Zosieńka snuła się smętnie po domu. Jakoś nic nie mogło na dłużej przykuć jej uwagi. Spojrzała przez okno, na zewnątrz prószył śnieg, który topniał zanim dotknął ziemi. Westchnęła głośno, pies uniósł głowę i uważnie przyglądając się swej pani, próbował odgadnąć przyczynę westchnień.Nic nie wydumawszy, psica zwinęła się w kłębek i postanowiła przespać dziwny nastrój swej pańci. Zosieńka wiedziała, że powinna teraz rozbierać choinki i likwidować pozostałości zdobień świątecznych, ale nijak nie mogła się za to zabrać.
- Jakaś deprecha poświąteczna, czy co... -mruknęła do siebie.
Uwielbiała przystrajać dom na święta. Ubierała choinki, robiła stroiki, wymyślała coraz to nowe ozdoby na okno. Całe to przedświąteczne zamieszanie było jak powrót do dzieciństwa, do beztroskiej krainy szczęśliwości... ale potem przychodziły święta, które zawsze pozostawiały jakiś niedosyt, choćby nie wiem jak się starała. Trudno się było pogodzić z niemożnością powrotu do edenu, jakim były najwcześniejsze lata jej życia. Teraz musi rozebrać choinki, pochować figurki bałwanków i mikołajów, które zdążyły się w międzyczasie pokryć warstwą kurzu. Nie znosiła tego robić. Co roku obiecywała sobie, że już więcej nie da się nabrać i następnym razem nie weźmie udziału w tej zbiorowej histerii, zwanej gwiazdką. Jednak upływ czasu łagodził wspomnienia i co roku na nowo budziła się nadzieja, że tym razem może się uda, choć o krok przybliżyć się do idealnych świąt, których wspomnienie z upływem czasu nie bladło ani trochę. Błąkała się po domu, szukając wczorajszego dnia.
Pomstowała na swoje rozbuchane fanaberyjnie "zdolności dekoracyjne", których efekt wisiał nad nią teraz niczym miecz Damoklesa. Jakby tego było mało od paru dni nic nie napisała na swoim blogu, który od jesieni nadawał tempo i sens jej szarej egzystencji. Wieczorami siadała przed komputerem i pustym wzrokiem wpatrywała się w klawiaturę. Czasem stukała w czarne przyciski, ale litery nie chciały się układać w nic sensownego. Bezowocne wieczory i coraz bardziej żałosne dekoracje nie nastrajały jej optymistycznie do życia. Nie mogąc znaleźć w sobie siły i ochoty do sprzątania, rozmyślała jak to się stało, że zaczęła pisać blog. Czy była to chęć pochwalenia się swymi robótkami, których było pełno w domu. Leżały na stołach i stoliczkach, wisiały w oknach, a część z nich zalegała półki w szafkach, nie ciesząc niczyich oczu. Czy to na pewno był powód? Myślała intensywnie, uparcie szukając spiritus movens tego przedsięwzięcia. W końcu porzuciła to zajęcie, uznawszy je bezcelowe.
- W sumie co to za różnica - pomyślała - gorzej, że wena mię opuściła i nijak jej do powrotu zachęcić nie mogę.
Miała świadomość, że kolejny post to jest "być albo nie być" w blogowym świecie. Publikacje kolejnych postów, zaczęły wyznaczać jej miejsce w wirtualnym świecie. Poznała ludzi do których poczuła szczerą sympatię, czekała na ich komentarze... Rutyna szarego dnia została zastąpiona przez radosne wyczekiwanie. Późnym wieczorem żeby nie powiedzieć nocą siadała przed monitorem i zaglądała na inne blogi. Inni uchylali drzwi do swych domów a ona przez tę małą szparkę mogła zaglądać do wewnątrz i uczestniczyć w wydarzeniach, którymi inni chcieli się podzielić. Często bywała wzruszona, czasem zdziwiona. Zachwyt mieszał się z niesmakiem. Bywały blogi, które odstraszały ją materializmem, który wionął z każdego zdania i zdjęcia. Na te nigdy nie wracała, ale częściej spotykała blogi, które wydawały jej się rajskimi wysepkami wśród wzburzonego morza. Te miejsca pokochała, czasem z wzajemnością a czasem zadowalając się jednostronną obserwacją. Niemoc twórcza jaka stała się jej udziałem przez ostatnie dni, szczerze ją przerażała. Obawa przed wtrąceniem jej w niebyt wirtualny, powodowała drżenie rąk i przyspieszony oddech. Ze strachem patrzyła jak "szara godzina" zamienia się w noc. Spojrzała na wiklinowy koszyk pełen kordonków, na psa który spał snem sprawiedliwego na swoim ulubionym fotelu i nagle poczuła, że coś jest nie tak. Nie potrafiąc wyartykułować swego wrażenia, spojrzała jeszcze raz na fotel. Wszystko było w porządku, ukochana psica spała do góry kółkami. To nie to... Obróciła się i popatrzyła jeszcze raz na koszyk. Nie dowierzając własnym oczom, nerwowo zamrugała i wyszeptała
- Ja chyba zwariowałam albo to jest jakaś "fata mrugana".
W koszyku wśród kłębków kordonka siedziała mała babuleńka. Miała na sobie rozciągnięty dres a jej uczesanie jako żywo przypominało fryzurę pt. "piorun w miotłę strzelił". Siedziała na małym kłębuszku, z nonszalancko założoną nogą na nogę, swobodnie opierając się o inny kłębek, W maleńkich rączkach szybko migało szydełko. Zosieńka na przemian zamykając i otwierając oczy, uparcie starała się usunąć sprzed swych oczu wizję, która według ogólnie przyjętych zasad, kwalifikowała ją do grona osób, mających "kuku na muniu". Wprawdzie grupa inwalidzka znacznie zwiększyłaby jej szanse na rynku pracy, ale po pierwsze przywykła do braku atrakcyjności ( nie dość, że kobieta to jeszcze z pięćdziesiątką na karku) a po drugie kołatało się w niej wrażenie, że leki dla tej kategorii chorych do tanich nie należą. Zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu. Wzięła głęboki wdech i ... i nic się nie zmieniło. Babuleńka siedziała na kłębku i zatroskana przyglądała się poczynaniom Zosieńki.
- Kim ty jesteś? - wydusiła z siebie Zosieńka. Miała nadzieję, że brak odpowiedzi pozwoli jej uznać omam za niebyły, Niestety odpowiedź padła głośno i wyraźnie.
- Twoją muzą.
- Muzą?!
Zdziwienie Zosieńki nie miało granic. W jej wyobraźni Muza jawiła się jako młoda bogini dzierżącą w swych dłoniach kitarę lubo inszą jakąś lirę. Wygląd babuleńki nijak się miał do tych wyobrażeń.
- Ale dlaczego tak wyglądasz i nie masz liry albo jakiegoś innego instrumentu - bezładnie wyrzucała z siebie potok słów.
- Jaki twórca, taka muza - padła odpowiedź, która Zosieńce zamknęła skutecznie usteczka. - Wzywałaś mnie i oto jestem - oznajmiła uśmiechnięta Muza.
Zosieńce trudno było pogodzić się z myślą, że posiada regularne halucynacje, ale ciekawość wzięła górę. Wziąwszy się na odwagę zasypała babuleńkę pytaniami.
- Weź na wstrzymanie - przerwała jej Muza -ja tu nie po to jestem, żeby robić u ciebie za encyklopedię.
- Jak nie chcesz odpowiadać na moje pytania, to po co? - warknęła niezadowolona Zosieńka.
- Aby przynieść Ci natchnienie - co powiedziawszy, zniknęła.
Zosieńka rzuciła się do koszyka, szukać maleńkiej rozczochranej muzy.Niestety jej wysiłki nie przyniosły spodziewanego efektu. Babuleńka jakby się pod ziemię zapadła. Zosieńka podnosząc się z klęczek złorzeczyła swojej łatwowierności. Dała się ponieść własnym imaginacjom. Muza zniknęła a natchnienia jak nie było, tak nie ma. Zaczęła się zastanawiać nad swoją dziwną skłonnością do fantasmagorii, kiedy psica pchnęła w jej kierunku kłębek kordonka, który w czasie przeszukiwania koszyka wypadł na podłogę. Odruchowo podniosła go a po chwili wzięła szydełko i zaczęła robić serwetkę.
Tej nocy palce Zosieńki długo stukały w klawiaturę. Obok leżała zaczęta robótka, z kordonka w pięknym odcieniu czerwieni wyłaniała się serwetka, gęsto upstrzona serduszkami. Psica na zmianę spoglądała to na swoją pańcię to na kłębek kordonka, leżący nieopodal, na którym przysiadła maleńka babuleńka - muza VI kategorii.
A to Zosiu miałaś nockę. Muszę się rozejrzeć, może swoja wenę twórczą też odnajdę. Serwetki piękne. :) Ja mieszkanko poświątecznie sprzątam zaczynając od małych dekoracji, a na końcu choinkę. A moja choineczka tak ładnie pachnie, że żal się z nią rozstawać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMoja jest sztuczna i jako taka żadnego zapachu nie wydziela :) Dekoracje zacznę sprzątać od jutra.
UsuńA co do Muzy, to najtrudniej znaleźć to co nieschowane ;)))
Pozdrawiam serdecznie!
Aj Zosiu taka smutki nocki zarwane ale serwetki pięknie wykonane no i jak zwykle piękna opowieść buziaki ślę Marii
OdpowiedzUsuńZarwane nocki to u mnie codzienność. Szkoda, że nie każda taka nocka obfituje w takie odwiedziny ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Nie tylko Ty miałaś taką nockę, ja się położyłam dopiero po 5, a nic twórczego z tego nie powstało. Piękne serwetki, jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pewnie egoizm przeze mnie przemawia, ale jak spać nie mogę to miło jest pomyśleć, że nie tylko ja "stróżuję" ;)))
UsuńPozdrawiam ciepło!
:) wiedziałam,że nie bez przyczyny usiadłam rano do komputera - Twoje opowiadanie to miły początek dnia! :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i czekam na "dalsze dzieje" :)))
Pożyjemy, zobaczymy co się będzie jeszcze działo. Z góry uprzedzam, że odpowiedzialności za to nie ponoszę ;))))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Dobrze, że ta Babuleńka się jednak zjawiła, bo tak to mam się z czego pośmiać, a śmiech to podobno najlepsze lekarstwo na zaziębienie. Serwetki śliczne, zwłaszcza ta gwiezdna. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńZimy nie ma a choróbska szaleją. Ja i mój Ślubny też zainfekowani...
UsuńSerwetki zrobione z tureckiego kordonka, kupionego przed laty. Cieniutki był bardzo, we dwie nitki trzeba było robić. Spodobał mi się jego połysk.
Pozdrawiam gorąco!
Śliczne opowiadanie. A wiesz ja lubię szarości.
OdpowiedzUsuńWspaniale, że Babuleńka się ukazała. I aby częściej pojawiało się natchnienie, bo serwetki są urocze.
Pozdrawiam cieplutko :)
Chcielibyśmy widzieć w życiu tylko biel i czerń, ale tak naprawdę nasz żywot to kolekcja szarości o różnym natężeniu.
UsuńZ wizyty Babuleńki cieszę się przeogromnie :))))
Pozdrawiam gorąco!
Świetne opowiadanie! Jak zwykle z zapartym tchem przeczytałam. Serwetki śliczne:-)))
OdpowiedzUsuńBuziaki:-)))
Cieszę się, że się spodobało :))) Serwetki to dzieło z lat ubiegłych.
UsuńBużka!
Zosia, nic na siłę. Wena wróci, a muza jest I , a nie VI kategorii. Twoje serwetki moje oczy cieszą bardzo.
OdpowiedzUsuńMoja Muza dostała awansa?! Kiedy?! Nic o tym nie wiedziałam... ;)))
UsuńPozdrawiam gorąco!
:))))) Uwielbiam Twoje opowiadania:)
OdpowiedzUsuńSerwetki są śliczne!
Jak się cieszę, że Cię widzę :)))))) A jak czytam taki komentarz, to dopiero jest radość :)))
UsuńPozdrawiam ciepło!
Ciekawe, jak wygląda moja muza...;) "Bywały blogi, które odstraszały ją materializmem..." - przerażająco zabrzmiało, ale bywasz u mnie, wiec chyba mogę spać spokojnie.;))
OdpowiedzUsuńFaktycznie, możesz spać spokojnie :)))) Niestety, naprawdę są miejsca, do których strach wracać. Na szczęście rajskich wysepek jest mnóstwo, tylko znaleźć je trudno, bo właściciele pomni gorzkich doświadczeń życiowych, często ukrywają je za wysokim płotem.
UsuńCo do muzy, rozejrzyj się uważnie wokół siebie, przymruż jedno oko a dostrzeżesz ją na pewno ;)
Ściskam!
Jak na niemoc twórcza to wytworzyłaś spory kawałek tekstu. Nie widzę więc oznak wypalenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zwróć uwagę, że tekst powstał po wizycie Muzy :)
UsuńPozdrawiam
Zgodzę się z Tobą, że pisanie bloga ma także wymiar terapeutyczny. To trochę tak jakby zasiadało się z Komentującymi przy stole i piło herbatkę.:) Cenię tych, którzy czytają, a nie tylko oglądają zdjęcia i piszą ,,Ślicznie!".
OdpowiedzUsuńTeż odstraszają mnie blogi, gdzie kobietki pokazują zasobność swojego portfela. No, bo co za problem kupić? Podziwiam te, które kupują i przerabiają albo same coś tworzą.
Weny lepiej nie zmuszać.;)))
O to, to... a ja lubię pić herbatkę i rajdać, od tematu do tematu, od skojarzenia do skojarzenia ;) Mogę tak godzinami...
UsuńJa Muzę moją, jeno zachęcałam, bowiem ostatnio lenia dostała ;)
Ściskam!
Moja droga!
OdpowiedzUsuńMoja muza jest chyba bardzo podobna do Twojej, w dodatku czasami słyszę jej chichot - a z kim się zadajesz takim się stajesz, także ataki śmiechawki już mi się udzieliły...;) Najdroższy z niepokojem czasami na mnie patrzy, jak wchodzę na kompa i ni z tego, ni z owego - "...hahahahahaha"!
Widzisz, Ja sobie też już zadawałam pytanie, co daje mi blog? Co dawały mi inne miejsca w sieci? Hmmmm... Póki co, jest to pewnego rodzaju rozrywka. Lubię pozaglądać do innych domostw, popodziwiać superanckie zdjęcia, aranżacje... Co nieco może i odpatrzeć.... Poczytać o życiu i odczuciach innych.
Częstokroć zostawić tam i jakiś ślad po sobie... Miło mi, jak jest odzew, bądź ktoś, kogo lubię odezwie się na privie.Także jest to też dobry sposób na poznawanie ciekawych ludzi...
A co się tyczy niemocy twórczej, to czasami jest dobrze nieco odpocząć od świata virtualnego.Miewam takie momenty i bardzo dobrze mi to robi, nieco rozejrzeć się w świecie realnym, bo ten jest jak najbardziej w zasięgu ręki i to on napędza świat netu.Także nieco "odstępu" nie zaszkodzi... Ci, co Cię polubili szczerze - zostaną tutaj nadal... A jak ktoś odpadnie, no to kij mu w oko!
Ot, co!
Zauważ pewną rzecz, że kilka blogerek z bardzo wiodących prym blogów, przestało często pisać.Czasami coś wrzucą i... znowu cisza. Mimo to widzę, że ludzie często do nich zaglądają.
Powiem Ci, że ostatnio dostałam olśnienia i odkryłam plusy z mojego blogowania, które nałożyły się na życie realne. Rozmawiałyśmy już nieco o tym przez tel.
Oj, Małgoś... A czy My bierzemy udział w jakimś wyścigu postów?
Będziesz miała potrzebę to literki same polecą... :)
Buziaki ślę!
Moja Kochana!
UsuńNic dodać, nic ująć :))) Najbardziej ucieszyły mnie te ataki śmiechawki :)))
Wychodzi na to, że jest to pierwsza infekcja, która przenosi się z człowieka na człowieka przez internet :)))))))) Oczyma wyobraźni już widzę spojrzenia rzucane Ci przez Twojego Najdroższego w odpowiedzi na Twe radosne chichoty ;)
Dla mnie tak jak dla Ciebie, największym plusem blogowania jest kontakt z ludźmi. Dzięki mojej pisaninie poznałam wspaniałych ludzi i to mnie cieszy ogromnie.
Popatrz gdyby nie internet, pewnie nigdy byśmy się nie poznały, a tak możemy się cieszyć wymianą myśli i doświadczeń i to nie tylko kulinarnych!
Buuuźka!
Ta ,,niemoc twórcza,, to chyba jakaś zaraźliwa choroba jest.
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu trzy razy zaczynałam spódnicę, aż w końcu sprułam i stwierdziłam, że z tej włóczki nie będzie żadnej spódnicy. A następnie wzięłam błękitną wełenkę zaczęłam kapelusik i po 15 minutach stwierdziłam, że kolor nie ten.
Jak mi brak weny twórczej przez kilka dni to się przed sobą usprawiedliwiam,-- ,,czasem tak bywa,, i o dziwo nie mam wyrzutów sumienia z tego powodu.
Wtedy rzucam się w wir prac domowych, i robię rzeczy na które stale mi czasu szkoda np. łuskanie orzechów, szorowanie szczoteczką fugi między płytkami, nadmierne polerowanie na błysk fortepianu, itp.--zawsze coś się znajdzie do roboty.
Potem zwykle wszystko wraca do normy.
Ale tak patrząc na te serwetki to raczej nie brak Ci weny twórczej, (są jak zwykle bardzo ładne)-- no chyba, że to zasługa owej poczochranej muzy.
Swoją drogą ciekawe jakby ta moja muza wyglądała ......hahahaha...,
Gorąco pozdrawiam Dorota
Pewnie, że to zasługa tej małej Babuleńki ;) Pomyśl sama, czy ja mogłam takie malućkie łyżwy zrobić? To wszystko jej sprawka! Ja tylko za przekaźnik robię ;)
UsuńTa niemoc twórcza to chyba przez pogodę... powinna być zima a nie ma, na wiosnę za wcześnie... człowiek nie wie co ma ze sobą zrobić.
Umiesz grać na fortepianie?
Pozdrawiam gorąco!
Z tym fortepianem to jest tak, że rodzina męża w dużej części jest bardzo umuzykalniona, instrument został po zmarłym 20 lat temu starszym bracie męża, który uczył w szkole muzycznej. Dwójka moich dzieci gra na innych instrumentach (syn na kontrabasie; student Akademii Muzycznej , córka na skrzypcach; uczennica Szkoły Muzycznej). Fortepian w szkołach muzycznych jest traktowany jako drugi instrument obowiązkowy do zaliczenia. Wniosek jest jeden: chociaż czasem mnie denerwuje, że zajmuje tyle miejsca--to i tak nie mogę się go pozbyć, bo dzieciom jest potrzebny. Mnie pozostaje tylko pielęgnacja owego instrumentu-- nawiasem mówiąc staruszek ma ponad 100 lat.
UsuńJa niestety nie umiem grać, no może ewentualnie ,,Wlazł kotek na płotek,, ,,,Pojedziemy na łów,, i kawałeczek jakiegoś poloneza i coś tam z prostych kolęd.
Widocznie nie było mi dane zostać ,,grajkiem,,, chociaż bardzo lubię muzykę klasyczną i z wielką przyjemnością biegam kilka razy w roku do Szkoły Muzycznej na popisy dzieciaków-- no bo i jest czego posłuchać.
Pozdrawiam cieplutko Dorota
Zosiu, moze podczas nastepnej zarwanej nocki pogadamy na skypie?;)
OdpowiedzUsuńOstatnio tez spac nie moge, w glowie natlok mysli..
Wylaczam je na chwilke czytaniem, bo szydelkowac pieknie nie umiem:)
Sciskam Cie mocno:)
Powiem Ci szczerze, że szydełkowanie nie wyłącza myśli, wręcz przeciwnie... większość moich przemyśleń odbywa się przy robótkach. Czynności są takie bardziej powtarzalne, wystarczy co chwilę, tylko skontrolować co się robi a myśli biegną.... hen, przed siebie...
UsuńCzy chcę pogadać? - tego nie trzeba mi dwa razy powtarzać :))) Zajrzyj na pocztę :)
Ściskam Cię mocno! :)))
Dobrze, że ja swojej musy jeszcze nie spotkałam. I nie chce. Strach pomyśleć jak wygląda:)
OdpowiedzUsuńPS. Fantastyczny obraz Twojej wyobraźni:)
Chciałoby się napisać, droga Joasiu, ale jeden Pan Bóg wie z którą z Was ja rozmawiam :))) Napiszę więc bezosobowo. Swojej muzy nie należy się bać. Wręcz przeciwnie, należy na nią chuchać i dmuchać, aby nie miała ochoty nas opuszczać. Bez niej nasze życie byłoby nudne, O czym Wy twórczynie pieroga z jagodami wiecie najlepiej ;)))
UsuńMoja wyobraźnia z pochwały cieszy się jak najbardziej i jako próżna i spragniona pochwał, czeka na więcej ;)))
Pozdrawiam gorąco!
Podobają mi się Twoje serwetki, zestawienie szafiru ze złotem wygląda odjazdowo. Zosiu, na przełomie starego i nowego roku, zamiast się cieszyć, z reguły mnie również ogarnia niepokój, bo jestem starsza o rok i obawiam się, że nic nowego nie wymyślę, ale ten nieciekawy nastrój przechodzi wraz z pojawieniem się pierwszego imperatywu kategorycznego "muszę to zrobić ! ". Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, przemyślałam i przyznaję Ci rację. Dokładnie tak to wygląda :)
UsuńSzkoda, że z każdym rokiem lat nam przybywa a nie ubywa ;))) ale i tak jest pięknie!
Pozdrawiam gorąco!
Zosiu Kochana mogę Cię zapewnić że nigdy nikt Cię nie wtrąci w niebyt wirtualny!!!! Zawsze będziesz miała wiernych czytelników, którzy z chęcią do Ciebie przyjdą na pogawędkę. Wizyty u Ciebie to jak dobra terapia :) Dziękuję za uśmiech na mojej twarzy :)
OdpowiedzUsuńJak ja się zawsze chacham, jak czytam Twoje komentarze :)))))
UsuńCieszę się ogromnie, że wizyty u mnie sprawiają Ci taką frajdę!
Pozdrawiam gorąco!
uwielbiam Twoja narrację, czytajac ja pomyśląlam, o rany to o mnie , ja też tak mam, brak weny, za miast tego ciagle znosze do domu graty zamiast jakos kreatywnie spedzic czas. A mulina i lawina materiałów prawie krzyczy na mnie;)Dzieki za pozytywnego kopa:)
OdpowiedzUsuńCzłowiekowi chce się żyć, jak dowiaduje się, że wywołuje pozytywne reakcje u innych :))) Myślę, że ta niemoc faktycznie jest związana z początkiem roku i poświątecznym rozleniwieniem. Jeszcze trochę i się rozkręcimy na dobre ;) Robota będzie się nam palić w rękach!
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zosiu nie czytam komentarzy powyżej, aby się nie sugerować czyjąś opinią i spieszę Ci napisać moje wrażenie po przeczytaniu tego wpisu!
OdpowiedzUsuńAleż Ty masz fantastyczną narrację! Od razu wyobraziłam sobie film na podstawie Twojego scenariusza! Poczułam się jak bajce! Spokój i pozytywna energia! Ach! Kobieto! Ty się bierz za pisanie ksiażek! Będą schodzić jak ciepłe bułeczki!
Pozdrawiam!
Nawet nie wiesz ile radości wywołałaś we mnie tym komentarzem. Baardzo się cieszę, że Ci się spodobało :))))
UsuńJak to mówią nigdy nie mów nigdy ;) Może, kiedyś mi się uda coś napisać :)))
Pozdrawiam gorąco!
Ho ho chyba masz wiele talentów w tym pisarski!!!Uśmiałam się i z wielką przyjemnością poczytałam o Twoich zmaganiach z muzą:))))Świetny tekst!!!Czas książki pisać koleżanko!!!Buziaki.
OdpowiedzUsuńNaprawdę tak uważasz?! Chwilami nie wiem co mam myśleć...
UsuńDzięki za za takie cudowne słowa :))))
Buźka!