Pamiętam moje pierwsze marzenie. Byłam wtedy jeszcze maleńkim pacholęciem. Najedzona byłam, dach nad głową posiadałam, takoż inne potrzeby emocjonalne zaspokajane były rzetelnie i na czas, toteż moim marzeniem były zabawki. Jednak jeśli ktoś z Was pomyśli, że marzyłam o lalce czy jakiejś innej zabawce to się grubo myli. Marzenie posiadałam, można by powiedzieć takie więcej hurtowe. Codziennie z moją rodzicielką udawałam się na zakupy do pobliskich delikatesów. Na trasie był sklep z zabawkami, gdzie macierz moja, rozumiejąca pewnikiem me tęsknoty, zatrzymywała się i pozwalała nakarmić me zgłodniałe oczęta upragnionym widokiem. Sklep był ogromny miał trzy duże witryny na których moim ślepkom jawił się raj wymarzony. Moje marzenie było związane z tym sklepem. Co wieczór fantazjowałam, jak to przez przypadek zostaję w nim po zamknięciu i przez całą noc mogę się bawić do woli w mym wytęsknionym edenie. Byłam wtedy małym człowieczkiem i marzenie jak widać było skrojone na moją miarę.
Czas biegł nieubłaganie i latek przybywało. Nie wiadomo kiedy marzenie o spędzeniu nocy w sklepie z zabawkami zbladło i znikło nie doczekując się realizacji. Przyszedł czas na inne marzenia. wchodziłam powoli w okres dojrzewania i wściekłe, i ogłupiałe hormony galopowały po moim organizmie. Nie ma co się oszukiwać, wpływ na moje mrzonki miały w tym czasie niewątpliwie. Miejsce sklepu z zabawkami zajęło marzenie o sławie. Sława miała być ogromna i światowa, kto wie może nawet kosmiczna. Oczyma wyobraźni widziałam hołdy składane mej osobie, autografy rozdawane na prawo i lewo... i wiecie co tylko jednego, nigdy nie udało mi się ustalić, z czego ta sława miałaby pochodzić. Spokojny czas dzieciństwa był już za mną a okres logicznego i rozumnego myślenia dopiero przede mną, na razie hormony szalały a wraz z nimi moje rojenia o sławie. Kiedy burza hormonów miała się już ku końcowi, marzenie o sławie zostało odłożone na półkę między bajki i tam też do dziś stoi.
Dorosłam, wyszłam za mąż, urodziłam dzieci i moje marzenia stały się takie same jak tysięcy innych, żeby raz dziennie coś ciepłego zjeść i coby do pierwszego starczyło. Lubiłam zawsze serial "Noce i dnie" i nie raz zazdrościłam Barbarze jej marzenia-wspomnienia o Tolibowskim i nenufarach. Mój "Tolibowski" siedział obok i marzył o tym samym co i ja (znaczy się o tym ciepłym posiłku i żeby starczyło do pierwszego, z jedną różnicą, pewnie jeszcze chciał, żeby żona się go nie czepiała po przyjściu z pracy). Lata mijały i twardy realizm życia przegonił gdzieś marzenia, zostały tylko małe chętki i pragnienia.
Jednak dopóki ten bal zwany życiem trwa, dopóty nadzieja, że jeszcze zacznę marzyć... Kto wie o czym? Może o przejęciu władzy na całym świecie. Oj działoby się, działo... Może o spotkaniu z Kosmitami. Można by mnie podrzucić im jako broń biologiczną... Może o tym żeby napisać książkę i nie zostać zapomniana.... Kto wie, o czym jeszcze będę marzyć, kto wie... Choć po przeczytaniu ostatnich zdań, zastanawiam się czy marzenia powinny się spełniać. Ponoć jeśli bogowie chcą kogoś ukarać to spełniają jego marzenia. Co ja bym robiła teraz całą noc w sklepie z zabawkami? Ogromna sława - teraz kiedy cenię spokój i prywatność, oj byłoby ciężko... No a gdybym została władcą świata to z kolei inni mieliby przechlapane. Chyba jednak marzenia odłożę na półkę z książkami, jeszcze tam trochę miejsca jest...
O cym marzy mały piesek? |
Może o kości większej od siebie.... |
.... a może o spokojnym śnie? |
Nie odkładaj kochana marzeń na półkę bo one są piękne i zarówno twoje - śliczne te twoje opowieści lucię je czytać czuję się wówczas lepiej dziękuję Zosiu - buziaki ślę Marii
OdpowiedzUsuńNie ma za co dziękować Marii, to raczej ja powinnam być wdzięczna, że chce Ci się czytać moje przemyślenia ;)
UsuńPozdrawiam gorąco!
"Uważaj o czym marzysz, bo marzenia się spełniają", nie pamiętam skąd ten tekst (chyba z jakiegoś filmu), ale z czasem cieszę się, że to o czym marzyłam się nie spełniło. Jeśli chodzi o Twoje marzenia, to ja bym chciała żebyś napisała i wydała książkę, może nawet jakiś autograf z dedykacją na tej książce bym od Ciebie dostała? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzłowiek może by się wziął do pracy ale pomysła brak ;) A z marzeniami trzeba ostrożnie, nigdy nic nie wiadomo...
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zosiu, to dobre pytanie, czy marzenia powinny sie spelniac, czy tez zawsze powinny pozostac marzeniami..Mam o czym myslec;)
OdpowiedzUsuńBuziaki:)
Z tym pytaniem zmagam się od lat, jak na razie bez skutku. Podzielisz się swoimi przemyśleniami?
UsuńBuźka!
Przyznam szczerze, że Twoje posty czytam zawsze, chociaż nie zawsze komentuje. I zawsze zostawiam je na spokojną chwilę dnia, żeby tą treścią sie delektować- a tak Ci posłodziłam :) Krówki lubisz a one z cukru:)
UsuńJak człowiek dorasta to chyba marzenia weryfikuje samoistnie. Jaki mama od niedawna marzę wiadomo.... Chociaż... na takie malutkie, potencjalnie do zrealizowania czasami się skuszę i pozwalam im buszować pi mojej głowie:)
Przy tym co napisałaś, krówki to mały pikuś ;) Jeszcze parę takich wypowiedzi i zdecyduję się rzucić słodycze :)))))
UsuńMałe marzenia są ok ale z tymi dużymi to lepiej ostrożnie ;)
Pozdrawiam gorąco!
Powiem Ci, że w sferze marzeń przetarłam chyba ten sam szlak co Ty...hihi! ;)
OdpowiedzUsuńI niezmiernie się cieszę, że wiele z nich się nie spełniło, bo nie byłabym tym kim jestem teraz. A czy mi z tym źle?
Marzenia posiadam, ale to takie niezbyt wygórowane i w zasięgu ręki.Chociaż im jestem starsza, tym bardziej dopadają mnie przemyślenia i powiem Ci, że wiele nawet tych w zasięgu ręki, po prostu sobie odpuszczam...
Jeszcze parę miesięcy temu widziałam oczami wyobraźni jedną ze ścian w moim salonie kompletnie przerobioną w białych meblach.Dodam, że stoi tam od kilkunastu już lat meblościanka w kolorze olchy.Meble na akuratne trendy absolutnie nie na czasie.Nawet ich w całości u mnie na blogu nie pokazałam.
I tak sobie marzyłam już o jakichś dwóch białych witrynach...jednej wiszącej szafce, jednej stojącej.... Echhhh! Kompletny projekt w głowie!
Jednak zdrowy rozsądek wziął górę.
A po kiego Ja mam zmieniać meble? Moje stare są o niebo lepsze, bo po części są przynajmniej z prawdziwego drewna, a mnie się zachciewa wymieniać na nowe, ale z trociny!
Po co mam lecieć za stadem? Brać sobie następnego finansowego garba na plecy, następne wyzwanie i droga pod górkę... Za jakiś czas wszyscy będą mieli prawie takie same białe graty w domach (co się mocno rzuca w oczy nie wielu blogach), moda minie i znowu będę zarabiać się może na coś, żeby zabłysnąć, mieć uznanie.... Eeee tam!
Mniej jest więcej......
Piszesz o umeblowaniu a ja mam podobne przemyślenia na temat remontu. Jeszcze niedawno za wszelką cenę dążyłam do kolejnych przeróbek, ulepszeń i renowacji.... niedawno... bo od jakiegoś roku, przestało mi jakoś na tym zależeć, mam chyba po prostu dość tego wyścigu.
UsuńDorotko a może my po prostu mądrzejemy z wiekiem i zaczynamy instynktownie czuć, że lepiej być niż mieć? Spokojna chwila spędzona z drugim człowiekiem (nawet on-line) więcej warta niż kolejny gadżet do domu, który już za chwileczkę i tak wyjdzie z mody ... i co, znowu gonić? Lepiej przystanąć i rozejrzeć się wokół :)))
Ściskam Cię mocno!
Kiedyś byłam wielką marzycielką, ale stwierdziłam, że one same się nie spełniają, a te niespełnione wręcz dołują, więc nie pozbywając się optymizmu, zamieniałam marzenia na realne cele, do których dążyłam i wcześniej, czy później osiągałam.
UsuńPodpisuję się pod tym co napisałaś obiema rękami, optymizm w połączeniu z realizmem daje niesamowite rezultaty :))))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Myślę, że marzenia są potrzebne dodają nieco koloru codziennej szarzyźnie, przepędzają smutki, czasem mobilizują do działania. Marzenia dają inne spojrzenie na świat i ludzi. Oczywiście z wiekiem człowiek ma inne potrzeby i inne marzenia. Jako młoda dziewczyna byłam niepoprawną optymistką i marzenia były nieco wygórowane, życie zweryfikowało pewne sprawy i dzisiejsze marzenia jakby ,,mniej ambitne są,,-- powiedziałabym bardziej przyziemne.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, czy wszystkie powinny się spełniać.
Gdyby tak było świat chyba stanąłby na głowie. Oj to mogłoby być nawet niebezpieczne.
ps. A co do tych postanowień noworocznych o których było w poprzednim wpisie.
Osobiście nie praktykuję takowych, Moje postanowienia nie zależnie od pory roku dotyczą konkretnych sytuacji i zwykle konsekwentnie je realizuję.
Popieram Cię w całej rozciągłości co do słodyczy-- to też jedna z moich słabości, ani przez myśl mi nie przeszło żeby je rzucić.
W poprzednim wpisie, uznałam, że się za bardzo zagalopowałam i go usunęłam.
Oj tam, gorszy dzień miałam.
Gorąco Cię pozdrawiam Dorota
Życie to noce i dnie i tylko czasem niedziele - cytat z mojej ulubionej książki (i filmu też). Tak to już jest, człowiek marzy a życie koryguje te plany. Z wiekiem nabieramy mądrości to i marzenia nam się częściej spełniają, po prostu jesteśmy rozważniejsi.
UsuńA co do słodyczy to można powiedzieć, że jest to ciemna strona mojego charakteru ;))) Porzucenie tego nałogu przeszło mi przez myśl nie jeden raz ale w związku z tą rozwagą życiową, której nabrałam z biegiem lat, wiem że pewne rzeczy są nierealne ;)))
P.S. Jak zobaczyłam usunięty Twój komentarz to się cała zamieniłam w znak zapytania :))))
Cieszę się, że znowu jesteś :))))))
Pozdrawiam gorąco!!!
Moje zycie bez marzen nie mialoby sensu . Ja to wiem, namacalnie. Bo mialam taki okres, zaraz jak dowiedzialam sie ze mam zlosliwego raka. Przestalam planowac, marzyc bo myslalam ze moj czas sie juz skonczyl, ze czas sie z tad zabierac . To byl okropny czas. Nie chce juz nigdy wrocic w to samo miejsce. Zycie bez marzen, planow nie jest zyciem. Jest jakas poczekalnia na smutek, zle mysli i niebyt. Nigdy juz do tego nie dopuszcze. Teraz , po jakims czasie znowu marze i wierze, ze marzenia sie spelniaja. Takie zycie dopiero ma sens. Trzeba wierzyc i marzyc . Sciskam Ania
OdpowiedzUsuńJednym słowem, najważniejsze są WIARA, NADZIEJA I MIŁOŚĆ :)))
UsuńJak się okazuje pewne prawdy są uniwersalne.
Aniu Kochana nie przestawaj marzyć!
Pozdrawiam gorąco!
Życie bez marzeń? Zosiu - nigdy! Marzycielką byłam od zawsze, a przeróżne rojenia plątał mi się po głowie. Czasami były tak śmiałe i nieprawdopodobne, że aż sama pukałam się w czoło. Ale kiedy właśnie one zaczęły stawać się rzeczywistością, uwierzyłam, że warto. Jeszcze czasem szczypię się mocno, jeszcze boję się do końca uwierzyć, ale gdzieś tam głęboko szaleję z radości:) Jest tylko jedno ale: nigdy nie wypowiadałam swych marzeń głośno... Może tu jest klucz do sukcesu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! Znów nasyciłam się Twymi pięknymi słowami i przez to mój dzień z pewnością będzie przyjemniejszy!
To nie trzeba mi było wcześniej powiedzieć, że nie wolno wypowiadać swoich marzeń na głos. Wychodzi na to, że teraz już nici z przejęcia władzy nad całym światem ;) A miało być tak pięknie...
UsuńNawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że dzięki mojej bazgraninie Twój dzień będzie przyjemniejszy! Dzięki :)
Pozdrawiam gorąco!
Ja kocham sobie pomarzyć, ale marzę raczej o tym co bym chciała osiągnąć lub zdziałać, a nie mieć. No i staram się żeby to pozostawało w jakimś realnym zasięgu. Nie marzę o rzeczach nierealnych tylko możliwych do osiągnięcia. Sprawia mi to przyjemność no i próbuję to zrealizować, a jak się nie udaje to próbuję od nowa.
OdpowiedzUsuńTwoje posty zawsze poruszają jakiś fajny temat, coś proponują do przemyślenia lub skłaniają do dyskusji. To lubię na Twoim blogu. Dziewczyny dodają coś od siebie, można poznać różne podejścia do tego samego i zrozumieć inne punkty widzenia. Pozdrówki.
No bo widzisz Uleńko, siedzę sobie cichutko dziergam na szydełku albo dziubię jakiś hafcik a myśli puszczone luzem przemierzają kurcgalopkiem kilometry pustych zwojów mózgowych. Jak się zderzą ze sobą to powstaje temat na nowy post ;)
UsuńWychodzi na to, że jednak warto mieć marzenia, choć przycięte na swoją miarę :)))))
Buźka!
A ja uważam że trzeba mieć marzenia i dzielnie iść w stronę ich realizacji, oczywiście nie sprawiając bólu innym. I jak Ci się spełnią to znaleść kolejne :) Bo nie ma życia bez nadzieii a przecież tym właśnie są marzenia... Nadzieją że coś się spełni :)
OdpowiedzUsuńOsobiście byłabym bardzo zadowolona jakbyś spełniła marzenie o książce. Stanęłabym pierwsza w kolejce po autograf - widzisz książką spełniłabyś marzenie z okresu burzy hormonów :) Coś w tym jest :)
Cholibka, namawiasz mnie do odkurzenia starych marzeń, nęcąca propozycja ;) Ja się tak zastanawiam, może rozpisać ankietę z jednym pytaniem - o czym ma być ta książka ;)))
UsuńŚciskam mocno!
Jak dla mnie odpowiedź jest prosta - ma byc taka jak ten blog :)
Usuń:))) samo życie...Ale czym by było ono bez marzeń? Chyba puste:)
OdpowiedzUsuńZgadza się, byłoby puste a że natura nie znosi próżni, to prędzej czy później pojawia się następne marzenie :)))))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zosiu, nie wiem o czym marzysz... ale książkę to chyba powinnaś napisać, bo jednak lepiej by się czytało niż na ekranie komputera...Po prostu powinnaś i już !!! ( nie będę tłumaczyć, bo myślę, że wiesz ).
OdpowiedzUsuńJeszcze jesienią, nie uwierzyłabym że przeczytam komentarze namawiające mnie do napisania książki. Teraz przyznam Ci się, że myślę o tym... żebym tylko od tego myślenia myśliwym nie została ;))))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Zapoznawszy się z twoim blogiem to uważam,że powinnaś zabrać się do napisania książki ponieważ piszesz z taką lekkością i finezją ,że twój tekst czyta się z przyjemnością.Częściej będę zaglądać do ciebie .Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że masz ochotę jeszcze do mnie zajrzeć. Zapraszam czym chata bogata ;)))
UsuńA co do tego napisania książki, jak przeczytam jeszcze parę takich komentarzy to uwierzę i wezmę się do roboty. ;)))
Pozdrawiam gorąco!
Ja też jestem marzycielką i też życie czasem sprowadzało mnie brutalnie z obłoków na ziemię :))) W sumie jednego się nauczyłam - warto mieć marzenia, takie całkiem konkretne (co wcale nie znaczy, że przyziemne!) - i walczyć o nie, robić wszystko, zeby stały się rzeczywistością. I okazuje się, że marzenia się spełniają! ...i tego serdecznie Ci życzę :)))
OdpowiedzUsuńDzięki za takie wspaniałe życzenia :)))
Usuń