Nie wiadomo dlaczego, ale ta serwetka kojarzy się Zosieńce z płytą winylową, wszystkim kojarzy się z wiatraczkiem a Zosieńce uparcie z jednym... :)))
niedziela, 16 listopada 2014
Muzyka czyli czasami człowiek musi inaczej się udusi
Na dworze szaro, buro i ponuro - stwierdziła Zosieńka spoglądając przez okno - przeciągnęła się raz i drugi i leniwie poczłapała do łazienki. Tam zerknęła w zwierciadełko, utwierdzając się w słuszności zmiany nawyków jedzeniowych. Popodziwiała swą smukłą sylwetkę z profilu i en face i zadowolona z efektu, chwyciła w dłoń czochrę zwaną potocznie grzebieniem. Po chwili jednak zarzuciła tę czynność, podśpiewując na cały głos - "nieee bęędę sooobie włooosów treefiła, jeeeno włooos zwiążęęę spląąątanyyyy..." Wprawdzie, żaden Filon na Zosieńkę nie czekał pod umówionym jaworem, ale każdy pretekst był dobry by sobie pośpiewać. Miłość do muzyki i popisów wokalnych Zosieńka miała wrodzoną. Śpiewała wszystko od arii operetkowych począwszy, przez co lepsze kawałki z musicali do muzyki popularnej włącznie i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że Zosieńka nie została obdarzona głosem nadającym się do tego rodzaju wyczynów wokalnych. Otóż fałszowała wprost upiornie i wierzcie mi nie były to jakieś ledwo widoczne załamania głosu w górnym "c", lecz można by rzec, że było to fałszowanie w pełnej skali. Jako maleńkie pacholę, nie zdawała sobie z tego sprawy i pogrążona po uszy w nieświadomości efektu jaki czyni na słuchaczach, dawała pełne recitale po wszystkich piaskownicach. Jako dziecię inteligentne, nie raz i nie dwa dociekała przyczyny dziwnego pustoszenia placów zabaw po takich występach, ale w końcu zawsze dochodziła do wniosku, że przyczyną pośpiesznego opuszczania okolicy jej występów, jest zapewne zazdrość. I tak Zosieńka pewnie przeszła by przez życie w słodkiej nieświadomości, gdyby nie obowiązek edukacyjny. Tam na lekcjach muzyki nauczyciel zawodowo zajmujący, się nauką brzdąkania, usłyszawszy Zosieńkę... po chwilowej konsternacji by nie powiedzieć szoku, wziął na siebie odważnie ciężar, uświadomienia jej, że kariera wokalna pozostanie poza jej zasięgiem. Do Zosieńki dotarło, że nie tylko kariera indywidualna jest nie dla niej ale nawet występy w chórze pozostaną na zawsze w sferze marzeń. Oczywiście mogłaby w chórze robić za statystę, prezentowała się wszak nieskazitelnie, ale Zosieńka kochając muzykę całym sercem, w czasie występów dawała się ponieść emocjom z nią związanym i zaczynała śpiewać... a głos miała donośny na tyle, by zawsze wybić się bez problemu ponad cały chór. Tak też do końca podstawówki otrzymała wilczy bilet, zakazujący jej nawet zbliżania się, w pobliże koncertującego chóru. Jednak miłość do śpiewania choć nieodwzajemniona, nadal gorała w zosieńkowej duszy. W liceum Pani Profesor zajmująca się edukacją muzyczną przyszłej klasy inteligenckiej, po usłyszeniu paru fraz w wykonaniu Zosieńki, czule pogładziła jej blond loki i... surowo zakazała jej wstępu na zajęcia chóru. Na lekcje muzyki Zosieńka uczęszczała, ale tylko dlatego, że prawo zabraniało usunięcia jej z tych kompletów. Pani Profesor od muzyki zapewne spędziła wiele bezsennych nocy, marząc o lekcjach śpiewu bez Zosieńki, ale prawo było bezwzględne i Zosieńka do końca liceum bez przeszkód udzielała się wokalnie na lekcjach. Lata płynęły i świat się zmieniał, ale miłość Zosieńki pozostała niewzruszona. Należałoby też wspomnieć, że Zosieńka dojrzawszy, odrobinę zmądrzała i nie narażała już przypadkowych osób na szok związany z jej niebywałym talentem. Śpiewała najczęściej w domu i w aucie. Wprawdzie w aucie zawsze towarzyszył jej Ślubny(jako kierowca), ale jako zakochany nadal w niej po uszy (mimo upływających lat), nadawał się idealnie jako ilustracja przysłowia, że miłość jest ślepa. My możemy dodać, że także głucha... Zosieńka jest cierpliwa i pilnie obserwując kierunek w jakim zmierza muzyka potocznie zwana rozrywkową ma nadzieję, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Elektronika i komputeryzacja idzie wciąż do góry a poziom wokalistek ciągle w dół... kto wie co przyniesie czas... ;)
Nie wiadomo dlaczego, ale ta serwetka kojarzy się Zosieńce z płytą winylową, wszystkim kojarzy się z wiatraczkiem a Zosieńce uparcie z jednym... :)))
Nie wiadomo dlaczego, ale ta serwetka kojarzy się Zosieńce z płytą winylową, wszystkim kojarzy się z wiatraczkiem a Zosieńce uparcie z jednym... :)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nieważne jak śpiewamy, grunt, że to uwielbiamy! A komu sie nie podoba niech uszy zatyka albo spiewa głośniej! Zosieńko, czym byłoby zycie bez muzyki i pospiewania swobodnego? To samo z tańcem! Pewnie żadne z nas baletnice, ale czasem chce sie tak powirować szaleńczo i poskakać (nawet nie w ramionach męskich, ale ot tak - samoposas!), podspiewujac sobie do wtóru. Niech to życie ma smak! Niech ma blask! Niech się nam gębunie usmiechają i niech oczy błyszczą. Jak jakimś zwariowanym, niepokornym czarownicom. A w ogóle to - "Użyjmy dzis zywota, wszak zyjem tylko raz"
OdpowiedzUsuńUchichrałam sie czytając Twego posta Zosieńko! Uwielbiam Twoje lekkie pisanie. Ono jest jak szampan!:-))***♥
No właśnie nie pośpiewać, nie poskakać.. to co robić? Jak człowieka rozpiera energia i... po prostu musi, bo się udusi ;)) Gdzieś tam w świecie, ludzie śpiewają karaoke, choć wcale talentu do tego nie mają, wystarczy im, że dobrze się bawią... Warto jednak używać tego żywota, bo taki krótki jest... i mija nam nie wiadomo kiedy...
UsuńOleńko, ja chyba padnę - jak się robi takie serduszko?! :)) ***
Też się niedawno nauczyłam od koleżanki z bloga jak robi się serduszko! No to przekazuję tę tajemną wiedzę dalej!:-)
UsuńWciska się jednoczesnie lewy ALT razem z trójką z klawiatury numerycznej (tą, która ma na sobie jeszcze PG DN) I oto tadam Zosieńko kochana!♥♥♥Mała rzecz, a cieszy!
Całusy o świtaniu zasyłam i zyczenia zdrowia, usmiechu i ciepełka!:-))***
♥♥♥♥♥ :))))
UsuńKochana to co Ty masz ze śpiewem, to Ja mam chyba z tańcem... Jestem i byłam zbyt sztywna, dlatego dyskoteki omijałam zawsze z daleka, ale...
OdpowiedzUsuń...jak nikt nie widzi, zamykam się w sypialni, biorę słuchawki i moje MP3 i zamieniam się w najlepszą na świecie tancerkę (już nie powiem, że i wokalistkę!) hihi! ;)
Hihihihi! Tanecznie jestem podobnie uzdolniona jak wokalnie ;)) Dyskoteka to pryszcz, bo tam indywidualnie można było... ale w parze to kaplica. Nie dość, że sztywna to jeszcze zawsze chcę prowadzić, a nie umiem ;))) Jednak podobnie jak Ty kameralne występy dla mojej Psicy robię regularnie ;)) A to się biedny pies w życiu swym napatrzył i nasłuchał... ;))
UsuńJestem podobnie "uzdolniona" muzycznie. Jednak mój los szkolny był inny. W LO obowiązkowo wcielano dziewczęta do chóru. Nie chciałam chodzić na te zajęcia. Prosiłam wychowawcę, dyrektora, nie wyrazili zgody, bym nie uczęszczała. Poszłam więc na dwie próby chóru - dałam z siebie wszystko, śpiewałam z pełnym zaangażowaniem. Na drugiej próbie prowadzący chór był już znużony: zaczynał utwór kilkanaście razy i ja mu to psułam. W końcu poprosił mnie, bym jednak na próby nie przychodziła i zgodził się, że do chóru nie należę. Ko końca LO miałam spokój. Raczej nie śpiewam, chyba że przy ognisku...
OdpowiedzUsuńNo proszę, a ja myślałam, że tylko ja śpiewam "inaczej" ;)) a tu się okazuje, że więcej nas jest :) Trzeba przyznać, że metodę przyjęłaś nader skuteczną ;)
UsuńUwielbiam śpiewać, głośno i namiętnie. A że śpiewam podobnie do Ciebie, to najczęściej śpiewam przy odkurzaniu. Bo, wiesz, odkurzacz zagłusza moje wycie, typu "ułani, ułani, malowane dzieci...", "przybyli ułani pod okienko, przybyli ułani pod okienko..." lub "my pierwsza brygada...". Nie śmiej się, ale tylko takie pieśni zostają mi w głowie. Dobrze, że nikt tego nie słyszy :)))) A serwetkowa płyta winylowa jest super, to co? Teraz na warsztacie gramofon ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dorota
Ja też mam podobny repertuar, dodałabym jeszcze "rozkwitają paki białych róż", "nie szumcie wierzby nam" i "o mój rozmarynie" Mam nawet skompletowana taką płytę, coby mieć wrażenie, że chór za mną stoi ;)) Wtórujący odkurzacz też mi jest nieobcy... :)
UsuńHihihi, gramofon, tom się uśmiała... ale jakbyś gdzieś zobaczyła jakiś schemacik to jestem chętna :))
Pozdrawiam gorąco!
Ale, jak wiadomo"spiewac kazdy moze, troche lepiej lub troche gorzej".
OdpowiedzUsuńSpiewaj, co Ci tam w duszy gra:))
Mnie akurat Pan Bog kiedys srogo ukarze, za ten talent, co mi dal, a ja zakopalam go w ziemii.Licze sie z tym , niestety;)
Piekna jest ta serweta, sloneczna:)
Kasieńko! Boże drogi Ty śpiewająca jesteś?! Toż przecie nigdy nie jest za późno... próbuj, jakiegoś chóru poszukaj, jak się ma głos, to szkoda go ukrywać!
UsuńBuźka!
Szok szokiem, ale jakie wrażenie robi osóbka utalentowana "inaczej" na słuchaczach. Niezatarte...Sama nigdy nie zapomnę pewnego sympatycznego księdza który przyszedłszy na parafię publicznie wykonał psalm. Nigdy więcej tego nie zrobił i zarzekał się że dla dobra wiernych nie zrobi.Również należę do gatunku wyjców i oszczędzam uszy innych;) A serwetka bardzo miła dla oka i mnie akurat kojarzy się z- piłą tarczową :))
OdpowiedzUsuńGatunek wyjców - sformułowanie jakże poruszające i oddające istotę problemu w dwóch słowach ;)) Ja tam publicznie się ze swoim talentem nie udzielam, chyba że w gronie podobnych sobie :))
UsuńFajna serwetka, co kto spojrzy to co innego widzi :))
Zawsze milo mi sie ciebie czyta , usmialam.sie.bo jakbys pisala o moim spewaniu , jestem.zdania ze jak lubie co nie zanczy.ze umiem to sobie.spiewam ,,
OdpowiedzUsuńA serwetka sliczna ,,
Musze poszukac.czy.cos.pisalas o nowem zywieniu ,,imteresuje mnie to.bardzo bo.znowu.mi kilo przybylo,,
Violu, o zmianie nawyków żywieniowych jeno wspominałam, ale mam sporo pytań dotyczących tego jakże ważnego zagadnienia, więc w najbliższym czasie postaram się napisać osobnego posta na ten temat :)
UsuńŚliczna serwetka!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Dzięki!
UsuńPozdrawiam gorąco!
Wszystkie Twoje talęnta nie poszły w głos, a w rączęta....I czego Ci brakuje? Publiki??? Wiecznej krytyki???
OdpowiedzUsuńA może Ty w utworach heavy świetnie "poryczałabyś". Tam nie trzeba prowadzić idealnej linii melodycznej.
Dodałaby tej serwetce frędzle- będzie bardziej wirująca:)
Pomysł z frędzlami znakomity! Skierowano do realizacji :))
UsuńMówisz, że w rączęta mi poszło to jeszcze nie najgorzej na tym wyszłam ;))
Czego mi brakuje? Publiki? - Nieee... Wiecznej krytyki? - Tym bardziej nieee...Brakuje mi możliwości wydawania z siebie harmonijnie i niebiańsko cudnych dźwięków... noo brakuje i już... A heavy metal pod uwagę był brany już za młodu, ale to jedna nielicznych gałęzi muzyki, która mnie nigdy nie zauroczyła ;)
Coś mamy wspólnego! Ja też lubię śpiewać! , na co czasem moje dzieci spoglądają pytająco, czy już?... czy jeszcze?....ale mnie to sprawia przyjemność i nie zaniecham tego...póki co, a serwetka piękna, i nich każdy widzi w niej co chce, a co! pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTo serwetka kameleon, kto na nią spojrzy to widzi co innego ;))
UsuńKiedy dzieci jeszcze z nami mieszkały tez nie raz protestowały, ale od czego władza rodzicielska jest ;) Teraz mogę po moich salonach śpiewać do upadłego... śpiewam tylko w domu, nigdy po lasach i polanach, bowiem obawiam się, że leśniczy ukarałby mnie za straszenie zwierzyny w rezerwacie :)))
Ja --śpiewam tak sobie i raczej nie odważyłabym się samodzielnie pociągnąć żadnej solówki, nawet przy jednoosobowej publice. Ale tak sama dla siebie zwłaszcza w łazience, czemu nie... . To już z tańcem u mnie dużo lepiej. Od pierwszych lat podstawówki do końca liceum zawsze należałam do jakiejś formacji tanecznej. A co do śpiewu najmłodsza pociecha skutecznie wypełnia tą lukę (jej to przynajmniej wychodzi), aż miło posłuchać.
OdpowiedzUsuńFajna serwetka, ciekawy wzór. Przypomina element z jakiejś maszyny.
Serdecznie pozdrawiam Dorota
A ja ani tu ani tu :)) Chyba faktycznie wszystko poszło w rączęta ;) A co do serwetki to pewnie przypomina wentylator... taką opinie już słyszałam. Potwierdza się, że to serwetka kameleon - każdy w niej widzi co innego. ciekawe co będzie jak doczepię jej frędzle. Co wtedy będzie przypominać? :)
UsuńPozdrawiam gorąco! :))
Śpiewać przeca każdy może :)
OdpowiedzUsuńJa pochodzę z dość umuzykalnionej rodziny, za to mój Mąż wręcz przeciwnie. Tata mój jak przedstawiałam Męża zapytał go wprost, czy ma słuch muzyczny. Na co mój Mąż: Nie, ale to mi zupełnie nie przeszkadza w śpiewaniu :)
To dokładnie tak jak mnie ;))) brak umiejętności wcale mi nie przeszkadza w śpiewaniu ;-D
UsuńZosienko, serwetka jest świetna :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj mam trochę czasu, żeby zatrzymać się u Ciebie na dłużej. Kasia ma rację, że masz niesamowicie lekkie pióro i do tego okraszone dawką świetnego humoru. Czytając Twoje posty zapewne dajesz radość i uśmiech, a to bezcenne. A serweta, skoro każdy widzie coś innego, tylko potwierdza artyzm wykonania.. Mam ogromny sentyment do "koronkowych prac". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTakowa nadzieje posiadam... znaczy sę, że uśmiech wywołuję ;)
UsuńPozdrawiam gorąco!
bardzo ładna ta serwetka i zdecydowanie kojarzy się z wiatrakiem:))
OdpowiedzUsuńA nie mówiłam serwetka kameleon... ;))
Usuńmówi się, że ludzie, którzy mają w duszy muzykę, mają też dobre serca, a że ich rytm i głos nie trafia do szerszej publiczności, cóż... pozostaje wierny pies, zakochany mąż lub zaciszny i domowy kącik. Ważne chyba, żeby nie przestawać śpiewać:)
OdpowiedzUsuńPiękna serweta. Spytałam młodsze pokolenie o tę serwetkę i: syn twierdzi, że to pajęczyna z pająkiem, a córka mówi, że to słoneczko;)
pozdrawiam
lena
Powiadają, że prawda jest w ustach dziecięcia... tylko którego? ;))) A co do śpiewania, dobrze, że na odludziu mieszkam ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Już od jakiegoś czasu obiecuję sobie że nadrobię "zaległości" czytelnicze u Ciebie.... Tylko ciągle nie mam kiedy, a Ty tak pięknie piszesz :D
OdpowiedzUsuńHmm, a jak pomyślę o serwetce to kojarzy mi się ze słonecznikiem :D
Czasu ciągle brakuje, sama się o tym wciąż, ciągle i nieodmiennie przekonuję... ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zosia, świetna ta serwetka!!!! A niech Ci się kojarzy z czym chce ;-))))
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo, że Ci się spodobała :)))
Usuń