Była noc. Świat spowijała cisza.Zosieńka stawiała ostrożnie krok za krokiem. Jeszcze tylko parę kroków, jeszcze jedne drzwi i osiągnie swój cel. Miękkimi kocimi ruchami posuwała się naprzód. Nacisnęła klamkę i lekko popchnęła drzwi... otworzyły się ze skrzypnięciem, który zdał się jej jakimś hałasem okrutnym, który postawi cały dom na nogi. Zamarła w bezruchu, wstrzymując oddech... Po chwili nadal otaczała ją cisza, Skrzypnięcie przeszło bez echa. Nabrawszy odwagi, niczym pantera jakowaś ruszyła naprzód. Dotarła do kuchenki, gdzie wymacawszy po omacku czajnik, kurczowo uchwyciła jego trzymadło i wraz z nim dotarła do zlewu. Namacawszy pokrętło kranu, odkręciła je delikatnie. Podstawiła pod ciurkający strumyk wody czajnik. Napełniwszy go, włączyła gaz i umieściła rzeczony czajnik na palniku. Czujnie rozejrzała się wokół siebie. Zamknęła oczy i wsłuchała się w odgłosy domu. Uspokojona całkowitą ciszą, podjęła wędrówkę do szafki z herbatami. Udało się jej otworzyć drzwiczki, nie czyniąc zbędnego hałasu. Sięgnęła po swoją dawną ulubioną herbatę . Wyjęła małą torebeczkę i podsunęła ją pod nos. Zaciągnęła się boskim aromatem. Poczuła, jak zakręciło się jej w głowie. Poniuchała jeszcze raz i wrzuciła ją do stojącego na blacie kubeczka. Szum ulatniającej się pary z czajnikowego dzióbka, dał jej znać, że woda zawrzała. Już, już miała chwycić czajnik, kiedy przypomniała sobie, że nie zabezpieczyła ręki ochronną rękawicą. Cofnęła się i sięgnęła po nią. Zalewając herbatę, czuła upajający aromat, który unosił się wraz z parą, drażniąc jej nozdrza. Odstawiła czajnik na kuchenkę. Odruchowo chciała ustawić stoper by osiągnąć idealny napar, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że nie może robić hałasu. Przez moment można było ujrzeć w jej oczach panikę, ale zaraz opanowała się i postanowiła liczyć do 180... Liczyła 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... ale pamiętajmy, że Zosieńka, niczym sprzęt najnowszej generacji pracowała dwurdzeniowo czyli jedna część Zosieńki liczyła a druga rozmyślała nad tym co Zosieńka właśnie czyniła... a czyniła rzecz straszną. tak straszną, że musiała to uczynić w środku nocy, bo w świetle dnia nie odważyłaby się tak poczynać sobie. Całymi dniami wahała się, co zrobić. Podejmowała decyzję, by po chwili z niej zrezygnować. Miotana sprzecznymi uczuciami, nie mogła zaznać spokoju... 78, 79, 80... Wiśta wio, łatwo powiedzieć, ale kiedy była już o krok od realizacji swego zamysłu, cofała się przerażona tym co chciała uczynić i na powrót rozważała wszystkie za i przeciw... 123, 124, 125, 126, 127... sekundy płynęły nieubłaganie, zbliżając ją do tego co nieuchronne... 157, 158, 159... czuła jak rośnie jej gula w gardle, serce przyspieszyło swój rytm, miotając się w piersi niczym ptak w klatce, w brzuchu tłoczyły się tysiące motyli, próbując się uwolnić... 177, 178, 179, 180! Wyjęła herbatę z kubeczka i drżącą ręką sięgnęła po...
C U K I E R ! ! !
Pierwszy raz od ponad czterech miesięcy nabrała łyżeczką słodkich kryształków i sypnęła do kubeczka. Jedna łyżeczka, druga łyżeczka... a co! raz się żyje - trzecia łyżeczka. Wspomnienie słodkiego naparu oszołomiło ją. Czuła jak kręci jej się w głowie. Już za chwilę weźmie haust cudownie słodkiego napoju. Jej pamięć odtwarzała reminiscencję euforii, jaka zawsze towarzyszyła piciu słodkiej herbatki i teraz oto była o krok od tego... Delikatnie wymieszała cukier i poczekała by napój ochłonął. Po chwili dotknęła kubeczka. Napar osiągnął odpowiednią ciepłotę. Uśmiechając się do siebie wzięła potężny haust i ... W jej oczach odmalował się szok, dobrze, że zlew był blisko. Mogła bez problemu pozbyć się zawartości jamy gębowej, nie czyniąc wokół siebie spustoszenia. Nie dowierzając sama sobie, ostrożnie wzięła jeszcze jeden łyk, tym razem przezornie stając nad zlewem... Wypluła i przepłukała usta wodą. Czar prysł. Bez żalu wylała resztę i jeszcze raz nastawiła wodę na herbatę. Czekając aż się zagotuje zastanawiała się jak to jest, że w jej wspomnieniach słodka herbatka jawiła się jako boski napój? Musiała przyznać się, że tęskniła za nią a tu takie rozczarowanie... Kiedy ponownie zalewała wrzątkiem herbatę, w głowie tłoczyły się natrętne myśli. Ile czasu w życiu zmarnowała tęskniąc za przeszłością? Ileż to wyidealizowanych wspomnień zatruwało jej teraźniejszość? Zosieńka pomału nabierała pewności, że miejsce wspomnień jest w przeszłości. Snucie wspomnień przy kominku jest urocze, ale - "To se ne vrati pane Hawranek"
Oto wiosenny wianek, który powstał w komplecie do jesiennego :)
Cudny wianek, tak jak i jesienny! A co do słodzonej herbaty czy kawy, nie rozumiem, jak w ogóle można to przełknąć? Nigdy nie słodziłam i wyczuwam nawet kilka kryształków cukru w napoju - nie potrafię i już, jest to dla mnie obrzydliwe... Jedynie herbatka ze słodkim sokiem malinowym jest mniam mniam :)))
OdpowiedzUsuńJa słodziłam całe życie, a trochę już czasu chodzę po tym świecie ;)) Ja w ogóle taka raczej słodkolubna... :)
UsuńJa lata całe piję bez cukru, tak herbatę jak też i kawę... To ostatnie z cukrem, byłoby dla mnie zbesczeszczeniem tego trunku. Herbatkę czasami posłodzę, zdarza się, ale to naprawdę minimalnie - miodem, albo brązowym cukrem.
OdpowiedzUsuńA co Cię tak wzięło, żeby odrzucić wspomnienia? Kochana, wyczuwam w tym momencie, że siadłaś kompletnie na czterech literach....... :(
Kawy nie pijam wcale. Moja mam była kawoszką w pełni tego słowa i podobnie jak Ty twierdziła, że słodzenie kawy powinno być zabronione ;)
UsuńWspomnienia idealizujemy, wygładzamy na nich nawet najmniejsze zmarszczki i od tego już tylko krok by zacząć żyć przeszłością... a to bardzo niebezpieczne jest... Czy ja siadłam na czterech literach? Sama nie wiem, ale jakieś problemy egzystencjonalne mną targają, to fakt.
Ściskam!
Zosieńce zdrówka życzę i pogody ducha a do tego cukier nie potrzebny!!!:):): A wręcz ponoć szkodliwy....a najważniejsze wszak by zdrową być!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wszystko co nadto, człeku szkodzi... już Morsztyn tak pisał i nic od jego czasów się nie zmieniło :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
ale jak dojśc do tego co jest już nadto???:):):)
UsuńRzeczywiście, przewaznie tak to jest, że smak czegoś za czym tęskniliśmy nie umywa sie do jego wyobrażenia. I dotyczy to także innych rzeczy, rzecz jasna, poza jedzeniem i piciem. Często bywa tak z ludźmi...Bywa, że człowiek wybiela kogoś we wspomnieniach, upieksza a w ponownym, bezpośrednim zetknieciu nie potrafi odnaleźć niczego z dawnego uroku. I z miejscami dawniej lubianymi tak bywa, niestety...I my zmieniamy sie całę zycie. To, co kiedyś nam się podobało, nagle przestaje nam odpowiadać. Cukier w herbacie, kolor tapet, zapach mydła, zachowanie sąsiadki...I nasza osoba też jest róznie odbierana. To widać nawet na blogu. Ktoś pojawia się, pisze duzo, ekscytuje nawet a potem czymś sie zraża i znika nagle...Wszystkim sie nie dogodzi. Nie kazdemu przecież odpowiada i musi odpowiadać cukier w herbacie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie ciepło, mądra dziewczyno i dobrego dnia życzę!:-))***
Oleńko, ja myślę (czasem mi się zdarza taki sport ekstremalny jak myślenie), że każdy nowy blog to jak zakochanie się, najpierw jest ekscytacja, która po jakimś czasie przechodzi... i wtedy jest czas na przyjaźń. W wypadku blogów, czasem jest to przyjaźń jawna i dwustronna a czasem platoniczna i w ukryciu.
UsuńFakt jest faktem, że przeszłość albo idealizujemy albo demonizujemy... obiektywni nigdy nie jesteśmy... ;)
Ściskam Cię Oleńko i buziaki zasyłam! :)))***
Uwielbiam Twoje teksty i tak już się przyzwyczaiłam, ze czytam je dwukrotnie. Niesamowicie lekko, z wielką swobodą piszesz i oddajesz nastrój i emocje. Pisz jak najwięcej, ja będę zawsze. Wianek sliczny A teraz czytam po raz drugi, tylko kawusię zrobię szybciutko.
OdpowiedzUsuńNawet nie wyobrażasz sobie jaką radość sprawiły mi Twoje słowa! Prawda jest taka, że nie piszę dla siebie (wtedy czyniłabym to do szuflady przysłowiowej) lecz dla czytelników, którzy tu zaglądają :)
UsuńŚciskam Cię mocno i miłej lektury życzę ;)
Aby po herbacie nie bolał mnie żołądek, daję odrobinę cukru, ale tylko odrobinę, bo nie znoszę słodkiej. Uwielbiam też herbatę o smaku toffi:),a nie przepadam za owocowymi.
OdpowiedzUsuńKawy w ogóle nie słodzę. "Znieczulam" ją odrobiną mleka.
Piękny wianek. Czyżby przeszły Ci już serducha?
Za owocowymi też nie przepadam, choć pijam je czasami. Herbatę uwielbiam a teraz odkrywam ją na nowo bez cukru ;) Kawy nie pijam, nie przypadła mi do serca i tak już zostało...
UsuńSerca mi nie przeszły, tylko nie mam kanwy beżowej. Co miesiąc obiecuję sobie, że teraz to już kupię... coś wypada i zakup przesuwam na następny miesiąc... ech! A tu święta się zbliżają...
Każdy pomysł na wianek jest dobry, Twój jest świetny:)
OdpowiedzUsuńCoś w tych wiankach jest, to fakt :))) Dzięki za pochwałę :)
UsuńKiedy zaczynałam czytać byłam pewna że to horror będzie...a to komedia:))) uśmiałam sie..
OdpowiedzUsuńZ pełną gębą napoju, który okazał się czym innym niż pamiętałam wcale mi do śmiechu nie było! ;)
UsuńTo prawda, że we wspomnieniach często coś jawi nam się jako zagubiona Arkadia, a tak naprawdę nie ma czego żałować. A w przypadku herbatki to było do przewidzenia, bo smak się zmienia!:)) Miałam to samo.
OdpowiedzUsuńAch, jeszcze się muszę zachwycić wiankiem. Zachwycam się!:))
UsuńJak Ty się pięknie zachwycasz! To po pierwsze... A po drugie, faktycznie przeszłości nie ma co żałować, trzeba żyć teraźniejszością, jak by ona nie była...
UsuńCudnie Ciebie czytać, co robię z ogromną przyjemnością! a co do smaków z przeszłości nijak się nie mają do obecnych, bo zmieniamy się i my i nasze wyobrażenie o nich.Pozdrawiam serdecznie, a wianuszek zachwycający :)
OdpowiedzUsuńAno właśnie, zmieniamy się całe życie, więc nie warto tęsknić za przeszłością... Na przyszłość też życia lepiej nie odkładać... więc żyjmy teraźniejszością, dniem dzisiejszym - carpe diem!
UsuńPozdrawiam gorąco!
Co za mrożąca krew w żyłach historia, ale prawdziwa.Wspomnieniami należy się cieszyć, pielęgnować je, ale nie warto do nich wracać, przynajmniej czasami.
OdpowiedzUsuńWiosennie się zrobiło dzięki pięknemu wiankowi:)
pozdrawiam
lena
Wianek wiosenny i na dworze zrobiło się ciepło! Czyżbym umiała zaklinać pogodę? ;)
UsuńWspomnienia są jak bajka, jest w nich tylko ziarno prawdy...
Pozdrawiam gorąco!
A już myślałam, że zamiast posłodzić to posoliłaś herbatę :) He he. Fajna opowieść. Serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie posoliłam, ale efekt był podobny ;))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Piękny wianuszek! Ja kiedyś słodziłam dwie łyżeczki ale po zakładzie z kuzynką przez 2 tygodnie nie tknełam cukru,a potem efekt był podobny. Od lat nie słodzę ani kawy ani cukru.efekt uboczny -nigdy nie wiem kiedy kończy się cukier w domu i wszystkie napoje kolorowe są dla mnie wstrętnie słodkie.
OdpowiedzUsuńNapoi kolorowych na szczęście nie piłam nigdy, ale herbatę słodziłam w ilościach hurtowych ;) Wydawało mi się, że nie odstawię cukru nigdy, a tu niespodzianka :)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Mąż kiedyś słodził, dużo słodził... Oduczyłam jakoś...
OdpowiedzUsuńDzisiaj robiłam herbatę i uwaga! wymieszałam mu łyżeczką do której były przyczepione no może trzy kryształki cukru, wcześniej słodziłam synowi o tak z rozpędu...
Wiecie, że nie wypił tej herbaty!
Ja jestem dziwak bo do jedzenia jako popitka musi być posłodzona, jak piję dla przyjemności to nie słodzę, kawy nigdy nie słodzę i nawet nie wypiję słodkiej jakby się jakoś cukier w niej zawieruszył.
Pozdrawiam słonecznie Ania
http://zkolowrotkiemwsrodzwierzat.blog.pl/
Ja jeszcze kilka lat temu nawet obiadek popijałam słodzoną herbatką ;) ale potem przerzuciłam się na wodę i tak już zostało. Wygląda na to, że pisane mi same skrajności albo bardzo słodkie albo bez cukru. Dobrze, że mnie chociaż od ciast nie odrzuciło ;)
UsuńPozdrawiam gorąco Aneczko!
Może i ja powinnam się na wodę przerzucić??? Pewnie by parę kilo ubyło...
UsuńSłodyczy nie lubię, musi być coś naprawdę dobrego abym się skusiła :)
Pozdrawiam Ania
http://zkolowrotkiemwsrodzwierzat.blog.pl/
Śliczny ten wianek do kompletu wyhaftowałaś.
OdpowiedzUsuńSama kiedyś nie żałowałam sobie cukru. To były zawsze dwie czubate łyżeczki na szklankę herbaty (piszę herbaty gdyż kawy nie pijam).
Do czasu, kiedy to ciocia zaprosiła mnie do siebie na kilka dni i poczęstowała pyszną aromatyczną herbatą. Zaproponowała abyśmy wypiły ją bez cukru.
Nie marudziłam, chociaż początkowo w ogóle mi nie smakowała. Ale po kilku dniach stopniowo przywykłam. I tak już mi zostało, odzwyczaiłam się i od 20 lat nie słodzę.
Teraz miała bym problem z wypiciem słodkiej. Oj, żebym to jeszcze umiała się od słodyczy uwolnić, byłoby świetnie a przede wszystkim zdrowiej.
Cieplutko pozdrawiam Dorota
Jeszcze zima i lato będzie :) znaczy się o wiankach piszę.
UsuńKawy też tak jak Ty nie pijam a od słodyczy całkiem odzwyczaić się to chyba niemożliwe. Ja wprawdzie odstawiłam batony, cukierki i tym podobne kupne słodycze ale ciasta nadal piekę i zjadam z wielką przyjemnością ;) Tyle, że rzadziej to czynię niż kiedyś i w mniejszych ilościach.
Pozdrawiam gorąco!
Nie słodzę herbaty, kawy, ziółek, ale ciacho do nich chętnie zjem;) Od soli też się bardzo odzwyczaiłam I podobnie do Twojego zawodu, miałam kiedyś z czipsami. Są dla mnie teraz po prostu za słone.... W większości jeszenie na wynos też nie jest dla mnie zjadliwe. Cieszę się, bo i męża udało mi się do małosolnego przekonać. Żeby tak jeszcze z cukrem się udało...
OdpowiedzUsuńPrzpiękny jesienny wianuszek wymalowałaś na kanwie!
Dobrego tygodnia życzę!
Najlepsze okazuje się to co człowiek sam upichci... tyle, że czasem się człowiekowi nie chce i wtedy ma zysk, bo jak nie zje to schudnie ;))
UsuńPozdrowienia zasyłam!
Zosiu! przeca cukier krzepi! :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Myślisz, że niemoc umysłowa bierze się z braku słodkości? ;))
UsuńMoże jednak coś przekąszę słodkiego ;)
Nie słodzę już tyle czasu, że tak naprawdę nie pamiętam czy kiedykolwiek słodziłem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak to już jest, że w pewnym wieku trzeba z pewnych przyjemności zrezygnować, jedni rezygnują z cukru inni z czego innego...
UsuńPozdrawiam ;)
No cudnie Zosiu - ależ znowu się uśmiałam - uwielbiam to Twoje pisanie ))) pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńSzalenie miło mi twe słowa czytać:))
UsuńPozdrawiam!