Zosieńka siedząc w poczekalni obiecywała sobie po raz setny, że będzie odtąd dbać o zdrowie jak o największy skarb. Będzie chuchać i dmuchać, żeby tylko jak najrzadziej spotykać się ze służbą zdrowia. Cóż z tego, że była umówiona na konkretną godzinę, kiedy na miejscu okazało się, że przed gabinetem tłum taki, że szpilki wcisnąć nie można. Pośpieszna burza mózgów wśród oczekujących pacjentów wykazała, że oczekujący na badania zostali umówieni co pięć minut... zapadła cisza. Na twarzach oczekujących w kolejce pacjentów widać było intensywny wysiłek umysłowy. Każdy myślał jakżesz będzie ta pięciominutowa wizyta wyglądać. Zosieńka w myślach gorączkowo układała sobie co ma powiedzieć, jak wyrzucić z siebie wszystkie trapiące ją problemy zdrowotne w ciągu pięciu minut? Teraz żałowała, że nigdy nie skusiła się na słynne pięciominutowe randki, praktyka w szybkim wyrzucaniu z siebie słów, tudzież umiejętność streszczania się byłaby teraz nadzwyczaj pożądana. Kiedy przyszła jej kolej wpadła do gabinetu i jeszcze szybciej z niego wypadła, biorąc pod uwagę krwiożercze instynkty oczekujących pod gabinetem pozostałych pacjentów. Chciałoby się napisać, że teraz odetchnęła ale niestety w tym dniu jej kontakt ze służbą zdrowia miał mieć szerszy zakres. Zmarszczyła czoło, zwiesiła smętnie głowę i powędrowała w kierunku gabinetu protetyka. Tak, tak... Zosieńka była w wieku tzw trzecich zębów, niestety bytność tych trzecich odmiennie od poprzednich dwóch garniturów, nie zależała od jej organizmu lecz od NFZ-u. Zapisała się w kolejkę baaardzo daaawno temu, w zamierzchłych czasach kiedy jeszcze mało, że nie prowadziła bloga ale nawet o nim nie marzyła i teraz delikatnie mówiąc poirytowana wciąż przeciągającym się czasem oczekiwania na wymarzony uśmiech, postanowiła w końcu dostąpić zaszczytu posiadania owego luksusu w gębie. Do następnej w tym dniu poczekalni weszła nabuzowana, jej zawsze dotąd błogie oczęta ciskały pioruny, chrapy miała rozdęte a bucikiem krzesała iskry... była gotowa na konfrontację. Kiedy doszło do rozmowy, nie podniosła głosu ale cicho wysyczała przez resztki zaciśniętych zębów swe dezyderaty, już, już miała nawet postawić postulaty i oflagować się strajkiem okupacyjnym, ale... druga strona skapitulowała i wyciągnąwszy "złoty zeszyt" umówiła Zosieńkę na wizytę. Zosieńka wychodząc z gabinetu miała jeszcze buńczucznie podniesioną głowę, ale na korytarzu, gdzie nie sięgały oczy ciekawskich prawie osunęła się po ścianie. Emocje opadły a radość z osiągniętego celu oszołomiła ją niczym narkotyk jakowyś.
Zrobiła kilka głębszych wdechów i powędrowała na pocztę by uiścić comiesięczne daniny od których m.in. zależał dostęp do internetu. Reszta dnia wypadła blado w porównaniu do Zwycięstwa, które odniosła w gabinecie dentysty- protetyka, toteż nie ma o czym wspominać...
Ty Zosieńko cały czas po lekarzach biegasz;)))
OdpowiedzUsuńJako zawodowa kura domowa inszych rozrywek nie posiadam ;))
UsuńŚliczny bieżnik.
OdpowiedzUsuńMaleńki ci on, ale zgrabniutki... ;)
UsuńGratulacje!!!:)
OdpowiedzUsuńSerwetki urocze!
Gratulacje to ja będę przyjmować dopiero jak sprawę sfinalizuję - to przemówił mój osobisty pesymista ;))
UsuńPrace jak zawsze piękne!
OdpowiedzUsuńWedług mnie każdemu pacjentowi sterczącemu w niebotycznych kolejkach jakieś krople na ukojenie nerwów powinny przysługiwać z urzędu!
Jak by tak w poczekalniach zaczęli rozdawać jaką marychę, albo inne co, to by dopiero tłumy tam waliły ;)) Mam niejasne przeczucie, że ten postulat nie przejdzie ;))
UsuńZosienko, no troche sie Ciebie boje;)
OdpowiedzUsuńA tak serio.
Tez zaczelam inwestowac w kolejny garnitur. I wiesz co, po zmainie ubezpieczenia, okazalo sie, ze prawie calosc sumy, niebagatelnej, zwraca mi ubezpieczenie. Czy na litosc boska, system opieki zdrowotnej w Polsce zmieni sie w koncu na lepsze?
No jak to tylko trochę!!! ;))
UsuńJa tu wytaczam najcięższy arsenał a ty tylko trochę?! ;))
Na zmiany na lepsze to ja właściwie już nie liczę, próbuję się przystosować... albo się przystosuję albo zginę (Darwin)...
Buźka! :)
Jakby nie patrzeć kochana to jest ZWYCIęSTWO!!! Według starego zwyczaju trzeba uczcić przynajmniej lampką wina ze Slubnym.....hihi! ;)
OdpowiedzUsuńMnie też niedługo czeka wizyta w gabinecie stomatologicznym. Pani dentystka mi liścik przysłała, że dawno się nie widziałyśmy....hehe! Ot tęskni kobiecina, i będę musiała sobie termin zrobić na kontrolę ;)
W tym miesiącu wykupuję leki to na wino już nie starczy... :( trza będzie poczekać do następnego miesiąca :))
UsuńDentysta liściki Ci wysyła?! Nie może być... a ja swojego ledwo złapać mogę, nic a nic za mną nie tęskni... hihihi!
Napisz kiedy będziesz miała wizytę to kciuki będę trzymać!
Buźka! :))
Ach, ten Twój cudny styl pisania! Smakowity wręcz! Pełen energii, obrazowych porównań, humoru! A przecież w ten humor i lekkość odziewasz ciezkie, pełne nerwów chwile. I to jest umiejętnosć - nie na powaznie a mimo to o powaznych rzeczach.
OdpowiedzUsuńJa z garniturkiem zrobie sobie porządek za ponad dwa lata. He, he! A do tej pory udawać będę czarownicę na miotle, która z rozwianym włosem oraz szczerbatym usmiechem chichocze szyderczo nad całą tą naszą wspaniałą rzeczywistością!
Całusy serdeczne zasyłam Ci pełna barw i wrazliwości istoto!:-))***
Włos rozwiany posiadam, uśmiech szczerbaty jak najbardziej, mimo braków w uzębieniu nadal chichoczę jak pensjonarka a jak stoję na podwórku z miotłą w ręce to sąsiadom na usta pcha się pytanie: - Sąsiadka zamiata czy odlatuje?
UsuńMamy ze sobą dużo wspólnego! :))
Takie niepoważne pisanie o poważnych sprawach to sposób na oswojenie tego czego nie da się inaczej znieść ;)
Olu Kochana buziaki zasyłam i na wspólny przelot miotłą zapraszam ;)))***
Oj, polatałabym z radoscią z czarownicą-siostrzycą, Zosiu! Oderwała sie na jedną noc od rutyny codziennosci. Na jaką górę czarodziejską bym dotarła, gdzie byśmy w ukryciu ogień magiczny rozpaliły i krzepiąc sie tajemnymi nalewkami chichotały aż do łez. Bo przeciez łzy i smiech tak zawsze blisko siebie, a jak człowiek z kim sie swobodnie czuje, to dobrze mu i pośmiać sie i popłakać razem! Na blogach mamy namiastkę takiej góry. Dobre i to!:-))***
UsuńNo to lecimyyyyyyy! ;))
UsuńMoże przy następnej wizycie u lekarza granaty zostaw w domu.:):):) Fajne te serwetki. tak fajne, że zastanawiam się, czy nie złapać za szydełko:)Bo coś tam też nim potrafię stworzyć:)
OdpowiedzUsuńJakbym miała granaty to bym ich w domu na pewno nie zostawiła, w końcu sąd sądem a sprawiedliwość powinna być po mojej stronie... ;))
UsuńNaprawdę podobają Ci się? Jeśli tak, mówisz- masz! :))
No ba:) Ale nic za darmo, wymyśl coś za...
UsuńOk :))
UsuńPięknie i obrazowo przedstawiłaś sprawę! Och jak ja lubię czytać te Twoje przemyślenia...a serwetki to w kolejce do tego "dochtora" wydziergałaś, bo śliczne są . Pozdrawiam i dużo cierpliwości Ci życzę:)
OdpowiedzUsuńSerwetki powstały w domu po wizytach by skołatane nerwy ukoić :))
UsuńCierpliwość się przyda, bo przyznam się, że jakem spokojna białogłowa to ostatnio krwiożercze instynkty się we mnie budzą... ;)
Pozdrawiam gorąco! :)
Dawno do Ciebie nie zaglądałam. Nie znam nikogo, kto potrafiłby tak szczegółowo i realistycznie (łącznie z odczuciami) opisywać "bliskie spotkania ze służbą zdrowia".
OdpowiedzUsuńTak się składa, że moje najmłodsze dziecię właśnie leży w szpitalu na obserwacji.
Jutro się okaże ( po badaniach), czy to było tylko zwykłe zasłabnięcie.
Czasem tak jest, im bardziej człowiek chce uniknąć kontaktu z ...tym bardziej go dopada i to w najmniej oczekiwanym momencie.
Ślicznie wyglądają te słoneczniki, które sfotografowałaś ostatnio; - aż się na nie zagapiłam.
Pozdrawiam serdecznie Dorota
Mam nadzieję, że Twoja pociecha cała i zdrowa już w domu jest... trzymam kciuki!
UsuńFaktycznie jest tak jak piszesz im bardziej człowiek nie chce tym większa szansa, że owo bliskie spotkanie ze służbą zdrowia mu się przydarzy... Chciałoby się napisać złośliwość "przedmiotów martwych" ;))
Cieszę się, że słoneczniki Ci się spodobały, wyglądały fenomenalnie :)
Pozdrawiam gorąco! :)
Te gęsi jedna w druga są fantastyczne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Te gąski to komplet miarek, szalenie przydatnych przy pieczeniu ciast ( szklanka, 1/2 szklanki, 1/4 szklanki itd.). Otrzymałam je dawno temu w prezencie, jako że wszem i wobec wiadomo, że motyw drobiarski w kuchni należy do mych ulubionych ;)
UsuńPozdrawiam :)
Very beautiful!!!
OdpowiedzUsuńGreetings!
Dzięki :))
UsuńPozdrawiam gorąco!
Piękne twory szydełkowe, a jeszcze idealnie się komponują z tym cudnym ,słodkim zielonym lampionem :D
OdpowiedzUsuńTeż tak miałam wrażenie, że będą razem dobrze wyglądać :)))
UsuńMoj synus na poczatku roku szkolnego zlamal reke. Za nic w swiecie nie mialabym talent do tak barwnego opisu doswiadczen ze szpitalem. Wprawdzie w innym kraju, ale miesiwo "latalo po scianach". Juz wiem gdzie te 300 - kilowe amerykanskie grubasy pracuja... I to w tempie jakby wazyli drugie tyle!
OdpowiedzUsuńSzydelkowe prace przepiekne jak zawsze u Ciebie! Mam nadzieje ze sie przy nich uspokoilas!
Mam nadzieję, że z synkiem już wszystko w porządku, też jako dziecko miałam złamaną rękę. Jak widzę służba zdrowia wszędzie taka sama... :(
UsuńFaktycznie szydełko odrobinę ukoiło moje serce :)