piątek, 17 grudnia 2021

Szopka czyli byłoby śmiesznie gdyby nie bylo tak strasznie...

Nie było mnie, bo... miotam się z jednej skrajności w drugą.  Rzeczywistość mnie otaczająca coraz bardziej przypomina sen wariata, więc uciekam... wypieram to co widzę,  wypieram logikę...  Jeśli jesteście ciekawi to jestem szurem, płaskoziemcą i foliarzem...  dotąd uważałam,  że  pewne sprawy powinny być prywatne i nie powinny znaleźć się na blogu. Teraz przyznaję się oficjalnie  -  jestem przeciwniczką segregacji! Każda segregacja w historii prowadziła do tragedii, każda... 

Napisałam już parę razy w różnych miejscach i napiszę jeszcze raz:

Owcom życie upływa na strachu przed wilkami, ale do rzeźni prowadzi je pasterz!

Wrzucam dwa linki i proszę przeczytajcie je a jeśli macie ochotę i odwagę,  napiszcie co uważacie w komentarzach.

https://dziennikzarazy.pl/16-12-polska-niemcy-czyli-epidemiologia-komparatywna/


 http://zbigniew.martyka.eu/2021/12/15/stanowisko-w-sprawie-oswiadczenia-zarzadu-glownego-pteilchz/


W międzyczasie wyhaftowałam postaci do szopki. Samą budowlę według mego projektu wykonał  Ślubny .




niedziela, 31 października 2021

Jesienny haft czyli zmienne nastroje...

 Nie było mnie, bo wstyd się przyznać lenistwo mnie opanowało.  Nie żeby takie ogólne lenistwo.  Niemoc była ukierunkowana w kierunku zawieszek. Wyprodukowałam mnóstwo,  naprawdę m n ó s t w o gwiazdkowych hafcików! W trakcie ich tworzenia miałam ogrom pomysłów jak je wykończyć a potem... potem szukałam pretekstu przed samą sobą,  żeby tego nie robić.  W ramach "pretekstu" wyszyłam dwa jesienne hafty a trzeci kończę.  ;) Najwyraźniej w dziedzinie hobby ujawnia się moja kapryśna natura - chciałabym i nie chce mi się ;) W jednej chwili chcę a w drugiej już nie... Czlowiek ma juz swoje lata, winien być stateczny i rozsądny a tu rogata dusza w ramkach się nie mieści.  Miast  dostojnym krokiem przemierzać jesienne aleje, wędruję pod drzewami szurając butami głośno w liściach.  Ku radości Psinki idąc przez wieś kopię kamyki, które ona radośnie łapie. Kieszenie podobnie jak kilkadziesiąt lat temu, mam pełne kasztanów,  szyszek i "ładnych" patyków, które na pewno kiedyś,  do czegoś mi się przydadzą.  Czasem zapominam, że mam tyle lat ile mam... znowu jestem małą dziewczynką z warkoczykami, która z radością zbiera kasztany, zapominając o całym świecie.  Stety niestety, takie chwile długo nie trwają,  bo jak się człowiek  w moim wieku schyli, to bardzo często ma problem z ponownym przyjęciem pozycji wyprostowanej. W takich chwilach często zastanawiam się czy pozycja wyprostowana aby na pewno jest sukcesem ewolucyjnym ;) i czy mięczaki nie mają lepiej ode mnie ?

Oto pierwszy z jesiennych haftów  :)










niedziela, 3 października 2021

Jabłonie czyli początek końca...

 Zosieńka powoli szła za Psinką, która nieśpiesznie obwąchiwała kolejne kamienie, sztachety a nawet źdźbła trawy. W otulającą ich ciszę niespodziewanie wdarł się jazgot piły spalinowej. Odruchowo obydwie obróciły głowy w kierunku , z którego dobiegł je hałas.  Psinka szybko powróciła do obwąchiwania terenu, zakwalikowawszy charkot piły jako szum tła,  ale Zosieńka stanęła  jako ten słup soli, zdruzgotana widokiem rozpościerającym się przed jej oczyma. Młody  mężczyzna ścinał jabłonie!  Piękne młode drzewka  z gałęziami oblepionymi dorodnymi jabłkami ... upadały jedna po drugiej. Zosieńka wspomniała jak sąsiad staruszek sadził te drzewka, jak je pielęgnował,  formował korony, chronił przed szkodnikami a one wdzięczne za opiekę rosły.  Wiosną obsypywały się  kwieciem a jesienią pięknie wybarwionymi owocami. Staruszek miał  nadzieję,  że kiedy jego już nie będzie, jabłonie nadal będą  a ludzie, którzy bedą zrywać owoce pomyślą z wdzięcznością o człowieku,  który je zasadził... Staruszka już nie było a Zosieńka ze zgrozą i niedowierzaniem patrzyła jak jego ostatni wysiłek obracał się w nicość... Chciała biec i  przerwać to świętokradztwo,  ale wciąż stała w miejscu. W końcu powoli ruszyła ze spuszczoną głową przed siebie aby dalej od jazgotu, który niemal fizycznie wbijał się tysiącem igieł w ciało.  Rozmyślała o tym jak bardzo zmienił się świat. Gdzie podział się kraj, w którym upuszczony chleb podnoszono z szacunkiem i całowano?  Kiedy w niebyt odeszło przekonanie, że wycięcie owocującego drzewa to grzech? No tak, przecież nie ma już grzechów... mleko jest z kartonów a jedzenie z marketów. A tam mamy śliwki z Argentyny,  ziemniaki z Afryki,  jabłka  z Holandii, czosnek z Chin, pomidory z Hiszpanii...  Wygoda i dostatek... tylko Zosieńka miała wrażenie,  że za te "wygody" przyjdzie kiedyś zapłacić i cena będzie gorzka. 

Zosieńka nadłożyła drogi aby tylko wracając do domu, nie przechodzić obok sadu, który stał się cmentarzem ... Cmentarzem na którym pochowano cnoty, które kiedyś wyróżniały nas Polaków.  Po głowie tłukły jej  się słowa Norwida:

 "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba

Podnoszą z ziemi przez uszanowanie

Dla darów Nieba....

Tęskno mi, Panie...

 

Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,

Do tych, co mają tak za tak - nie za nie,

Bez światło-cienia...

Tęskno mi, Panie... "

Z żalem pomyślała,  że poeta tęsknił będąc na obczyźnie... Zosieńka tęskniła będąc na miejscu...





czwartek, 30 września 2021

Jesienna zaduma czyli post dla Uli :)



 Ciemność ukradkiem otulała wioskę... niespodziewanie wpełzając między domy... wciskając się w każdy zakamarek. Zosieńka nasłuchiwała  melodyjnego poszczekiwania psów, które strzegły swych domostw. 

Jeszcze w kalendarzu lato, ale  wieczory i ranki już  zimne...

Jeszcze  niedawno  były wakacje, ale już jesień za progiem...

Jeszcze żyjemy urlopem,  ale praca ponownie już włada naszym życiem...

Radosna i beztroska zabawa ustępuje miejsca melancholii i zadumie...

Zosieńka z wiekiem polubiła szarówki,  które co dnia szybciej przychodziły, dając pretekst do "nicnierobienia". Czekała z niecierpliwością na sterty liści,  w których będzie można spacerując, szurać bez końca. Przyjdą słoty i pluchy, nocami w kominie będzie wyć wiatr, ale wszystko to przybliza nas do grudnia... Grudnia, który przyniesie Boże Narodzenie!  :)

Post powstał z końcem sierpnia, ale czasem dzieje się zbyt wiele ...  był pożar w wiosce (na szczęście dom  sąsiadów uratowany a szkody niewielkie), była woda płynąca rurami, która nadawała się tylko do spłukania toalety, były niedyspozycje zdrowotne, do których najwyższy czas się przyzwyczaić,  były też zdarzenia w bliższej i dalszej rodzinie, które trosk przysporzyły...  Czas płynął a ja odkładałam blogowanie z dnia na dzień i pewnie nadal bym tak robiła,  gdyby nie Urszula :) Kilka słów,  które słodkim miodem spływają na serce i człowiekowi znowu się chce ;)  Dziękuję Ulu!







środa, 18 sierpnia 2021

Okrągła rocznica i kolejne autko :)

  Właściwie to nie rocznica tylko miesięcznica,  bowiem minął miesiąc odkąd zaczęłam publikować posty codziennie.  Przyznaję się,  że wymagało to ode mnie samodyscypliny. Jakie wnioski po miesiącu?  Obawiam się,  że dalej tak nie pociągnę... na początku było trudno, potem się rozpędziłam a pod koniec  zautomatyzowałam. Chyba jednak wolę z ułańską fantazją niż  według rozpiski. Najwyraźniej moje serce to muzyk  improwizujący co nie zawsze chce w orkiestrze grać... ;)





wtorek, 17 sierpnia 2021

Odchudzanie i kolejna zawieszka

 Większość z nas  miała,  ma lub będzie miała problemy z nadwagą.  Nie odchudzam się nałogowo,  tak naprawdę zrzucałam nadmiarowe kilogramy tylko raz... i to z połowicznym sukcesem. Sukces był bo zrzuciłam 25 kilogramów a połowiczny bo wróciło 11 kg.  Pewnie byłoby ich więcej,  gdyby nie to, że odkryłam różnicę między  - "jestem głodna " a "jest mi nudno"...





poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Paproć czyli nieodwzajemniona miłość ;)

  Jestem wielbicielką paproci wszelakich. Kocham je wszystkie miłością równie wielką,  co i nieodwzajemnioną.  Nie oszukujmy się,  niebagatelny wpływ na to ma fakt, że w moim domu jest bardzo sucho, zwlaszcza w sezonie grzewczym. Powinnam skupić się na roślinach sucholubnych czyli sukulentach i im podobnych, ale rozum swoje a serce swoje. Ze wszystkich paproci, które przewinęły się przez mój dom,  ocalał jeden nefrolepsis. Najwyraźniej jego wola przeżycia była większa niż poprzedników.  Ba! Nawet się rozmnożył,  korzystając z doniczki jaką  mu usłużnie podsunęłam, zainstalowawszy w niej jeden z paprotkowych rozłogów. 

Faktem jest, że od lat już  nie nabyłam żadnej paproci ... jednak ostatnio mój wzrok padł na phlebodium Blue star i popłynęłam.  Sama nie wiem kiedy byłam przy kasie  i wybiegałam że sklepu, czule tuląc do piersi zielone zawiniątko.  Umościłam ją wygodnie i czekam... jak nam się będzie razem egzystowało...?

Tu potomek mojej jedynej  żyjącej  paproci ;)



A tu mój  nowy nabytek - paproć złocista  phlebodium Blue star.