbędnych do życia, potocznie zwanych spożywczymi a następnie wraz z nimi udanie się do naszego domostwa.
 Myli się ten co myśli, że to koniec rozmowy, po chwili nastąpił ciąg dalszy.
 - Ja cię proszę, idź do pasmanterii! - wyrzucił z siebie jednym tchem Ślubny.
 - ??????? - przedziwne pragnienie mej drugiej połówki spowodowało chwilowy zanik funkcji artykulacyjnych - Na Boga, dlaczego?! - wykrztusiłam w końcu z siebie.
 -Bo zawsze chodzisz a jak nie idziesz, to człowieka strach bierze, co się dzieje, źle się czujesz, czy co - wyrzucił z siebie jednym tchem.
 - W takim razie, zrobię to dla ciebie, chodźmy do pasmanterii - łaskawie dałam się namówić.
Tak mnie tym rozśmieszył, że pozostałą drogę do pasmanterii, odbyliśmy chichocząc i szczebiocąc jak dwa wróbelki, dając tym samym wiele do myślenia mijającym nas przechodniom. Z przybytku wyszłam z jednym kłębkiem kordonka, co wywołało komentarz.
 - Tylko jeden? Myślałem, że weźmiesz sobie więcej...
No i jak tu nie wierzyć przysłowiom, ludziska od dawna powiadali, że przyzwyczajenie to druga natura  człowieka.

 Po takim wstępie, reszta zakupów przebiegła śpiewająco. Oprócz produktów powszechnie zwanych spożywką, zakupiłam jeszcze foremkę do ciast w kształcie muszelek. Bez dalszego namawiania, dając się ponieść "wiosennej" aurze, nabyłam także dwa "zielone", które wyraźnie emanowały w moją stronę - weź mnie, weź mnie... to wzięłam. Ślubny rzuciwszy okiem na nowy nabytek, mruknął pod nosem - Czyżby naprawdę już nadchodziła wiosna?

Oto  kociaki zaczęte jeszcze  przed świętami.
Plastikowa kanwa, dobór nici fantazja ułańska  na podstawie fotki.

Nowy nabytek foremkowy - muszelki.

"Zielone", które zapragnęły zamieszkać wraz ze mną ;)



28 komentarzy:

  1. Oj ja też wczoraj poszalałam , miałam kupić sobie buty a kupiłam torebkę , niebieską ,,przechodziłam koło niej chyba ze trzy razy i też do mnie wołała ,weź mnie i nawet tak powiedziałam do pani sprzedającej , Krzywo się uśmiała ,,,Pasmanteria też była po drodze , parę mulinek i nici Maxi ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tu się oprzeć zakupowi, jak się słyszy takie błagalne wołanie ;))))

      Usuń
  2. Pozazdrościć ślubnego. Gdyby mój tak powiedział to ja bym uznała, że się rozchorował. Hihi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się szczerze, ja mam tak na co dzień :)))))

      Usuń
  3. Opowieść super, kocha Cię Twój mężowy. Hafty przesłodkie. Ja nie potrafię zaplanować jadłospisu na dłużej i robić zakupy raz na tydzień. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywały lata, kiedy musiałam zaplanować zakupy dla 4-osobowej rodziny na miesiąc czasu. Teraz kiedy jest nas tylko dwoje i jedziemy średnio 3 razy w miesiącu to betka :))))
      Co do Ślubnego, myślę, że masz rację :))))

      Usuń
  4. Te nasze połówki mają ze sobą dużo wspólnego. Mój mąż zmusza mnie do zakupów żywnościowych według swojego apetytu, wszystkie sklepowe w pas się nam kłaniają już przy wejściu. Kiedyś wpychał mi na siłę motki i druty do rąk, bo był przerażony stanem mojego zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jest dokładnie tak samo! Pięć minut bez robótki w rękach i już widzę jego spłoszony wzrok, w którym czai się panika ;) Prawda jednak jest taka, że nie "robótkuję" tylko wtedy, kiedy bardzo źle się czuję to i nie dziwota, że takie ma reakcje.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Faktycznie, kociaczki mają to do siebie, że są zawsze słodkie :)))

      Usuń
  6. Świetny mąż! Uważam, że wykazałaś się wielką mądrością, poddając się jego woli...;) Trzeba było jeszcze wykorzystać tę doniosłą chwilę i kupić coś więcej.;) Kociaki kocham, więc twoje podobają mi się szalenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uważam, że kobieta powinna być posłuszna swemu panu i władcy i jak mówi - idź do pasmanterii, to powinna pokornie wykonać polecenie :))) Budżet domowy rozliczam ja, więc wiem na ile mogę sobie pozwolić bez zbytniego uszczerbku...

      Usuń
  7. Ech Ci nasi Slubni.ciagle by z maczeta za mamutami biegali, byle pelna spizarnia byla;)
    Ladne te zielone:)
    Sciskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cywilizacje powstają i upadają, rozwój technologiczny galopuje a my jesteśmy tak naprawdę cały czas tacy sami...
      Uwielbiam zielone, choć nie zawsze z wzajemnością ;)))
      Ściskam mocno!

      Usuń
  8. Moja droga!
    Powiem Ci, że mój Najdroższy z Twoim Slubnym, mogliby sobie rączkę podać...
    Mój też podobnej budowy jak Twój ( podpatrzone w miejscu wiadomym .... hihi!;) )
    Jak lodówka pustoszeje, to od razu jest niepokój, ale gorzej jest jak pustoszeje szafka ze słodyczami! Wtedy atak paniki i okrzyk - nie mamy w domu nic do jedzenia!!!
    Znowu Tim to całkiem inna inszość. Z lodówki wypada, a pysk drze, że nie ma NIC do jedzenia... Bo Dziecię chodzi na siłownię i... liczy kalorie!
    Mówię Ci, bardziej dba o te swoje body, niż nie jedna baba.... ;)))
    Użciski! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, kto by pomyślał, że tacy podobni :)))) Przy pustoszeniu szafki ze słodyczami to napad paniki mamy oboje ;) Nie wiadomo kto jest bardziej przerażony. Ja oczywiście robię dobrą minę do złej gry i udaję, że nie ma problemu, ale kiedy przyjdzie noc i Ślubny już dawno słodko śpi, ja po cichutku ... robię zalecany przez Ciebie na trudne chwile ...
      kogel - mogiel ! ! ! :))))))
      Buźka leeeeci!

      Usuń
    2. Kogel-mogel jest dobry na wszystko!
      Właśnie wcinam! ;)

      Usuń
    3. Znaczy się ja też jem teraz kogel mogiel :))))
      Nie śpisz? O tej porze?

      Usuń
  9. Długo kazałaś się Ślubnemu namawiać. Jakby mój mnie tak namawiał to za pierwszym razem bym pobiegła, tylko spanie byłoby słychać (z powodu nadwagi znaczy).:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do domu chciałam bardzo, to mnie odrobinę zaćmiło ;)))

      Usuń
  10. Znaczy ,,sapanie" miało być.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Te twoje haftowane kociaczki są takie słodkie.
    Zupełnie jakbym o swoim małżonku czytała. Też lubi dobrze zjeść. Gdy zapasy z lodówki są na wyczerpaniu to najpierw zwraca mi delikatnie uwagę, mówiąc ,,otwieram lodówkę a tam światło,, , - a gdy to nie skutkuje rzuca ,,ja się już ubrałem ,... jeszcze nie gotowa--jedziemy na zakupy,,. Nie przepadam za zakupami zwłaszcza w sklepach mięsnych, mam nieodparte wrażenie, że coraz mniej towaru nadaje się do konsumpcji. Pasmanteria to co innego, sama przyjemność.
    Tyle, że do pasmanterii to raczej by mnie nie zabrał, stwierdzając ,, no ile tej włóczki można kupować,, Niestety muszę przyznać, że ma trochę racji.
    Serdecznie pozdrawiam Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale tylko trochę :))) Jedni poprawiają sobie humor jedzeniem inni włóczką.
      Tekst - "otwieram lodówkę a tam światło" - powalił mnie na kolana, dawno się tak nie uśmiałam :))))) Ja we wszystkich spożywczych mam wrażenie, że coraz mniej nadaje się do jedzenia, dlatego wolę chodzić do pasmanterii :))))
      Ściskam!

      Usuń
  12. Zosiu my to chyba mamy jednakowych panów zawsze jest panika bo nie ma co jeść - a gzdie są jakieś ciasteczka etc. chwilami to nawet staje się nudne - natomiast twoje hafciki są boskie a i zakupy to bardzo lubię robić zaraz jadę na giełdę może tam cos wypatrzę powiem szczerze że pierwszy raz po wielu wielu latach - śliczne zieleńce masz buziaki slę Marii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać Panowie bywają podobni do siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o gromadzenie zapasów :))))

      Usuń
  13. Oj widze Malgosiu, ze obie palamy podbna miloscia do zakupow. Ja uwielbiam spisywac liste i dawac ja mojemu Tomaszkowi. jemu zakupy zajmuja polowe mojego czasu i zawsze kupi to co potrzeba hihi . Co do Twoich zakupow to kupilas wspaniala foremke . Ja od jakiegos czasu napalam sie na robienie mydelek metoda domowa i owa foremka idealnie pasuje do wyrobu mydelek w ksztalcie muszli . Kurka wodna, a ja bede uzywac dzieciecej foremki, bo sobie akurat przypomnialam, ze moje wnusie maja takowa . Pozdrowienia gorace, bo u nas zimno, przed chwila sprawdzalam jest 16 na minusie. Buziole Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas nadal powyżej zera :( Foremkę zakupiłam w Kauflandzie z poświątecznej wyprzedaży. Ciastka w niej pieczone wyglądają bosko.
      Sama robisz mydełka? Toś mnie zaciekawiła!
      Buźka!

      Usuń